Czytelnika znającego bliżej twórczość Eustachego Rylskiego, jednego z najciekawszych polskich współczesnych pisarzy, już przy lekturze spisu treści tomu „Szara lotka” czeka pewne rozczarowanie. W zbiorze znalazły się bowiem głównie opowiadania wcześniej publikowane, w tym tak znane jak „Wyspa” czy „Dziewczynka z hotelu Excelsior”, która doczekała się nawet ekranizacji (reżyserem był Antoni Krauze). Jak wynika z odautorskich not, w tym roku powstały jedynie trzy opowiadania, dodajmy, nie najciekawsze w zestawieniu.
Jak zatem potraktować „Szarą lotkę”? Może po prostu jako „powtórkę z Rylskiego”, swoiste best of autora, osiągającego artystyczne spełnienie właśnie w krótkich formach literackich. Skojarzenia z Jarosławem Iwaszkiewiczem, nieraz pojawiające się w recenzjach, to dla Rylskiego wielki komplement, ale uczciwie na niego zasłużył. W zbiorze znajdziemy antologię podstawowych tematów podejmowanych przez pisarza, a więc przemijanie, człowiek wobec historii i drugiego człowieka, nieprzewidywalność losów. Nieprzypadkowo tytułowe opowiadanie zaczyna się od zdania: „Nic wbrew pozorom, o których wspomnimy później, nie zapowiadało nagłego końca tej rodziny, więc nastąpił, bo rzeczy na tym świecie mają to do siebie, że następują bez przyczyny”. Nie ma znaczenia, w jakich czasach toczy się akcja, czy bohaterem jest potomek rycerskiego rodu w legendzie przemieniony w żurawia czy fryzjerka z Wągrowca.
Czytając dziewięć starych i nowych opowiadań, widzimy, iż pisarz nie zmienia swego stylu, może jedynie go udoskonala. Jest dzisiaj jeszcze bardziej precyzyjny (pełne zmysłowych szczegółów opisy postaci) oraz bardziej ironiczny. Jak powiedział kiedyś w wywiadzie: „Co do siebie, mam stuprocentową pewność, że swoją twórczością nie rozsupłam tajemnicy istnienia. Od czasu do czasu jednak próbuję”.
Eustachy Rylski, Szara lotka, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2014, s. 384