Ian McEwan, Czarne psy, przeł. Marek Fedyszak, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2010, s. 238
Zapowiedź na okładce brzmi znajomo: „W 1946 r. młoda para wyrusza w podróż poślubną. Idylliczne wakacje staną się początkiem końca”. Gdyby nie data, można by pomyśleć, iż wydawca omyłkowo przedrukował streszczenie poprzednio wydanej u nas powieści Iana McEwana „Na plaży Chesil”. Tam jednak młodzi rozstają się natychmiast po fatalnej nocy poślubnej, tymczasem w „Czarnych psach” związek przetrwa długie lata, choć małżonkowie już na zawsze będą od siebie oddaleni. Przypadkom tej dziwnej pary – oboje wykształceni, kulturalni, bardzo przy tym brytyjscy – przygląda się ich zięć Jeremy, zarazem narrator powieści. Jego punkt widzenia jest szczególny: został sierotą mając zaledwie 8 lat, potem już całe życie obserwował rodziców kolegów i znajomych, by przekonać się, jak to jest, gdy ma się ojca i matkę. Wreszcie postanowił sam zostać rodzicem, żeniąc się w wieku 30 lat z Jenny, z którą romans rozpoczął zresztą podczas wyprawy do Polski w pamiętnym 1981 r. Ale czasami można odnieść wrażenie, iż ów mariaż naprawdę potrzebny mu jest po to, by mógł bliżej przyjrzeć się rodzicom żony. Prowadzi z obojgiem, oczywiście osobno, długotrwałe rozmowy, próbując zrozumieć, dlaczego nie byli zdolni być razem. A przecież łączyło ich nie tylko uczucie, ale i wspólne ideały, po wojnie oboje działali w brytyjskiej partii komunistycznej, grzeszyli szlachetną naiwnością. Wszystko zaczęło się zmieniać po podróży poślubnej na południe Francji. Co się stało? Otóż gdy małżonek (absolwent nauk przyrodniczych Oxfordu) oddawał się swym przyrodniczym dociekaniom, żonę zaatakowały dwa gotowe do mordu psy. Potem te czarne bestie będą pojawiać się w jej snach, a raczej w półśnie – nie dając spokoju. „...te zwierzęta były wytworami upodlonej wyobraźni, zdeprawowanego ducha, których nie mogły usprawiedliwić ani wyjaśnić żadne teorie społeczne. Zło, o którym mówię, tkwi w każdym z nas – powie na miesiąc przed śmiercią swemu zięciowi. – Gdy zaistnieją odpowiednie warunki, w różnych krajach, w różnym czasie następuje wybuch straszliwego okrucieństwa, występnej wrogości wobec życia, a wszyscy są zaskoczeni ogromem swojej nienawiści. Potem ta nienawiść chowa się i czeka”. Na okładce „Czarnych psów” mamy narysowane dwa biegnące czarne psy. To chyba zbyt dosłowna ilustracja.