„Ślady” są zbiorem portretów, które czytamy bardziej jak opowiadania niż powieść, zgodnie ze słowami jednej z postaci: życie jest bardziej zbiorem takich poszarpanych opowiadań. Te historie jednak tworzą całość, układają się w sagę rodzinną, sięgającą czasów wojny. A kluczowym momentem każdej jest śmierć. Oglądamy życie z perspektywy końca. Szczególnie ujmujące są tu portrety kobiet. Bożena nagle uświadamia sobie, że „tak wygląda koniec: jesteś stara i stoisz przy zlewie, obserwując to, co jeszcze żyje”. Zostaje w pamięci portret starego małżeństwa z pociągu, a także obraz codziennego małżeńskiego gestu, z którym nie wiadomo, co robić po śmierci jednej osoby. Kłopot z nową powieścią Małeckiego polega na tym, że do tej dojmującej wiwisekcji życia na końcu na siłę został doczepiony wątek trupa, który żyje w innych. Inaczej niż w „Dygocie”, gdzie było to konstrukcyjnie umotywowane, tutaj ten motyw wydaje się naiwny i wzięty z innej książki. Skoro śmierć jest najbardziej nadnaturalną rzeczą, jaka nas spotyka, po co na siłę szukać innych nadnaturalności? Chciałoby się, żeby Jakub Małecki, pisarz już dojrzały i świetny obserwator życia, podobnie jak choćby Łukasz Orbitowski, przeszedł na stronę realizmu. Już czas.
Jakub Małecki, Ślady, Wydawnictwo SQN, Kraków 2016, s. 298