Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Absurd jak z Mrożka

Recenzja książki: Sławomir Mrożek, "Słoń i inne opowiadania"

Bez niewielkich opowiadań, zwłaszcza tych wczesnych, które ukazują się w naszej kolekcji, Mrożek nie stałby się powszechnie stosowaną w Polsce jednostką pomiaru stopnia odchylenia sytuacji od zdrowego rozsądku.

Nie wiadomo, czy to Mrożek pierwszy odkrył, że natura realnego socjalizmu jest groteskowa, ale uczynił to na tyle skutecznie, że Polacy w czasach PRL, spotykając absurdalne sytuacje, zaczęli określać je mianem: jak z Mrożka. Z Mrożka były kolejki, biurokracja, a także próby uporania się z pospolitymi uciążliwościami życia. Przyzwyczailiśmy się sądzić, że u nas prawa logiki działają w sposób szczególny, na wspak albo jeszcze dziwaczniej. Ustrój się zmienił, nowe zdążyło dojrzeć, ale ostatnie doniesienia prasowe potwierdzają, że stopień nasycenia naszego życia Mrożkiem nie zmalał na tyle, aby twórczość pisarza przestała odgrywać swą rolę nieomylnej busoli absurdu.

Sam Mrożek już od dawna wycofał się z roli dostarczyciela zabawnych doniesień o nowych postępach groteski w Polsce. Po pierwsze, już w połowie lat 60. znalazł się za granicą, a po 1968 r., po napisaniu protestu przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, stał się emigrantem. Nie mógł więc obserwować ani wprowadzenia kartek na mięso, ani walk o dostępność papieru toaletowego, ani nawet batalii o ciepłe bułeczki u schyłku starego ustroju. Choć Polacy wiedzieli swoje – to z Mrożka. Krótkie opowiadania Mrożka, których po opuszczeniu Polski wciąż przybywało, zmieniły tymczasem charakter. Nasyciły się absurdem uniwersalnym i niezwiązanym z polską rzeczywistością. Po drugie, nawet powrót Mrożka do Polski w 1996 r. nie spowodował takiego zadomowienia, by mógł na nowo stać się badaczem szczególnego gatunku nadwiślańskiego absurdu. Nie dlatego, że definitywnie zniknął z naszego świata, ale z powodu swych licznych chorób.

Reklama