Książka składa się z dwóch opowieści (przed laty wydanych oddzielnie) i jest rozpięta między dwoma zdaniami. Pierwsze: „W ostatnim roku szkolnym, przed samą wojną, połączono u nas obie czwarte klasy, A i B, w jedną. Tak że ogółem było nas w klasie pięćdziesięciu dwóch!... Przeżyło kilku”. Józef Hen miał lat szesnaście, mieszkał i żył na żydowskim Nowolipiu w Warszawie. I zdanie drugie: „Ze stu trzydziestu żołnierzy mojej kompanii z życiem uszło osiemnastu. Reszta zginęła lub dostała się do niewoli”. Józef Hen miał lat osiemnaście i był żołnierzem Armii Czerwonej.
Te zdania wcale nie znajdują się na początku i na końcu opowieści, niemniej syntetycznie scalają cały dramat historii opowiedzianej przez Józefa Hena i kontrapunktują strumień pamięci, w którym gęsto od zdarzeń, postaci, drobiazgów, pozornych błahostek. Książka nie jest ułożona linearnie, choć jakiś nadrzędny porządek chronologiczny w niej występuje, biegnie często na boki, cofa się w czasie, by za chwilę wybiec daleko w przód; ale ma przy tym swoją głęboką strukturę, by tak rzec, filozoficzną. Historia się toczy i miele swoimi żarnami, określa, czasami bardzo tragicznie, losy ludzi; oni tam w niej są, żyją, trwają – jeśli mają szczęście – i, co najważniejsze, potem o tym opowiadają. Hen, dzięki swojej wrażliwości i utalentowaniu, w jakimś sensie do tej roli był powołany, ale też przygotowywał się do niej, ćwicząc pióro i wyostrzając obserwację. Przechodzenie z dzieciństwa w młodzieńczość, dorastanie jest tu pokazane w wielu wymiarach i poprzez doświadczenia o bardzo różnych, tak to nazwijmy, rozmiarach.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Józef Hen ze swoich Nowolipek nigdy nie wyjechał. Intensywność tamtego świata, ukryte w nim przekazy i sensy można co najwyżej tylko próbować pojąć i przez całe życie w pokorze się z nimi nosić.
Józef Hen, Nowolipie. Najpiękniejsze lata, W.A.B., Warszawa 2011, s. 480