Psy, underground i przyjaciele
Recenzja książki: Magda i Andrzej Dudzińscy, Mały alfabet
Pamiętacie Dudiego, stwora z wielkim dziobem i świdrującymi ślepiami? A Pokraka, szlachetnie urodzoną istotę o mizernej aparycji? Stwory te wylęgły się w wyobraźni Andrzeja Dudzińskiego. Czytaliście „Rozstania” Magdy Dygat, opowieść o jej dzieciństwie i ojcu Stanisławie Dygacie? Jeśli pamiętacie i czytaliście, sięgnijcie po „Mały alfabet”. A propos: wcale nie mały, bo to gruba książka, na dodatek zilustrowana rysunkami i fotografiami Dudzińskiego. Lubimy dzienniki, tomy korespondencji i alfabety, po cichu zawsze licząc, że trafimy w nich na niedyskrecję i złośliwość.
Dudzińscy, wiedząc, że alfabet bywa formą donosicielstwa, zamierzali pisać o zwierzętach i miejscach, do których są przywiązani, a o ludziach tylko wtedy, „kiedy zajdzie ku temu potrzeba”. Chętnie więc opowiadają o swoich psach, o undergroundowym Londynie, gdzie jako dzieci-kwiaty w oparach trawki pukali do „bram percepcji”, o Nowym Jorku, w którym przeżyli dwie dekady, o paryskich galeriach i odkrywaniu wielkich malarzy hiszpańskich w Prado. Często jednak czują potrzebę pisania o przyjaciołach i znajomych. I dobrze, że się jej nie opierają, dzięki czemu w „Alfabecie” znajdujemy znakomite portrety Elżbiety Czyżewskiej, Janusza Głowackiego, Jonasza Kofty, Jana Kotta, Jerzego Turowicza, Witolda Lutosławskiego, Czesława Miłosza, Rolanda Topora i wiele innych znakomitości, a jeśli dodać, że pojawia się w nim nawet John i Yoko, Woody Allen i Tom Waits, to czegóż więcej pragnąć?
„Mały alfabet” skrzy się inteligentnym dowcipem i ma po aptekarsku wymierzoną porcję nostalgii za szaloną epoką hipisów. Ach, lube czasy!
Magda i Andrzej Dudzińscy, Mały alfabet, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, s. 410