Oksytocyna my love
Recenzja spektaklu: "Położnice szpitala św. Zofii", reż. Monika Strzępka
Nastroju podszytego niezgodą na kształt współczesnego świata, ale niekrystalizującego się w jakąkolwiek alternatywną propozycję. Na porodówce aż kipi od irytacji, pretensji i histerii – nastrój spektaklu świetnie oddaje piosenka przyszłych matek składająca się z samych bluzgów. Wkurzeni są także ich domagający się uwagi mężowie. Wkurzony jest personel szpitala, który nie potrafi już zjednoczyć się i zastrajkować. I wkurzeni są pacjenci – klasa średnia niezadowolona z poziomu usług w prywatyzującym się szpitalu.
Wkurzone są także nowo narodzone dzieci – mali terroryści, w pieluchach, ciemnych okularach i z naganami w dłoniach, próbujący odpłacić rodzicom za świat, na który je sprowadzili. Akty terroru i oporu w ich wykonaniu są równie bezradne i słabe, jak pretensje starszego pokolenia. W przyszłości zresztą dzieci staną na czele sprywatyzowanego, kapitalistycznego szpitala-świata. Piosenką przewodnią tego ciekawego (i świetnie wykonanego) pamfletu na naszą bezradność i puste gesty jest „Oksytocyna my love” – hymn na cześć oraz błaganie o substancję łagodzącą ból i wprawiającą w dobry nastrój, która pozwoli przetrwać nie tylko poród, ale także życie.
Paweł Demirski – tekst, Jan Suświłło – muzyka, Położnice szpitala św. Zofii, reż. Monika Strzępka, Teatr Rozrywki w Chorzowie