Boom latynoamerykański byłby dziś niemożliwy. Od lat 60. XX w. dużo się w świecie literackim zmieniło i trudno sobie wyobrazić zbiorową modę na coś, co nie jest typową literaturą pop, czy to w płaszczu wampira czy to w lateksie, czy w małomiasteczkowej, skandynawskiej scenerii. Powieść Jorge Ibargüengoitii ukazała się w 1977 r., kiedy czytelnicze szaleństwo na punkcie pisarzy z Ameryki Łacińskiej powoli wygasało. Książka Meksykanina nie ma zresztą nic wspólnego z realizmem magicznym. Może dlatego pojawia się u nas po raz pierwszy dopiero teraz. Ibargüengoitia kroczy śladem przerażającej zbrodni, która wstrząsnęła Meksykiem w 1964 r. Cztery siostry prowadzące dom publiczny nie tylko zmuszały swoje pracownice do nierządu, ale również głodziły je, biły i mordowały. Historia przywodzi na myśl „Nie oświadczam się” Wiesława Łuki – mamy tu bowiem miasteczko na odludziu, zbrodnię i zmowę milczenia, tyle że meksykański prozaik, zamiast wykorzystać okazję i epatować okrucieństwem, stara się pokazać samonapędzającą się spiralę zła.
W „Zabitych” mamy dwie siostry Baladro, ich działania są właściwie nie do końca świadome, a morderstwa okazują się niemal przypadkowe. Wprawiony w działanie mechanizm nie może się jednak zatrzymać, a całość przybiera charakter makabreski, bo mimo strasznego tematu na pierwszy plan wybijają się narracyjny chłód i ironia zdarzeń. Ibargüengoitia nadaje powieści formę reportażu śledczego, przybliżając wydarzenia za pomocą chropowatej dziennikarskiej frazy przypominającej „Utraconą cześć Katarzyny Blum” Heinricha Bölla.
Jorge Ibargüengoitia, Zabite, przeł. Tomasz Pindel, Universitas, Kraków 2015, s. 188