Byłby to słynny fragment filmu „Poszukiwacze zaginionej Arki”, w którym arabski superwojownik zaczyna przed Indianą Jonesem wywijać mieczem, szykując się do walki, a ten, zniecierpliwiony, zabija go od niechcenia strzałem z rewolweru. W gazecie wypada myśl rozwinąć. Otóż liczba erudycyjnych zabiegów, które Longstreth, skądinąd zdolny kompozytor, tu wykonuje – tym razem nawiązując do bogactwa brzmieniowego muzyki afrykańskiej („Up In Hudson”) czy wyrafinowanego r&b Prince’a i nowych producentów elektronicznych („Work Together”) – jest odwrotnie proporcjonalna do efektu końcowego. Nawiązania do soulowych i hiphopowych hitów w partiach wokalnych („Winner Take Nothing”) i cała ta gonitwa pomysłów brzmią jak muzyczna nerwica natręctw. Nikt nie odmawia zespołowi prawa do poszukiwań i korzystania z przeróżnych tradycji, ale brak w tym naturalności Davida Byrne’a, a poza jednym czy drugim błyskiem inwencji wiele z tego całościowo nie wynika.
Dirty Projectors, Dirty Projectors, Domino