Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Lektury pod chmury

Paczka książek na wakacje

Rae Whitlock / Flickr CC by SA
Na urlopie możemy czytać bez ograniczeń to, co chcemy, nadrabiać zaległości i wracać do klasyki. Co warto zabrać ze sobą w tym roku?

Pisarka Dubravka Ugresić spędzała kiedyś wakacje na adriatyckiej wyspie, sąsiednią, niezamieszkaną, okupowali nudyści. Pojechała tam pewnego dnia i oniemiała. Bo oto – jak opisała później w książce „Czytanie wzbronione” – niemal każde z nagich ciał trzymało w ręku książkę. „Mogły kopulować, ziewać, drapać się po siedzeniu, przeżuwać kanapki wywlekając z nich skórki krajowego salami, chrapać, rozglądać się wokół, mogły, jak powiadam, wszystko. Ale nie, nagie ciała czytały – książkę! Przejęta owym nagim zapałem do literatury, zawstydzona swoją intelektualną podejrzliwością, rozluźniłam się, znalazłam miejsce na ustronnej skałce i mając na uwadze, by nikt nie zobaczył, wyjęłam z torby książkę. Jedyną, którą wzięłam sobie na lato. »Trzej muszkieterowie« – zawsze biorę ją na wakacje”. Ale nie przeczytała ani jednej strony, bo czuła, że zbyt odróżnia się od reszty. Tego lata bowiem wszystkie nagie ciała czytały jedną i tę samą książkę w kilku językach. Było to „Imię róży” Umberto Eco.

Kilka lat później na tej samej wyspie wszyscy czytali książki Coelho. Potem, jak możemy się spodziewać, nastał czas Dana Browna, Mankella, a w tym roku – podobnie jak w ubiegłym – na wszystkich plażach świata, w pociągach i samolotach najpewniej królować będzie trylogia „Millennium” Stiega Larssona.

Dlaczego wszyscy czytają jedno i to samo? Bo myślą, że większość nie może się mylić. W kurortach nadmorskich tłumy leżą na jednej plaży, podczas gdy kilometr dalej jest pusto, chodzą zatłoczonym, popularnym deptakiem, kiedy sąsiednie uliczki są wyludnione. Tłum gwarantuje, że miejsce jest dobre, że książka warta lektury albo przynajmniej trzeba to sprawdzić. „W zjawisku bestsellera – pisze Ugresić – jest coś z rytuału. Skoro jedną książkę czytają miliony, to zastępuje ona hostię (miliony wysuwają języki, żeby przyjąć namiastkę tego, co duchowe i tym samym uczestniczyć w zbiorowym akcie oczyszczenia). Fenomen bestsellera to projekcja zbiorowej tęsknoty za jedną książką, za księgą nad księgami, za substytutem Biblii”.

Są jednak i tacy, którzy lubią puste plaże, boczne uliczki, a wakacyjne czytanie traktują ze specjalną uwagą, bo wtedy mogą nadrobić zaległości, zaczytać się bez ograniczeń, wrócić do tytułów sprzed lat. Selekcję wakacyjnych książek zaczynają wcześnie, a niektórzy mają nawet specjalną półkę, na której odkładają w ciągu roku to, co się nada na wakacje.

Książka od serca

Chyba że mamy jedną ulubioną wakacyjną powieść. – Nie lubię zabierać ze sobą książek na wakacje – mówi Jerzy Pilch. – Zawsze mam ze sobą to samo, niewielką książeczkę z lat 70. z serii Nike „Tołstoj, Czechow, Bunin. Trzy opowieści”, w której są zebrane trzy nowele tych pisarzy w przekładzie Jarosława Iwaszkiewicza. Zapamiętałem też takie lato, kiedy rzeczywiście zaczytałem się w „Nic albo nic” Konwickiego, pamiętam też intensywny upał i „Psalmy” Tadeusza Nowaka. Czasem, nad morzem czy w górach, lubimy mieć przy sobie ciągle tę samą książkę – jak przyjaciela od serca. – Jak jadę w obce kraje, zawsze zabieram „Lalkę” i „Złego”, żeby czuć się jak w Warszawie, a jak gdzieś bliżej, to Aglaję Veteranyi i Olgę Tokarczuk – mówi Sylwia Chutnik. Krytyk Juliusz Kurkiewicz na plaży zawsze czyta Houellebecqa, zostało mu jeszcze tylko „Poszerzenie pola walki”. W rodzinie Sobolewskich, wypoczywającej na gorących skałach Bułgarii, kilka lat pod rząd sprawdzały się opowiadania Stephena Kinga. Ten, kto wychodził z wody, przejmował książkę. Kto szybszy, ten lepszy. A przecież podróży z trupem nie można przerwać ot tak sobie, nie dotarłszy do puenty. Jak na ironię, w dwóch opowiadaniach w zbiorze „Wszystko jest względne” w ogóle nie wydrukowano stron końcowych.

Z wypróbowanych autorów warto zabrać przynajmniej jedną książkę Philipa Rotha. Wszyscy jego bohaterowie, tak jak Sabat („Teatr Sabata”), namiętnie kochają się w życiu i wołają o więcej: „Więcej klęsk! Więcej rozczarowań! Oszustw! Samotności! Artretyzmu! Misjonarzy! A z bożą pomocą jeszcze więcej dup! Jeszcze więcej tragicznego zawikłania we wszystkie sprawy tego świata. Samo poczucie wrzaskliwej żywotności pozwoli przejść do porządku dziennego nad obrzydliwością egzystencji”. Właśnie w opisywaniu tej wrzaskliwej żywotności i tęsknoty za parszywym życiem (w ostatnich książkach zajmuje się śmiercią) jest Roth niedościgłym mistrzem. Wakacyjne dawki jego prozy starczą na długo, bo pisze w tempie ekspresowym i co chwila wychodzi coś nowego.

Może w tym roku dokończę „Adę” Nabokova, zaczętą w poprzednie wakacje – planuje Natalia Radzikowska z wydawnictwa Nowy Świat. – Nad Bałtyk zawsze zabieram stare wydania „Muminków”. Zwykle wybór książek na wakacje to proces namyślania się, przekładania, zabierania i odkładania... Tego lata jeszcze przede mną. Może wrzucę do walizki nowe eseje Anne Fadiman, bo odkąd je kupiłam, nie miałam czasu ich przeczytać.

 

 

Z czym do Egiptu, z czym na Sycylię

Właśnie Fadiman w „Ex libris” opisuje szczególną przyjemność, jaką daje lektura książki w miejscu, które opisuje. Nie ma to, jak czytać Karen Blixen w Kenii, „Buszującego w zbożu” Salingera czy „Plac Waszyngtona” Henry Jamesa w Nowym Jorku, a „Szkice piórkiem” Bobkowskiego na południu Francji. Istnieje zresztą cała gałąź turystyki literackiej, która proponuje wyprawy śladem bohaterów literackich: Sherlocka Holmesa, Szwejka czy ostatnio – bohaterów „Millennium”. Zorganizowana wycieczka nie da nam jednak tej intymnej przyjemności bycia tam, czyli niemal wejścia do książki. Do Izraela można się wybrać z Amosem Ozem, choćby z jego ostatnio wydanymi „Scenami z życia wiejskiego”, a do Egiptu z „Wyjściem z Egiptu” André Acimana – sagą Żydów sefardyjskich z Aleksandrii, która była przebojem w zeszłym roku w Bułgarii.

Na Sycylię Piotr Mucharski z „Tygodnika Powszechnego” zabiera „Lamparta” w nowym tłumaczeniu, czyli „Geparda” Lampedusy. Zresztą właśnie w tym roku ukazały się w Polsce dwie książki – „Kontekst”i „Dzień puszczyka” – jednego z najważniejszych pisarzy sycylijskich Leonardo Sciascii. To na nim wzorował się choćby autor kryminałów Andrea Camillieri, Sciascia pierwszy zajął się też w literaturze zjawiskiem mafii. – Obie książki Sciascii czyta się jak lekkie powieści kryminalne, ale wplecione są w nie rozważania z zupełnie innego porządku: o moralności i naturze człowieka – opowiada Paweł Bravo, publicysta i tłumacz. – Wkraczamy w obszar tajemnicy i narasta groza. Okazuje się, że cały świat opisany u Sciascii jest przeniknięty złem, tryby machiny wciągają jednostkę, która próbuje się mu nieskutecznie przeciwstawić. Te książki klimatem przypominają filmy Polańskiego. A Sycylia jest u Sciascii jednym wielkim teatrem.

Inaczej patrzymy na Stambuł, kiedy mamy przed oczami książki Pamuka, choćby autobiograficzny „Stambuł. Wspomnienia i miasto”. – Uwielbiam czytać o miejscu, w którym jestem – mówi dziennikarz Marcin Meller. – Nawet jak wybieramy się na plażę w Turcji, staramy się zabrać do czytania coś, co dotyczy tego kraju: Pamuka, „Bękarta ze Stambułu” Elif Şafak. Na Sri Lance czytaliśmy „Oczy Buddy” Michaela Ondaatje, mimo że to o wojnie domowej. Nawet czytanie kiczowatego „Cienia wiatru” Zafóna w Barcelonie sprawiało przyjemność, tak jak „Ostatnia bitwa templariuszy” Pereza-Reverte w Sewilli. Teraz jadę do Gruzji i mam ze sobą m.in. „Morze Czarne” Claudio Magrisa, „Bohatera naszych czasów” Lermontowa, „Toast za przodków” Wojciecha Góreckiego, „Dobre miejsce do umierania” Wojciecha Jagielskiego i książkę o zapomnianej sztuce biesiadnej, czyli o toastach gruzińskich. A na miejscu, w księgarni w Tbilisi, poszukam opisu podróży Aleksandra Dumasa po Gruzji.

Jeszcze inny rodzaj przyjemności daje odwiedzanie miejsc związanych z pisarzami, jak choćby Tangeru w Maroku, który zasiedlili w latach 50. nowojorscy pisarze: Allen Ginsberg, William Burroughs, Paul Bowles, autor „Pod osłoną nieba”, i jego żona Jane Bowles, autorka „Dwu poważnych dam”. Stworzyli tam artystyczną kolonię, spowitą oparami haszyszu. Dziś już pewnie nie ma śladu po tamtej atmosferze, tak jak nie zostało nic z wielokulturowej Aleksandrii, opisanej w książce Acimana. Nie szkodzi, przeszłość literacka nadal oświetla te miejsca.

Aktualna klasyka

Co roku pojawia się pytanie zasadnicze: czy już czas na „Szkołę uczuć” Flauberta albo „Wojnę i pokój” Tołstoja, czyli znane przyjemności? „Wojna i pokój”, czytana pierwszy raz na wakacjach, potrafi całkowicie wyłączyć z życia, pozbawić ochoty na posiłki i spacery. Zwłaszcza piorunująco działają sceny bitewne. Klasyka zresztą może nas zaskoczyć swoją aktualnością. Choćby „Stracone złudzenia” Balzaka. Okazuje się bowiem, że XIX-wieczny obraz życia miejskiego i prasy dziwnie przypomina współczesność. Gazety są jak kramy, gdzie sprzedaje się frazesy, pracują w nich nie tyle ludzie pióra, ale murarze i wyrobnicy, a krytyka literacka to u Balzaka „szczotka, której nie należy używać do lekkich materii”, bo wyrwie w nich dziury. „Stracone złudzenia” można by zadedykować pracownikom mediów.

Podobne wrażenie aktualności sprawia dziś Zola i jego obraz miasta i kapitalizmu. Jeśli zaś interesują nas dawne realia, warto zajrzeć do książek Poli Gojawiczyńskiej, autorki „Dziewcząt z Nowolipek”. – Ani Żeromski, ani Sienkiewicz z taką dbałością nie opisują cen i detali – mówi Paweł Dunin-Wąsowicz, który nie wybiera się na wakacje.

Ja nie zabieram wcale rzeczy lekkowakacyjnych, tylko to, co dawno powinnam była przeczytać, a jakoś się złożyło, że nie przeczytałam – mówi dziennikarka Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. – Raz zabrałam Kołakowskiego, ale to była przesada, nie czytałam, nie wchodził w bułgarsko-serbskich okolicznościach. Ale rok temu zabrałam „Zbrodnię i karę” i dobrze zrobiłam, bo się czytało. Tak się składa, że akurat byłam w ogromnej ciąży, i kiedy doczytywałam już końcówkę w domu, teściowa zaproponowała: Kasiu, ty z tym brzuchem „Zbrodnię i karę” czytasz w taki upał. Może lepiej dam ci coś lżejszego, mam tu „Dom nad rozlewiskiem”, podobno to się dobrze czyta latem. W tym roku na upał będzie jak znalazł nowe tłumaczenie „Biesów” w przekładzie Adama Pomorskiego, albo może by tak zabrać się za Dickensa?

Jaka powinna być więc dobra książka na wakacje? Przede wszystkim musi być gruba. – Napisz o „Muzeum niewinności” Pamuka, to jest takie grube, że tylko na wakacje się nadaje – podpowiada Paweł Bravo. Najlepsze są książki solidne z wyglądu, takie, którymi można by zabić, jak mawiają niektórzy. Z grubych rzeczy, wydanych w tym roku, warto zajrzeć choćby do „Dzikich detektywów” legendarnego Roberta Bolańo, i to nawet wtedy, gdy nie jedziemy do Meksyku. To historia pokolenia, które dorastało w czasach rewolucji kubańskiej i Maja ’68, ale też parodia świata wydawców i pisarzy, a przy tym erudycyjna gra literacka. Inna gruba tegoroczna książka to drugi tom „Dzienników” Iwaszkiewicza. Kto jeszcze go nie zna, koniecznie powinien się za niego zabrać, bo nie dość, że jest ciekawszy niż pierwszy, to Iwaszkiewicz jest tutaj bardzo literacki i o swojej miłości do młodego chłopca pisze tak, jakby tworzył opowiadanie.

Co zatem wziąć na wakacje? Z doświadczenia wiadomo, że choćbyśmy ułożyli sobie zestaw idealny, i tak najciekawsze będzie to, co czyta ktoś obok. I co roku tak się zdarza, że przebojem staje się książka, którą zabrał ktoś inny. Warto więc dobierać sobie nie tylko książki, ale i towarzyszy podróży, z dobrym gustem i dużą walizką.

***

Grubasy na plażę

Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, przeł. Anna Akbike-Sulimowicz, Wydawnictwo Literackie, s. 750. Napisana z rozmachem powieść i jednocześnie katalog pamiątek po wielkiej miłości. W tle współczesna Turcja.

Roberto Bolano, Dzicy detektywi, przeł. Nina Pluta i Tomasz Pindel, Wydawnictwo Muza, s. 624. Meksyk, poeci, śledztwo i rzeczywistość, która ze szczętem potrafi zawładnąć czytelnikiem.

Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki tom 2, Wydawnictwo Czytelnik, s. 664. Iwaszkiewicz traci wiarę w siebie, ale przeżywa też ostatnią wielką miłość życia.

Fiodor Dostojewski, Biesy, przeł. Adam Pomorski, Wydawnictwo Znak, s. 780. Wielka powieść o złu i sile ideologii w nowym przekładzie.

Stieg Larsson, Zamek z piasku, który runął, przeł. Alicja Rosenau, Wydawnictwo Czarna Owca, s. 800. Anarchistyczna z ducha trzecia część trylogii „Millennium”. Całą trylogię czyta się bez przerwy, zarywając noce.

Polityka 31.2010 (2767) z dnia 31.07.2010; Kultura; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Lektury pod chmury"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną