Był premierem przez ponad 20 lat. A później, w latach 70. i 80., nadal pozostawał w kręgach władzy, już nie na świeczniku, ale zawsze na jakichś lukratywnych i wygodnych pozycjach. Józef Cyrankiewicz przeżył epokę najpierw Bolesława Bieruta, a potem Władysława Gomułki, zawsze widziany obok nich. Był to przedwojenny, a więc – można powiedzieć – prawdziwy socjalista, więzień Auschwitz, w którym bohatersko uczestniczył w ruchu oporu, w nowej, powojennej Polsce poprowadził jednak część swojej partii do władzy, do komunizmu, do sojuszu z PPR. I osobiście zrobił wielką karierę, lawirując między wszystkimi nakazami i przymusami politycznymi, wchodząc w kolejne zakręty historii, zawsze ze zręcznością i wyczuciem momentu i szansy. Nawet przeciwnicy przyznawali, że na tle władzy wyróżniał się inteligencją, wykształceniem, osobistą kulturą, także stylem życia, z którego umiał i chciał korzystać. Prywatnie mąż Niny Andrycz, wielkiej aktorki polskiego teatru, zostawił po tych 20 latach premierowania pamięć wielu czynów i słów niecnych, wielu meandrów i zygzaków. W końcu z pozycji, w której się znajdował, musiał często dawać świadectwo, oburzać się i atakować. I to robił. Ale też – co pokazuje w swojej książce Piotr Lipiński – zawsze jakoś umiał się ustawić jak gdyby obok siebie, autoironicznie zażartować, mrugnąć okiem. Wielki gracz i wielki konformista. Zmarł w styczniu 1989 r., zdążył jeszcze w PRL.
Piotr Lipiński, Cyrankiewicz. Wieczny premier, Czarne, Wołowiec 2016, s. 272