Kolejne książki Justyny Bargielskiej przynoszą niespodzianki. Po prozie „Obsoletki” (nominowanej do Nike i do Paszportów POLITYKI), opowiadającej o stracie dziecka, otrzymujemy tom wierszy „Bach for my baby”, wbrew tytułowi – nie o dzieciach, choć również o utracie. Nowy tom jest zbiorem wspaniałych pieśni o miłości niemożliwej. „Jesteś tylko ty i właśnie cię nie ma”, „prawdziwą przyjemnością było mieć cię tutaj, jeśli cię miałam”. To są listy do kochanka, to on jest nazwany zdrobnieniem „baby”, ale nie tylko on. Bohaterka, „królowa-ogień” pisze też list do siebie samej, tej z dzieciństwa. Jeden z wierszy przywołuje obraz dziecka płaczącego gdzieś za paltami gości. Zwrot „baby” może być skierowany i do córki, która pojawia się na końcu tomu. Królowa-ogień mówi zaszyfrowanym językiem, układa rytm i rymy tak, by tylko kochanek to odczytał. Jednocześnie te wiersze są studium podmiotu miłosnego, królowa patrzy na siebie. Nie może się wyrzec miłości, bo wtedy „co było złote stało się szare”. Jednak musi poradzić sobie sama, bez kochanka, musi „poćwiartować tę prostytutkę”, czyli odnaleźć siebie, dać sobie radę.
Królowa bywa nieprzyjemna wobec siebie i innych. „Twoje maile to nie maile, to pieszczoty, dzisiaj pójdę spać z tobą, mówi mi mail. Nie mailu, dzisiaj pójdziesz spać z żoną, a ja pójdę spać z mężem”. Brutalne obnażanie prawdy i ironia – to są zresztą znaki rozpoznawalne dykcji Bargielskiej.
W nowym tomie Bargielska tworzy wyrazisty język miłości jako utraty. Ogień tutaj rozpala nie tylko królową, ale wszystkie te wiersze, niezwykle sugestywne, całe wersy zapadają w pamięć. I przy tej ostrości i bezwzględności jednocześnie rozumiejące spojrzenie obejmuje wszystkich dotkniętych miłosną utratą: „Znaki mówią mi: biedna, biedny, biedni wszyscy”. „Baby” – mówi królowa do siebie samej.
Justyna Bargielska, Bach for my baby, Biuro Literackie, Wrocław 2012, s. 39