Zakrapiana sesja
Recenzja płyty: Jerry Lee Lewis, „The Knox Phillips Sessions: The Unreleased Recordings”
Kąsek dla fanów klasycznego rockandrollowca Jerry’ego Lee Lewisa. Dobiegający dziś osiemdziesiątki artysta to ikona amerykańskiej rewolucji muzycznej lat 50. Skandalizujący, żywiołowy wykonawca porywał publiczność swoim śpiewem i grą (również nogami) na fortepianie. Wydana we wrześniu płyta „The Knox Phillips Sessions: The Unreleased Recordings” to zestaw 10 utworów, które nie miały być nigdy publikowane. Zapis sesji zorganizowanej w połowie lat 70., raczej w celach towarzyskich, w słynnym studiu Sama Phillipsa Sun Records w Memphis. Do nagrań zachęcił Lewisa syn właściciela Knox Phillips. Atmosfera jest nieformalna, poczęstunek, również wysokoprocentowy, zapewniony. Słychać to zresztą w wygłaszanych przez artystę kwestiach i jego wykonaniach kolejnych utworów. Repertuar zróżnicowany – jest próbka klasyki, czyli wiązanka kompozycji Chucka Berry’ego „Johnny B. Goode” i „Carol”, jest trochę country, gospel, a nawet, niespodziewanie, wersja doskonałego przeboju Jima Crocego „Bad, Bad Leroy Brown”.
Ocena: 3 i 1/2
Jerry Lee Lewis, The Knox Phillips Sessions: The Unreleased Recordings, Saguaro Road Records