Kostka bauma, największy zwycięzca transformacji. Nie cierpię dziwki”. Powinien istnieć osobny gatunek literacki, który nazywałby się spacer. Coś takiego uprawia Michał Cichy, były dziennikarz „Gazety Wyborczej” (książki spacery pisało wielu, chociażby nieżyjący już Maciej Malicki, autor „Sagi ludu”). Idą zwykle we dwoje, on i pies Myszka. Na takim spacerze – po Warszawie – autorskie oko jak kamera rejestruje rzeczy, które zwykle są na marginesie naszej uwagi: koślawy chodnik, nieszczęsna kostka bauma, która nawet w okolicy redakcji POLITYKI porasta fosforycznym glonem. Musiał dopiero Michał Cichy odbyć tu wiele spacerów, żebyśmy my, z redakcji, mogli to zauważyć.
Mało mamy, jak się okazuje, w Warszawie ciekawych schodów, są za to różne znikające „ostańce”, czyli kamienice pośród pustki albo wśród nowych plomb, zabite dechami, przeznaczone do rozbiórki. Tam wędruje nasza para spacerowiczów. Wzrok-kamera rejestruje wszechobecne ulotki agencji towarzyskich i nieśmiertelne ogłoszenia z paseczkami do wyrywania na słupach i parkanach. Liście, chwasty, czasem spojrzenie sięga w górę korony drzew, niebo, dużo nieba. Ta książka spacer pozwala zatrzymać wzrok na tym, co zwykle mijamy w pośpiechu, bo najczęściej chodzi się w jakimś celu, a tu jedynym celem jest rejestrowanie tego, co się dzieje na przykład wśród chwastów wzdłuż torów kolejowych za Dworcem Zachodnim. W tej podróży prawie nie ma ludzi, rozmów ani innych dźwięków niż wiatr, świerszcze, deszcz. Cichy wydobywa, wypreparowuje miasto ze wszystkich spraw, które się w nim toczą, nawet z czasu. Wszystko trwa zamknięte w znanym cyklu pór roku. Chociaż nawet w tym zatrzymanym kadrze istnieje przeszłość, choćby krawężnik z czasu getta. Ten eksperyment, który przeprowadza na sobie i na czytelniku Cichy, jest odkrywczy. Bo zamiast tradycyjnej opowieści o mieście dostajemy przykuwającą „relację na żywo ze spadania liści”.
Michał Cichy, Zawsze jest dzisiaj, Czarne, Wołowiec 2014, s. 71