Niektóre historie się pamięta, a niektóre pamiętają ciebie i wyciągają rękę, żeby cię poddusić w najmniej spodziewanych chwilach” – takie historie opowiada Paweł Sołtys, czyli Pablopavo, wokalista i muzyk, laureat Paszportu POLITYKI, w swoim debiutanckim zbiorze opowiadań. Jego „Mikrotyki” nie mają nic wspólnego z narkotykami, to określenie na ten gatunek: opowiadania, które czasem są krótką migawką, a czasem pełną opowieścią. Niektóre z tych opowieści mógłby zaśpiewać, znajdziemy tu dużo punktów stycznych z jego tekstami. Tutaj, podobnie jak choćby w piosence „Jestem” z ostatniej płyty, narrator opowiada historie rozmaitych ludzi, takich jak Lena, która siadywała na klatce z papierosem, czy wujek wariat, który nikogo nie wpuszczał do swojego pokoju, ale znał się na kartach i szachach, czy dwaj prawosławni chłopcy, szkolne dziwadła. Jest też Grochów, który „ściska za wątrobę”, i jest żal za miastem, które zarasta apartamentowcami. W tle znajdziemy rozmaite tropy literackie – Iwaszkiewicza, którym można nieźle komuś przywalić (są tu też opowiadania komiczne), Hrabala, pisarzy rosyjskich, ale Paweł Sołtys sam nie idzie niczyim śladem. W dodatku te opowiadania są kunsztowne literacko – potykamy się o słowa, takie na przykład „bielmo”, które sprawia, że czytelnik musi wrócić do początku opowieści. Co i raz czas ulega zawieszeniu – przeszłość wchodzi niespodziewanie w teraźniejszość. Historia o śmierci kota jest wtopiona w barową opowieść z 2006 r. O tym jest ta książka, o współistnieniu wszystkich historii na przekór czasowi. „Jestem ojcem moich zmarłych” – czytamy w ostatnim opowiadaniu. Te opowiadania są wywoływaniem duchów, wywołują z pamięci postacie i historie, o których nawet nie wiedzieliśmy, że je w sobie mamy.
Paweł Sołtys, Mikrotyki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 144