Party w Białymstoku
Wróciłem z Indii 11 września 2001, w dniu zamachu Ibn Ladina na WTC, i zamiast do domu pojechałem do studia telewizyjnego. Było dla mnie jasne, że to on zrobił. Wymieniłem przed kamerą jego imię. Nic ono nikomu wtedy w Polsce nie mówiło. Mało tego - poza wtajemniczonymi w Europie nikt tego nazwiska nie identyfikował z żadną znaną postacią. Był to mój trzeci w życiu scoop. Pierwszy w Polsce podałem wiadomość o zamachu na Jana Pawła II. Pierwszy w świecie (byłem o krok od miejsca, gdzie ją mordowali) podałem wiadomość o zamachu na Indirę Gandhi. Agencja PTI (Press Trust of India) nadała ją pięć godzin po mojej depeszy z Delhi do PAP. I pierwszy w Europie powiedziałem (w TVP), że zamachu na budynki WTC w Nowym Jorku i Pentagonu dokonali ludzie Ibn Ladina z Al-Kaidy. Komentarze na temat terroryzmu tej formacji spowodowały, że od trzech stacji telewizyjnych otrzymałem propozycje stałej współpracy. Nic z zaproszeń i obietnic prezesów (Kwiatkowskiego i Dworaka) nie wyszło.
Kiedy już niemal o wszystkim zapomniałem, przypadek zrządził, że na prywatnym party w replice zamku pod Białymstokiem usiadłem obok damy, która miała na sobie biżuterię wagi kilkudziesięciu karatów. Naszej wspólnej koleżance pokazała pod obrusem, gdzie kończy się jedna z jej pończoch, które kupiła wczoraj. Towarzyszył jej pan ubrany z waszecia. Bodyguard - pomyślałem, słuchając jego akcentu zza miedzy. Kiedy można już było wstać od stołu, podszedł do mnie i powiedział:
- Znam pana z Heratu.
Herat to po Kabulu i Kandaharze trzecie co do ważności miasto Afganistanu, znane w historii z największej podówczas rzezi, jaką w XIII wieku urządził tam Dżyngis-chan.
- Pamięć ludzka jest zawodna - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.