Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki „Szara lotka”

materiały prasowe
Ale poza tym mężczyzna miał się dobrze, rozprężony, pewny siebie, zadowolony z chwili. Wiedział, że jest to odczucie subiektywne, niemające odniesienia do rzeczywistości ani w nim, ani wokół niego.

Gdy kupował w szatni papierosy, zerknął do lustra. Odbiło zmiętą twarz z kroplami potu na czole, przypominającą jednolicie wypłowiałą na słońcu szmatę, i doprawdy nie miał powodów, by przypuszczać, że w rzeczywistości wygląda lepiej. Dziwnie mało go to jednak zmartwiło, a teraz, po godzinie, zdawał się już zupełnie o tym nie pamiętać.

Kelner podał rachunek. Mężczyzna rzucił tysiąc złotych. Kelner nie próbował szukać reszty.

–  Jest pan szczęśliwy? – zapytała nagle dziewczynka, unosząc powieki, ale nie patrząc na mężczyznę.

Odchylił się na krześle, wytrącony z miłego kontemplowania swego ukojenia.

–  Teraz?

–  Nie, w ogóle.

–  Chyba nie.

Dokończył koniak i rozejrzał się po sali. Nigdy tego nie robił, wyłączając lata młodości. Kiedy skończył czterdziestkę, przestał się rozglądać, potem zaś przyszły choroby, a wraz z nimi obojętność na świat i jednoczesne zainteresowanie własnym wnętrzem, czy może tylko nieustająca, wręcz obsesyjna potrzeba określania swojego małego piekła.

Teraz jak gdyby nastąpiło otwarcie. Kilka lat temu przeszedł definitywnie w strefę cienia, nazwaną przez zabawną neurolożkę w grubych okularach zaczepionych na odstających jak u nietoperza uszach nerwicą. Ona, zasuszona w dziewictwie panna, krzycząca ze swej pięćdziesiątki: To wszystko nerwica, aż nerwica i tylko nerwica, moje dziecko! – do niego, pacjenta raptem o cztery, pięć lat od niej młodszego, którego w dziwaczny sposób adorowała, zapisując mu bez ograniczeń najwymyślniejsze środki uspokajające, tonizujące, usypiające, była równie jak choroba niezmienna i równie jak ona wiecznie obecna. Więc od czasu, kiedy wszedł w nerwice, depresje, opresje, zwane przez kokieteryjnych idiotów okresem przejściowym, który powinien nazywać się zejściowym, gdyby lekarze i ich pacjenci mieli zwyczaj nazywać rzeczy po imieniu, od tego czasu, jeśli się rozglądał, to tylko po sobie, nie odnajdując tam niczego poza pustką i niemocą.

A teraz po raz pierwszy od wielu lat rozejrzał się wokół siebie i stwierdził, że jeżeli nawet nie ma to wielkiego sensu, może być przyjemne.

–  Dorośli dużo mówią o szczęściu – mruknęła dziewczynka, nalewając sobie do szklanki lemoniady.

–  Ja nie mówię – odpowiedział, zatrzymując spojrzenie na ogródku kwiatowym, oddzielającym parkiet od tej części, którą zajmowali.

–  Ale pan o tym myśli.

–  Bardzo rzadko.

–  Więc, co pan robi, kiedy pan o tym nie myśli?

–  Myślę o szczęściu innych.

Zapalił następnego papierosa. Ale nie tak jak dotychczas, skrycie, trochę po sztubacku, z poczuciem winy wobec siebie i innych, kryjąc ogarek w potniejącej dłoni, tylko ostentacyjnie, demonstracyjnie, ciesząc się tą przyjemnością, odchylony na oparciu krzesła, z brzuchem podanym do przodu i z nogą nonszalancko założoną na nogę. Wciągając zapach dymu, powiedział głośno:

–  Właściwie to ostatnio zajmuję się głównie sobą. Wiesz, o czym mówię?

–  Jasne – odpowiedziała bez namysłu dziewczynka.

–  Tak myślałem.

–  Jak?

–  Że wiesz, o czym mówię. – Spojrzał przez taflę panoramicznej szyby na zwiędłe, jakby ugotowane w upale morze i dodał ciszej: – To zabawne.

–  Co? – Dziewczynka pochyliła się nad stołem.

–  Jak by ci powiedzieć…

–  Że wiem, o czym pan mówi?

–  Nie. – Mężczyzna z papierosem uczepionym warg też pochylił się nad stołem i rzekł konfidencjonalnie: Że tak pomyślałem. – Wracając na wysokie oparcie krzesła, dodał głośniej: – Wspomniałaś swego ojca…

Dziewczynka potwierdziła skinieniem głowy.

–  Że malował obrazy – powiedział mężczyzna. – Chyba je widziałem.

–  Gdzie?

–  Na wystawie. Poznałem po tym topielcu powieszonym na drzewie do góry nogami. Swoją drogą, co to za pomysł.

–  Z czym? – Głos dziewczynki, nie tak pewny jak zwykle, był wyraźnie podszyty czujnością.

–  Z tą wystawą – odpowiedział mężczyzna po namyśle tonem, którym mówi się nie to, co chciało się powiedzieć.

Dziewczynka rozejrzała się wokół obojętnym, prawie martwym wzrokiem i składając dłonie ku sobie na sztywnym, śnieżnobiałym obrusie, patrząc na mężczyznę jakoś nagle nieobecna, chciałoby się powiedzieć wyfrunięta, jeśli wziąć pod uwagę jej podobieństwo do ptaka, szepnęła, opuszczając głowę:

–  No właśnie.

*

Książka ukazuje się nakładem wydawnictwa Wielka Litera.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną