Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Kobiety biało-czerwone

Kawiarnia literacka

Sprawa dotyczy północnych rubieży Polski, a dokładniej: historycznej krainy Pogezanii, z której Prusów wygonili Krzyżacy, Krzyżaków – Polacy, Polaków – Niemcy, a tych ostatnich – Polacy z Rosjanami. Jest sobotni wieczór, w olsztyńskim teatrze podczas antraktu „Mistrza i Małgorzaty” podchodzi do mnie Jadwiga Kolanko (osoba realna, z krwi i kości). Mocno poruszona, zaczyna opowiadać o swojej znajomej – Teresie Loczek (równie realnej, krwistej i z NIP, choć czy kościstej, nie dane mi było sprawdzić). Loczek jest właścicielką dwóch zakładów fryzjerskich: w Jonkowie – małej podolsztyńskiej miejscowości – i w Morągu opromienionym ostatnio sławą, lecz nie z powodu Herdera czy Kraszewskiego, nie za sprawą powieści „Pan Samochodzik i Niewidzialni”…

Biznesmenka od ondulacji, fryzur prostych i afro zdradziła Jadwidze Kolanko, że zamierza zamknąć jonkowski zakład, ponieważ w Morągu wzrosła piramidalnie kobieca dbałość o włosy. Klientki walą drzwiami i oknami, metaliczna mowa nożyczek rozbrzmiewa od świtu do nocy, grzebienie zjadają zęby na własnej profesji. Teresa Loczek musi przerzucić wszystkie moce fryzjerskie do morąskiego zakładu. Według kobiety, w sennym dotychczas miasteczku zapanowało estetyczne ożywienie. Renesans przeżywają gabinety kosmetyczne, ze sklepów tekstylnych znikają drogie sukienki. Popołudniami na deptakach i skwerach można spotkać nieziemskie piękności, jakby Morąg stał się paryskim centrum mody, jakby tylko tutaj rodziły się późne wnuczki Wenus z Milo. Teresa Loczek stawia bolesną – z punktu Polaka mężczyzny – tezę: wszystko to dla stacjonujących w mieście Amerykanów, tych żółwi Ninja wolności, uzbrojonych po białośnieżne zęby.

Postanawiam sprawdzić, ile w tym prawdy, a ile gawędy. Dwa dni później wyruszam z Olsztyna w drogę przez mękę. Drogę krętą, bo poniemiecką. Dziurawą, bo w polskich rękach. Dwa razy patrzę śmierci prosto w oczy, która przybiera kształt tira pakującego się na trzeciego. Kapuściński miał swoje dżungle i rewolucje, ja mam drogę nr 527, łączącą Warmię z Mazurami.

Jestem na miejscu. Wystarczy rzut oka i sprawdza się czarny scenariusz. W Morągu pełno bóstw naturalnych i retuszowanych. Kobiety poruszają się lekkim krokiem, przysiadają na ławkach tutejszych Plant wokół centrum, roztaczając zmysłową aurę perfum. Do diaska, miała rację Teresa Loczek!

 

Amerykanów nie widać. Ani w restauracji Adria, ani przy gotyckim ratuszu z dwiema armatami, ani w lodziarni u Stefanka. Odkrywam za to prostą zależność: im atrakcyjniejsze morążanki, tym męska część miasteczka bardziej zgarbiona, ciężkawa, ponura. Nikogo nie mogę namówić na wywiad. Do kobiet nie mam śmiałości się zbliżyć – niestety, Kapuścińskim nie jestem. Jestem za to w kropce. Moja bezradność reportera bierze się z braku skali porównawczej. Nie wiem, jak wyglądały morążanki w styczniu lub w lutym. Czy to możliwe, by kilka miesięcy temu ich piękno – mówiąc oględnie – było pięknem „drugiej świeżości”?

Tknięty autopilotem instynktu, minąłem kino Narie i trafiłem do Snack Baru. W niewielkiej knajpce, wśród stałych bywalców panował grobowy nastrój. Podobne odczucia musiał mieć Sienkiewicz, gdy opisywał w „Potopie” zamkniętą naturę Budrysów. Zagadnąłem o kobiety i Amerykanów, starając się mówić z morąskim akcentem. Po dłuższej chwili odezwał się czerstwy sześćdziesięciolatek: „Nie daruję Klichowi! Poprosił jankesów, żeby korzystali z polskiej gościnności. Cóż to za gruba aluzja! Kobiet naszych nie damy, choćby i nawet były feministkami. Są granice, których przekraczać nie wolno!” – zagrzmiał, cytując generalskiego klasyka.

 

Morążanki – to słowo łopotało nad głowami mężczyzn jak wielobarwny motyl. To ono w kontekście rakiet Patriot gnębiło smutne twarze pochylone nad zapotniałymi kuflami. „Niech Amerykańce wracają do swoich hamburgerowych łomens!” – syknął gościu w sportowej koszulce, pewnie kibic Huraganu Morąg. „Pojawiają się w mieście?” – rzuciłem niby od niechcenia. Tykowaty młodzian sapnął z drugiego końca sali: „W sobotę chlali w Parkowej”. Tę uwagę podchwycił grubszy jegomość: „Niech piją, choć i tak nie umieją. Byleby z dala od naszych kobiet!”

I naraz bywalcy Snack Baru zaczęli uderzać w patriotyczne tony. Z przerażeniem obserwowałem, jak przez płeć piękną, przez morąskie Heleny zaczyna nam grozić nowa wojna trojańska, jak w proch się obraca geostrategiczny sojusz polsko-amerykański. Wszyscy, nagle gadatliwi, jakby kurs konwersacji brali od Hanki Bielickiej, zapewniali, że co jeden, to biało-czerwony macho, potomek ułanów, genetyczny powstaniec i tylko mało rozsądna morążanka odwróciłaby głowę ku braciom Rambo. Ktoś krzyknął: „Panowie, to byłby nóż w plecy polskości i męskości naszej!”. Towarzystwo – lekko podchmielone – nabrało chęci, by ruszyć pod koszary i porą wiosenną odtworzyć „Noc listopadową”.

Doprawdy, nie wiem, jak by to się skończyło. Trwałość paktu północnoatlantyckiego uratowała pewna kobieta. Stanąwszy w drzwiach knajpki, huknęła na jednego z kompanów: „Dzień w dzień to samo. Do domu, stary!”. Antyamerykańskie wrzenie ucichło. Nosy na powrót zanurzyły się w kuflach…

Wracając z reporterskiej podróży, przypomniałem sobie, że morąskie kroniki odnotowują w 1812 r. bunt mieszczan przeciwko wojskom napoleońskim. Historia lubi się powtarzać, mimo że jest ponoć nauczycielką życia. Niezależnie od tego, czy prawdę mówiła Teresa Loczek, czy fantazjowała, gdy idzie o kobiety, w powietrzu zawsze wisi wojna. Amerykanów w Morągu jest ledwie setka, rdzennych morążan parę tysięcy. Niechaj więc wiedzą przybysze zza Wielkiej Wody, że trafili do kraju, w którym słowo „kobieta” nie ma rodzaju gramatycznego. Ono jest biało-czerwone!

 

Mariusz Sieniewicz, ur. w 1972 r., jest autorem powieści „Prababka”, „Czwarte niebo”, „Rebelia” i zbioru opowiadań „Żydówek nie obsługujemy”. Był trzykrotnie nominowany do Paszportu Polityki.

Polityka 26.2010 (2762) z dnia 26.06.2010; Kultura; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Kobiety biało-czerwone"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną