Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki „Belfast”

Wydawnictwo Czarne / mat. pr.
W domu włączył telewizor, czekając na newsy. Chciał potwierdzenia, że ofiara nie żyje. Leżał na sofie i czekał.

Jak morderca stał się terapeutą

To była zaplanowana egzekucja.

Alistair otrzymał zlecenie. Zlecenie na życzenie – sam o nie poprosił.

Alistair należał do Ulster Volunteer Force i poszedł zabić katolika, którego adres dostał od organizacyjnych zwierzchników. Miał siedemnaście lat, kiedy strzelił w głowę mężczyźnie. Na oczach jego młodszego, jedenastoletniego brata.

Nie zabił chłopca tylko dlatego, że nie wiedział, że to był brat ofiary.

– Gdybym wiedział, też by zginął – mówi Alistair. Jego głos jest ciepły, miękki.

Następnie Alistair poszedł na dyskotekę. „Zaliczyłem” – powiedział w aucie do swoich towarzyszy z wielką satysfakcją. Po dyskotece zajrzał jeszcze do miejscowego baru chińskiego.

W domu włączył telewizor, czekając na newsy. Chciał potwierdzenia, że ofiara nie żyje. Leżał na sofie i czekał.

Doczekał się.

„Stałem się użyteczny – napisał w swojej biografii. – Poczułem się niezwyciężony” . Dowództwo UVF pochwaliło go, nakazując jednocześnie milczenie o dokonanej operacji.

O morderstwie rozpisywały się gazety. Alistair milczał.

Wpadł przez przypadek. Organizacyjni koledzy użyli broni, z której strzelał, podczas włamania do punktu pocztowego.

W więzieniu spędził trzynaście lat.

To nie jest tak, że nienawidzi katolików od urodzenia, że nienawiść tę wyssał z mlekiem matki. Wręcz przeciwnie. Jego protestancka mama bardzo dbała o to, by w domu nie było niechęci wobec innych – i sama miała katolickich znajomych, mimo że w mieście, w jego rodzinnym mieście Lurgan, leżącym w tak zwanym Zabójczym Ttrójkącie, relacje pomiędzy katolikami a protestantami w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych były tak samo wybuchowe jak na ulicach Shankill czy Falls w Belfaście. „Ale ekscytacja była silniejsza niż strach, bo chodziło o poczucie przynależności i o to, by zrobić coś ważnego dla swojej społeczności, by ją chronić”  – opowiada o swoim uczestnictwie w zamieszkach.

Nienawiść do katolików przyszła wraz z zamachami IRA. I ostatecznie zatruła serce Alistaira, kiedy w wieku czternastu lat uczestniczył w pogrzebie ojca swojego kolegi. Mężczyzna został zastrzelony przez republikanów. Alistair patrzył na młodszą siostrzyczkę kolegi, którą przywieziono na wózku inwalidzkim – została ranna w tym samym zamachu. Nastoletni kolega Alistaira, dotychczas nieco wycofany młodzieniec, po pogrzebie ojca przeszedł radykalną zmianę. Pierwszy biegał na zamieszki, pierwszy atakował, kipiał złością i gniewem. A to emocje bardzo zaraźliwe, zwłaszcza w młodym wieku.

Kiedy wstąpił do UVF, poczuł smak władzy. Koledzy z podwórka zaczęli go szanować, ale – co najbardziej mu schlebiało – i bać się. „Nie tylko wykonywaliśmy rozkazy, ale i sugerowaliśmy akty zemsty za to, co wówczas robiła IRA. Odpowiedzią na morderstwa jest odpłacenie tym samym, ale z większym rozmachem, na przykład porwanie autobusu, którego pasażerami byliby tylko katolicy. Wtedy moglibyśmy ich wszystkich wystrzelać. Poza tym myślałem, że Bóg jest po naszej stronie – że nasza sprawa była słuszna, a ich – nie” .

Spotykam Alistaira na spotkaniu Wave Trauma Centre, organizacji wspierającej osoby cierpiące na zespół stresu pourazowego po Kłopotach.

Po historiach osób związanych z Wave mikrofon podano przystojnemu mężczyźnie przed pięćdziesiątką, o wyrazistych, mocnych rysach i pięknych jasnych, głębokich oczach, ubranemu w sportową bluzę podkreślającą młodzieńczą, wysportowaną figurę. To Alistair.

Mówi o swoim życiu – mówi do szerokiej publiczności, składającej się z protestanckich i republikańskich polityków, studentów, ofiar Kłopotów, nastolatków z katolickich rodzin. Opowiada o tym, że zabił, a teraz pracuje jako osoba, która ułatwia i umożliwia ofiarom rożnych tragedii i przestępstw opowiadanie o swoich doświadczeniach i uczy je, jak dalej żyć, a nawet i zrozumieć oprawców i im wybaczyć.

Brzmi łagodnie, jak cierpliwy nauczyciel.

Chcę z nim porozmawiać. Trudno mi pojąć, że człowiek, który z zimną krwią strzelił komuś w twarz, może żyć dalej na wolności i do tego występować na spotkaniach z publicznością jako reprezentant organizacji pomagającej ludziom.

Czy w ten sposób Alistair szuka rozgrzeszenia?

Świetnie, ale – kto mu na to pozwolił?

Jak śpi? Czy myśli o przeszłości? Czy analizuje tamte chwile? Czy rodzina ofiary miała z nim jakiś kontakt? Czy zło z niego wyparowało? Bo nie mam wątpliwości, że było w nim zło – ktoś, kto przyjmuje zlecenie na czyjeś życie, nie może mówić, że był niepoczytalny, że nie wiedział, co robi.

Jako nastolatek Alistair był bardzo agresywny – skatował mężczyznę, o którym wiadomo było, że jest domowym tyranem i bije swoją żonę.

Alistair odczuwał wielkie zadowolenie, gdy kopał leżącego, który prosił o litość. Wymierzał sprawiedliwość.

Pytał bitego, czy teraz czuje się też taki silny i wszechmocny, gdy leży w kałuży krwi.

(Zabicie katolika było karą, która spadła na złego człowieka. Zły człowiek zginął, bo groził protestanckiemu znajomemu Alistaira, a to doszło do Alistairowych zwierzchników. To nie mogło mu ujść na sucho. Nie wtedy. Nie w tamtych czasach).

Alistair polubił zastraszanie. Zdarzało się, że wpychał ludziom pistolet do ust, gdy chciał wymusić posłuszeństwo albo wywrzeć odpowiednie wrażenie. Jakże oni się go słuchali z tym pistoletem w ustach!

Lubił to. Nie różnił się jednak w tym od swoich rówieśników – wielu jego znajomych należało do UVF, bo to było takie osiedle, takie miejsce. Wojna. Wrogiem był każdy katolik, obojętne, czy zaangażowany w konflikt czy nie, podział był oczywisty, czarno-biały, co zwalniało z refleksji.

Paręnaście lat później, po pobycie w więzieniu Long Kesh, Alistair skończył studia terapeutyczne i zajął się pracą z ofiarami konfliktów. Wyjeżdżał do południowej Afryki, prowadził sesje pojednawcze z mieszkańcami Kosowa i Izraela. Rozmawiał z ojcami, którzy musieli gwałcić swoje córki, żeby ratować ich życie – na życzenie serbskich oprawców. Pośredniczył w mediacjach, uczestniczył w spotkaniach, zaangażował się również w pomoc ofiarom w Irlandii Północnej.

Bo w tym miejscu wielkie znaczenie mają próby pojednania. Cała postkonfliktowa Irlandia Północna pojednaniem stoi. Zaczęło się to w 1998 roku Porozumieniem Wielkopiątkowym, na mocy którego bojownicy o słuszną sprawę (z dwóch stron) zostali warunkowo wypuszczeni z więzień – nawet jeśli mieli na sumieniu życie.

Wyszli więc z więzień ci, którzy podkładali bomby. Wyszli egzekutorzy, szmuglerzy broni, ale i zwykli bandyci, którzy korzystali z czasów konfliktu, by realizować własne psychopatyczne cele. Postawiono tylko jeden warunek: jeśli popełnią jakiekolwiek przestępstwo, wracają do więzienia odbyć wyrok do końca, a w bardzo wielu przypadkach było to dożywocie (ostatnia egzekucja odbyła się w Irlandii Północnej w 1961 roku).

Ponieważ ulice zaludniły się mordercami (choć oni sami tak siebie nigdy by nie określili), konieczne było przedsięwzięcie jakichś kroków, by nie doszło do kolejnego rozlewu krwi, tym razem w rewanżu. W małej Irlandii Północnej nietrudno było spotkać kata swojego brata, matki czy ojca, po prostu wchodząc do supermarketu. Mógł stać przed rodziną ofiary przy kasie i za rządowe pieniądze kupować piwo.

Dlatego wprowadzono w życie wiele projektów pojednawczych, finansowanych przez Unię Europejską, rząd brytyjski, lokalne inicjatywy.

Zatem ofiary spotykają się z katami. Albo – jeśli nie chcą – uczą się żyć z myślą, że owi kaci żyją obok nich.

Psychologowie zaangażowani w te projekty podkreślają, że najważniejszym aspektem przebaczenia (by móc dalej żyć) jest odpuszczenie sobie samemu.

Dzwonię do Alistaira. Zgadza się na spotkanie, gdy mu wyjaśniam, że chcę poznać prawdę. Bo o Alistairze nakręcono film, Five Minutes of Heaven w reżyserii Olivera Hirschbiegla (2009). Jego samego grał Liam Neeson. Film przedstawiał historię Alistaira.

 To wariacja na temat. Opowiada o tym, jak brat ofiary, świadek przestępstwa, spotyka się z Alistairem. W rzeczywistości takie spotkanie nigdy się nie odbyło – reżyser wymyślił je. Alistairowi to się podobało, choć nie wie, co by było, gdyby do takiego spotkania doszło. Przystał jednak na luźną adaptację swojej książki, wzmocnioną fantazją reżysera.

Umówiliśmy się na spotkanie – ponieważ Alistair był członkiem UVF, zaproponowałam Shankill Road, gdzie podobno mieści się kwatera główna organizacji. Alistair stanowczo odrzucił ten pomysł.

– Zmieniłem moje życie, a to niektórym ludziom z Shankill bardzo się nie podoba. Nie mogę tam się pojawiać.

Po wyjściu z więzienia dostał dwie propozycje. Jedną od policji, by został ich informatorem i dalej działał w organizacji paramilitarnej. Mógłby kraść i rabować, by dostarczać funduszy na akcje zbrojne, policja jednak patrzyłaby na to przez palce. Alistair nie chciał.

Druga propozycja pochodziła od starych towarzyszy. UVF zapytał, czy do nich wraca.

Alistair nie chciał.

Umówiliśmy się więc na kawę w nowym teatrze przy Ridgeway Street, w którym gra się głównie pretensjonalne komedie. Alistair przyszedł w szarej koszuli, skupiony, bez cienia uśmiechu.

Kiedy zaczynamy rozmowę, zapominam, że rozmawiam z egzekutorem. Oni tacy już są, myślę, rozmawiałam z wieloma mordercami na zlecenie. Budzą zaufanie – taka ich rola.

Bo kiedy przychodzą zabić, ktoś musi im w dobrej wierze otworzyć drzwi. Zapytać, czym może służyć, a nawet zaprowadzić do ofiary. Lub sam się nią stać.

Rozmawiamy otwarcie, zaskakująco szczerze. Alistair wyznaje, że wciąż uczy się odpuścić sobie samemu, co czasem jest łatwiejsze, a czasem nie. Okazuje się, że to niekończący się proces. Proces, który zahacza o alkoholizm, trzeźwość, rozpacz, nocne lęki, koszmary, wyrzuty sumienia i, co najdziwniejsze, poczucie krzywdy.

Alistair czasem żałuje sam siebie. Choć mu nie wolno.

Nie znosi tego uczucia, ale ono w nim jest, a staje się szczególnie silne, gdy inni mu odmawiają tego żalu. Bo morderca nie może przecież żałować sam siebie, nie ma takiego powodu. Alistair mówi mi, że pozwala sobie na to – że się urodził w takim miejscu o takim czasie, że nie mógłby właściwie żyć inaczej. Tak go ukształtowały okoliczności. To się musiało tak skończyć, skoro był pod wpływem przemocy, gwałtu, nienawiści i wojny.

Bo gdyby urodził się w słonecznej Italii? Jakie wtedy miałby pokusy i problemy?

Wiele razy słyszę te słowa w Belfaście. Determinanta geograficzna. „Wszyscy jesteśmy ofiarami. Ofiarami geografii i polityki” – mówią ci po obu stronach, którzy chcą pokoju

Potem, po sesji samobiczowania się, Alistair ma wyrzuty sumienia – że jednak nie powinien. Każdemu wolno żałować siebie samego, ale nie jemu, bo przecież zabił. Odebrał komuś życie. Społeczeństwo północnoirlandzkie oczekuje sypania głowy popiołem. Społeczeństwo północnoirlandzkie nie wybacza. Jest przestępstwo, musi być kara, skrucha, ale najlepiej zadośćuczynienie i zemsta.

Alistair stara się nie śmiać w miejscach publicznych.

– Mam zakaz. Społeczeństwo mi nie pozwala – mówi.

Przeszedł psychoterapię, więc wie, że nie może sam sobie zabronić czuć się zadowolonym czy nawet szczęśliwym (założył rodzinę, ma dziecko), ale wie, że inni mu tego nigdy nie darują.

Ludzie nie oczekują sprawiedliwości. Oni oczekują bólu sprawcy.

Zatem Alistair ukrywa radość, jeśli ją poczuje. Nie chce nikogo zranić ani nikomu dać za wiele do myślenia.

– Jak śpisz? – pytam.

Śpi czasem dobrze, czasem źle. Źle, gdy śni o tamtym życiu, o młodym Alistairze. Czasami chciałby z nim porozmawiać, ale wie, że młody Alistair by go nie posłuchał, dlatego zaangażował się też w pracę z młodzieżą.

Bo trudna młodzież, pozbawiona perspektyw, wiedziona na pokuszenie władzą, jaką wciąż w tym kraju dają organizacje paramilitarne i ulica, nie posłucha terapeuty z dyplomem psychologa, który nie ma za sobą ciemnej przeszłości. Ta młodzież chce mieć do czynienia z kimś prawdziwym, z kimś, kto ją zrozumie naprawdę. Młodzież słucha Alistaira.

Morderca, egzekutor spotyka się z młodzieżą i mówi jej o swojej podróży. Czeka na pytania.

Zadają różne. O to, jak się czuł, gdy zabił (czuł się świetnie). O to, jak zareagowała jego matka (była oczywiście załamana; myślała cały czas, że Alistair uczestniczy w zamieszkach, biega gdzieś z dzieciakami, nie przypuszczała, że stał się mordercą na zlecenie). O to, jak mu się współpracowało z Liamem Neesonem.

Ale ludzie mówią też, że Alistairowi, katowi, ciemna przeszłość dała zawód. I karierę.

To, że zabił, ustawiło go finansowo.

Wokół tego może budować swoje życie, mówią.

Pytałam Alistaira, co sprawiło, że poszedł na terapię. Nie zdziwiłam się, gdy powiedział, że Bóg, bo wielu więźniów w Irlandii Północnej odkrywa Go i dla Niego chce zmienić swoje życie.

Alistair dostał wyrok śmierci – ogłoszony przez niezidentyfikowane siły świata paramilitarnego. O wyroku tym poinformowała go organizacja, która wspiera rodziny samobójców, Samaritans. Brytyjska organizacja charytatywna, która w Irlandii Północnej, jak się okazuje, od czasu do czasu nieoficjalnie pełni także taką funkcję posłańca (wymiennie z policją; nierzadko zdarza się, że to policja komunikuje delikwentowi, że jest na niego wyrok, i uprzedza, że nie ma możliwości zapobieżenia egzekucji, zatem doradza przeprowadzkę).

Alistair ma więc mentalną mapkę miejsc, w których nie powinien się pojawić. I akceptuje to – być może jako wyczekiwaną karę za to, jak żył. I karę za to, że zdradził, bo wspiera też ofiary z drugiej strony.

Tak czy owak – północnoirlandzki czyściec za życia.

*

Aleksandra Łojek, Belfast, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 184
Premiera: 1 lipca 2015

Polityka 28.2015 (3017) z dnia 07.07.2015; Kultura; s. ${issuePage}
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną