Zdania jak szpilki
Recenzja książki: Julia Fiedorczuk, "Poranek Marii i inne opowiadania"
Poetka Julia Fiedorczuk zadebiutowała jako prozaiczka. Trudno wręcz uwierzyć, że „Poranek Marii” to debiut – tak dojrzale brzmią te opowiadania. Zdania dobrze skrojone potrafią kłuć jak szpilki. Czasem dotykają jeszcze mocniej dzięki temu, czego nie mówią. Fiedorczuk opowiada o krzywdzie, o bólu, przemocy seksualnej, pokazuje moment, kiedy życie bohaterek (najwięcej jest tu kobiecych portretów) nagle wypada ze swojej osi.
Zdarza się to Marii z tytułowego opowiadania „Poranek Marii” o Zetce, czyli pewnej nastolatce. Zetka nie ma pracy, zbiera chrust i śmieci. Coś tam znajdzie do jedzenia i czasem ma na tanie wino. Dlaczego Zetka jest taka, jaka jest? Kiedyś uczyła się na krawcową. W pewnym momencie przestała chcieć być kobietą, zaczęła nosić szmaty. A to dlatego, że „coś tam się jednak stało, w szkole, po szkole, za szkołą, w lasku za szkołą, coś się stało, że Zetka pogwizduje głośniej i maszeruje szybciej, i nie będzie, nie będzie o tym myślała”. To mistrzowskie zdanie jednocześnie zakrywa i odkrywa sens, nie mówiąc wiele – mówi wszystko. W tamtym momencie życie Zetki wypadło z osi. Tak powstała Zetka, która lepiej się czuje w lesie niż wśród ludzi, lepiej niż ich rozumie psa i potrąconą przez samochód wiewiórkę.
Fiedorczuk w wyjątkowy sposób pisze o przyrodzie, los postaci silnie splata się z naturą. Tak bywało u Iwaszkiewicza czy też w prozie amerykańskiej, ale dziś taki sposób pisania zdarza się rzadko. Jej bohaterki marzą, by uciec z ciała, które jest ich wrogiem. Opowieść o anorektyczce jednocześnie mówi też o ucieczce od języka, któremu pisarz zawsze podlega. Jak opowiedzieć o śmierci? – zastanawia się jedna z bohaterek. Fiedorczuk wie, jak opowiadać. Wie też, jak słowem i zdaniem przyszpilić to, co prawie niewyrażalne: zepchnięty na dno pamięci ból i tęsknotę za życiem.
Julia Fiedorczuk, Poranek Marii i inne opowiadania, Biuro Literackie, Wrocław 2010, s. 100