Ian „Lemmy” Kilmister chyba najbardziej dosłownie spośród wszystkich gwiazd rocka ucieleśnił w swojej biografii sławetne hasło „sex, drugs & rock’n’roll”. Nie rozstawał się z używkami, partnerek miał ponoć ponad tysiąc, w dodatku nigdy się nie ożenił, a przede wszystkim w 1975 r. założył zespół Motörhead, symbol rockowego hałasu. I mogłoby się wydawać, że zmarły w grudniu zeszłego roku w wieku 70 lat basista to po prostu typowa dla swojego pokolenia postać rockmana używającego wolności bez ograniczeń. A jednak książka brytyjskiego dziennikarza muzycznego Micka Walla pokazuje bohatera o wiele bardziej subtelnie i o wiele mniej schematycznie. Lemmy jest tu oczywiście „dziecięciem wieku”, reprezentantem hipisowskiej generacji, która „nie chciała dorosnąć”, ale poza wszystkim jest intuicyjnie działającym realizatorem własnych marzeń o muzyce i wspomnianej wcześniej wolności. Za to wszystko trzeba było zapłacić, a ceną stała się samotność.
Przedstawione w książce zespoły Lemmy’ego – Hawkwind i Motörhead – to zupełne zaprzeczenie mitu młodzieńczej przyjaźni i lojalności, w co tak chętnie chcieliby wierzyć fani. Kariery obu kapel przebiegały wśród nieustannych kłótni i bójek. Funkcjonowanie poza głównym nurtem show-biznesu wcale nie uodporniało na spory o pieniądze i wpływy towarzyskie. Sukces Motörhead, choć finansowo wymierny, też okazał się względny, bo już w latach 90. zespół zaczynał przechodzić ostrą fazę kryzysu, z czym Lemmy radził sobie rutynowo – ucieczką w hedonizm. I tak to trwało. Aż do końca.
Mick Wall, Lemmy, przeł. Lesław Haliński, In Rock, Czerwonak 2016, s. 281