Świętosława, Sigrida, Gunhilda. Historycy nie są pewni jej imienia, ale jeśli w ogóle istniała, była jedną z najpotężniejszych kobiet swoich czasów. Córka Mieszka I, żywe wcielenie jego politycznej mądrości, żona i matka skandynawskich królów, pozostaje wszelako skromnym przypisem w dziejach układanych oraz interpretowanych przez mężczyzn. To idealna sytuacja dla pisarza – rama fabularna gotowa, by wypełnić ją treścią. „Do tej pory polowałam oddzielnie, (...) teraz mogę połączyć ulubione wątki” – wspomina Elżbieta Cherezińska w posłowiu do „Hardej”, pierwszej części dylogii przywołującej skomplikowane losy Świętosławy.
Książki Cherezińskiej, gwiazdy (i w pewnym sensie również odnowicielki) polskiej powieści historycznej, mają na czytelników podobny wpływ jak przed półwieczem prace Pawła Jasienicy – z porównaniami do Sienkiewicza jeszcze bym się przez jakiś czas wstrzymał – czyli dokonują pewnej uproszczonej, acz inteligentnej i spójnej syntezy dziejów. W „Hardej” autorka wybrała ciekawy moment dziejowy: nie tylko narodziny polskiej państwowości, ale też falę chrześcijańskich konwersji pogańskich władców tej części Europy. Ów aspekt religijny wypada tu przekonująco i dramatycznie, podobnie zresztą jak złożone portrety szlachetnie urodzonych kobiet, którym – a Świętosława, tytułowa „harda”, z tym stanem rzeczy się nie godzi – w owej epoce wyznaczono rolę dyplomatycznej waluty do opłacania kluczowych sojuszy. Nieco gorzej jest z literackimi wizerunkami władców: w swojej hieratycznej, brodatej i brutalnej męskości niczym się praktycznie od siebie nie różnią. A opisy erotycznych zbliżeń radzę po prostu przeskakiwać.
Elżbieta Cherezińska, Harda, Zysk i S-ka, Poznań 2016, s. 600