Czuły zapis piekła
Recenzja książki: Christine Lavant, „Zapiski z domu wariatów”
Co pewien czas docierają do nas literackie perły z przeszłości – takie są „Zapiski” austriackiej pisarki Christine Lavant (pseudonim Christine Thonhauser, która urodziła się w dolinie Lavant jako dziewiąte dziecko górnika). Tej książki nie chciała publikować, zamierzała ją zniszczyć i długo nie wiedziano o jej istnieniu. Jej publikacja w 2001 r., wiele lat po śmierci pisarki, była wydarzeniem. Sama Lavant za życia zyskała sławę jako poetka – cenili ją Bernhard i Jelinek – i od jej śmierci w 1973 r. ta sława ciągle rośnie. „Zapiski…” powstały po jej pobycie w szpitalu psychiatrycznym w Klagenfurcie w 1935 r., dokąd trafiła po próbie samobójczej. Ale nie jest to po prostu dziennik pobytu na oddziale. To starannie skomponowany tekst, który (u nas w świetnym przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz) ma swoją melodię.
Christine Lavant, Zapiski z domu wariatów, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2017, s. 110