Manifest futbolowego romantyka
Recenzja książki: Eduardo Galeano, „Blaski i cienie futbolu”
Futbol i literatura piękna to nie jest oczywiste połączenie. Książek, w których dbałość o słowo idzie w parze z tematyką piłkarską, jest garstka. Urugwajski prozaik Eduardo Galeano tę pustkę wypełnia. W kilkudziesięciu esejach przedstawia osobisty punkt widzenia na wszystko, co w historii piłki nożnej było piękne, ważne i symboliczne. To manifest niepoprawnego futbolowego romantyka, piszącego o sobie: „jestem żebrakiem pięknej gry”, i niekryjącego się ze swoją niezgodą na boiskową rzeczywistość, w której spontaniczność przegrywa z wyrachowaniem. Miarą uczucia, jaką Galeano darzy futbol, są kreślone przez niego lapidarne i ostre portrety członków piłkarskiej społeczności: kibiców, trenerów, zawodników, komentatorów. Z jednej strony ulega urokowi legendarnych artystów boisk, z drugiej – wbija złośliwe szpilki wszystkim sprowadzającym jego ukochaną grę na niewłaściwe tory.
Ta książka to również dowód na to, że powiedzenie trenera Liverpoolu Billa Shankly’ego – że piłka nożna to coś więcej niż sprawa życia i śmierci – nigdzie nie sprawdza się lepiej niż w Ameryce Południowej. Tam się piłkę nie tylko kopie, lecz traktuje jak przyjaciółkę, mecz jest misterium, klub – punktem odniesienia i miejscem wspólnej tożsamości, a droga futbolisty z nieba do piekła i z powrotem okazuje się zadziwiająco krótka. Warto ten klimat poczuć.
Eduardo Galeano, Blaski i cienie futbolu, przeł. Maciej Zglinicki, Spółdzielnia Pracy POLITYKA, t. IX, s. 320