Gdyby nie złodzieje, rynek muzyczny nie rozwijałby się od ponad dekady. Najpierw 19-latek Shawn Fanning w 1999 r. wpadł na pomysł, by wykorzystać nowy format zapisu danych mp3 i umożliwić ludziom wymienianie się plikami przez Internet. Cały proceder, z miejsca uznany za nielegalny, storpedowały koncerny płytowe. Jednym z najaktywniejszych oponentów był wtedy zespół Metallica, którego menedżerowie ogłosili, że nie zamieszczą w sieci żadnych plików mp3.
Po atakach prawników Napstera zamknięto. Odrodził się jednak po kilku latach – już jako legalny sklep z muzyką w postaci cyfrowej. Potem zmieniał i dostosowywał do potrzeb odbiorców. Dwa lata temu Metallica udostępniła w Napsterze cały swój katalog (w formacie mp3, oczywiście), a sam serwis, ciągle podążający za rynkowymi trendami, stawia dziś na streaming.
Streaming to dostęp do materiałów dźwiękowych i/lub wideo bez ściągania ich na własny twardy dysk. Słuchamy lub oglądamy jak w tradycyjnym radiu czy telewizji, tyle że korzystamy z komputera lub komórki i sami układamy sobie program, komponując go z olbrzymiej palety. Napster to ponad 7 mln piosenek na wyciągnięcie ręki. Popularny muzyczny serwis Spotify to już 8 mln, a serwis wideo YouTube daje dostęp do grubo ponad 100 mln dłuższych i krótszych filmów. Gdybyśmy zdecydowali się nie spać w nocy, przesłuchanie zawartości Spotify zajęłoby nam jakieś 50 lat albo i dłużej. Bo treści wciąż przybywa – nawet 10 tys. nowych utworów dziennie! To już nie tylko strumień (tak się tłumaczy termin „strea-ming” na polski), ale prawdziwy zalew.
YouTube czy Spotify – podobnie jak kiedyś Napstera – też z miejsca uznano za kolejny pomysł na internetowe piractwo. Ale po kilku latach istnienia pokazują się jako rozsądny model biznesowy.