Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Czynnik nieludzki

Recenzja książki: Gene Kranz, "Porażka nie wchodzi w grę"

materiały prasowe
Kontrola misji od programu Mercury do lotu Apollo 13 i później.

Żeby była jasność - "Porażka nie wchodzi w grę" Gene'a Kranza to żadna literatura. Spisana w urzędniczym niemal tonie, bez przewrotek formalnych (aczkolwiek nie pozbawiona epizodów sentymentalnych lub wręcz łzawych). Ale zarazem to jest to książka w pewien sposób wielka. Krzepiąca - bo świadcząca o nieograniczonym potencjale twórczym ludzkiego umysłu. I zarazem przygnębiająca - bo opowiadająca o tym, z jaką łatwością można ten potencjał zmarnować.

Urodzony w 1933 roku (i pozostający wciąż w niezłej kondycji) Eugene Francis "Gene" Kranz stanowił jeden z najmocniejszych filarów amerykańskiego programu kosmicznego. Kierował lub brał udział (stojąc za konsolą) w większości bezzałogowych i załogowych misji kosmicznych prowadzonych przez NASA w najlepszym jej okresie, czyli latach 60., kiedy prezydent Kennedy postanowił ścigać się z Rosjanami na Księżyc. To między innymi on w 1969 roku posadził Armstronga i Aldrina na Srebrnym Globie. On także, podczas feralnej wyprawy Apollo 13 (przy wykorzystaniu kartonu, plastikowej torebki, skarpety i gumowego węża z kombinezonu ciśnieniowego), sprowadził bezpiecznie na Ziemię Jamesa Lovella, Johna Swigerta i Freda Haise'a. Na emeryturę przeszedł dopiero w 1994 roku, po udanej misji STS-61, której celem była naprawa szwankującego Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. K jak Kranz, K jak Kawał Historii Podboju Kosmosu.

Ten nieskomplikowany (w najszlachetniejszym sensie), uczciwy, rzetelny, po amerykańsku uparty i dzielny chłopak, należał do pionierskiej grupy kontrolerów, której przyszło opracować procedury misji bez jakichkolwiek punktów odniesienia w przeszłości. Początkowo "wszyscy tkwiliśmy myślami w lotnictwie, nie ogarnialiśmy problemów technologii rakietowej" - wspomina. Z powodzeniem jednak planował i nadzorował przedsięwzięcia, które z teoretycznego punktu widzenia - zważywszy prymitywną początkowo infrastrukturę, zgrzebny sprzęt i komputery o mocy współczesnych kalkulatorów - nie miały większych szans na sukces.

Reklama