Gdy kupował w szatni papierosy, zerknął do lustra. Odbiło zmiętą twarz z kroplami potu na czole, przypominającą jednolicie wypłowiałą na słońcu szmatę, i doprawdy nie miał powodów, by przypuszczać, że w rzeczywistości wygląda lepiej. Dziwnie mało go to jednak zmartwiło, a teraz, po godzinie, zdawał się już zupełnie o tym nie pamiętać.
Kelner podał rachunek. Mężczyzna rzucił tysiąc złotych. Kelner nie próbował szukać reszty.
– Jest pan szczęśliwy? – zapytała nagle dziewczynka, unosząc powieki, ale nie patrząc na mężczyznę.
Odchylił się na krześle, wytrącony z miłego kontemplowania swego ukojenia.
– Teraz?
– Nie, w ogóle.
– Chyba nie.
Dokończył koniak i rozejrzał się po sali. Nigdy tego nie robił, wyłączając lata młodości. Kiedy skończył czterdziestkę, przestał się rozglądać, potem zaś przyszły choroby, a wraz z nimi obojętność na świat i jednoczesne zainteresowanie własnym wnętrzem, czy może tylko nieustająca, wręcz obsesyjna potrzeba określania swojego małego piekła.
Teraz jak gdyby nastąpiło otwarcie. Kilka lat temu przeszedł definitywnie w strefę cienia, nazwaną przez zabawną neurolożkę w grubych okularach zaczepionych na odstających jak u nietoperza uszach nerwicą. Ona, zasuszona w dziewictwie panna, krzycząca ze swej pięćdziesiątki: To wszystko nerwica, aż nerwica i tylko nerwica, moje dziecko! – do niego, pacjenta raptem o cztery, pięć lat od niej młodszego, którego w dziwaczny sposób adorowała, zapisując mu bez ograniczeń najwymyślniejsze środki uspokajające, tonizujące, usypiające, była równie jak choroba niezmienna i równie jak ona wiecznie obecna. Więc od czasu, kiedy wszedł w nerwice, depresje, opresje, zwane przez kokieteryjnych idiotów okresem przejściowym, który powinien nazywać się zejściowym, gdyby lekarze i ich pacjenci mieli zwyczaj nazywać rzeczy po imieniu, od tego czasu, jeśli się rozglądał, to tylko po sobie, nie odnajdując tam niczego poza pustką i niemocą.
A teraz po raz pierwszy od wielu lat rozejrzał się wokół siebie i stwierdził, że jeżeli nawet nie ma to wielkiego sensu, może być przyjemne.
– Dorośli dużo mówią o szczęściu – mruknęła dziewczynka, nalewając sobie do szklanki lemoniady.
– Ja nie mówię – odpowiedział, zatrzymując spojrzenie na ogródku kwiatowym, oddzielającym parkiet od tej części, którą zajmowali.
– Ale pan o tym myśli.
– Bardzo rzadko.
– Więc, co pan robi, kiedy pan o tym nie myśli?
– Myślę o szczęściu innych.
Zapalił następnego papierosa. Ale nie tak jak dotychczas, skrycie, trochę po sztubacku, z poczuciem winy wobec siebie i innych, kryjąc ogarek w potniejącej dłoni, tylko ostentacyjnie, demonstracyjnie, ciesząc się tą przyjemnością, odchylony na oparciu krzesła, z brzuchem podanym do przodu i z nogą nonszalancko założoną na nogę. Wciągając zapach dymu, powiedział głośno:
– Właściwie to ostatnio zajmuję się głównie sobą. Wiesz, o czym mówię?
– Jasne – odpowiedziała bez namysłu dziewczynka.
– Tak myślałem.
– Jak?
– Że wiesz, o czym mówię. – Spojrzał przez taflę panoramicznej szyby na zwiędłe, jakby ugotowane w upale morze i dodał ciszej: – To zabawne.
– Co? – Dziewczynka pochyliła się nad stołem.
– Jak by ci powiedzieć…
– Że wiem, o czym pan mówi?
– Nie. – Mężczyzna z papierosem uczepionym warg też pochylił się nad stołem i rzekł konfidencjonalnie: Że tak pomyślałem. – Wracając na wysokie oparcie krzesła, dodał głośniej: – Wspomniałaś swego ojca…
Dziewczynka potwierdziła skinieniem głowy.
– Że malował obrazy – powiedział mężczyzna. – Chyba je widziałem.
– Gdzie?
– Na wystawie. Poznałem po tym topielcu powieszonym na drzewie do góry nogami. Swoją drogą, co to za pomysł.
– Z czym? – Głos dziewczynki, nie tak pewny jak zwykle, był wyraźnie podszyty czujnością.
– Z tą wystawą – odpowiedział mężczyzna po namyśle tonem, którym mówi się nie to, co chciało się powiedzieć.
Dziewczynka rozejrzała się wokół obojętnym, prawie martwym wzrokiem i składając dłonie ku sobie na sztywnym, śnieżnobiałym obrusie, patrząc na mężczyznę jakoś nagle nieobecna, chciałoby się powiedzieć wyfrunięta, jeśli wziąć pod uwagę jej podobieństwo do ptaka, szepnęła, opuszczając głowę:
– No właśnie.
*
Książka ukazuje się nakładem wydawnictwa Wielka Litera.