Jak gnije miasto
Recenzja książki: Charlie LeDuff, „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”
Detroit: Sekcja zwłok Ameryki” z pewnością nie jest typem reportażu, do którego przyzwyczaiła nas polska szkoła, z Ryszardem Kapuścińskim i Hanną Krall na czele. Charlie LeDuffowi – wcześniej pracującemu w „New York Timesie”, a teraz powracającemu do Detroit dziennikarzowi – bliżej do bohatera westernu aniżeli uważnego obserwatora intelektualisty. Autor mierzy się z katastrofalną kondycją miasta, z którego pochodzi: powszechną korupcją i przemocą, na którą nie reaguje nikt, ze stróżami prawa na czele. Poprzez liczne przykłady wydarzeń na granicy makabreski LeDuff kreśli przed odbiorcą przerażający w swojej precyzji krajobraz głupoty, braku kompetencji, bezradności i przyzwolenia na katastrofę, która zbliżała się do Detroit tuż przed kryzysem z 2007 r.
Wnioski, jakie wysnuwa zarówno na podstawie wydarzeń rodzinnego miasta, ale i reakcji reszty kraju na to, co się w nim dzieje, dostrzec można już w tytule – Detroit to jedynie papierek lakmusowy kondycji całych Stanów Zjednoczonych. Znacznik, do którego nikt nie przywiązuje wagi. Z takiej perspektywy reportaż LeDuffa staje się wołaniem: o sprawiedliwość, o zainteresowanie, o prawdę, o zaangażowanie władz. A gdy dodamy do tej ponurej historii miasta odyseję samego autora, którego powrót stanowi okazję do zmierzenia się z bolesną i mglistą historią własnej rodziny, wtedy otrzymujemy książkę, która zdecydowanie wykracza poza ramy literatury faktu.
Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, przeł. Iga Noszczyk, Wydawnictwo Czarne, s. 296