Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Teatr

Cierpienia ikony popkultury

Recenzja spektaklu: "Persona. Tryptyk/Marilyn", reż. Krystian Lupa

Koncert jednej wybitnej aktorki

W „Factory 2” Krystiana Lupy jest scena, w której grana przez Sandrę Korzeniak Edie Sedgwick tańczy, a reszta srebrnej Fabryki Andy'ego Warhola śmieje się, że Edie chce być drugą Marilyn Monroe. Rok później Sandra Korzeniak zostaje drugą Monroe – w kolejnym spektaklu Lupy „Persona. Tryptyk/Marilyn” wystawionym według jego scenariusza w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Gra jednocześnie trzy role: siebie – młodą polską aktorkę mierzącą się z rolą ikony popkultury.

Marilyn Monroe – mit, symbol swojej epoki, archetyp blondynki, najseksowniejszą kobietę świata. Oraz Marilyn Monroe grającą Gruszę z „Braci Karamazow” Dostojewskiego, rolę, w której widzi szansę ucieczki przed swoim medialnym wizerunkiem. Zamyka się w opuszczonej hali, w której ponoć przed laty kręcił filmy Charlie Chaplin, i leżąc w barłogu, paląc papierosy i pijąc whiskey szamocze się i dręczy, na przemian zdzierając kolejne maski i z powrotem chowając się za nimi. Jakby bała się zrobić ostateczny krok – może odkryć, że za każdą zerwaną maską jest tylko następna maska. Kobieta, dla której nagość była najwspanialszym kostiumem, swojego prawdziwego ja nie szuka w naturalności, tylko w roli – innej niż te, które grała dotąd, trudniejszej, ale jednak roli. Gra zresztą bez przerwy, tak naturalnie, jakby chodziło o oddech. Głupiutką blondynkę z komedyjek, w których ją obsadzano, królową seksu świadomą swojej urody, żądnego uwagi rozkapryszonego wampa, wulgarną dziwkę. I przekonuje się, że innej Marilyn nikt nie pragnie. Otaczających ją ludzi: żonę Lee Strasberga Paulę (Katarzyna Figura), fotografika André de Dienesa (Piotr Skiba), autystycznego dozorcę hali (Marcin Bosak) i psychoanalityka, doktora Greensona (Władysław Kowalski), fascynuje i pociąga jako symbol; jako człowiek nie ma dla nich żadnej wartości.

Najnowszy spektakl Krystiana Lupy jest koncertem jednej – wybitnej – aktorki. Partnerujący Sandrze Korzeniak aktorzy – poza fantastycznym Piotrem Skibą – tworzą tło. To, a także łopatologicznie wykładająca intencje autorów końcówka mocno osłabiają siłę tego momentami niesamowicie hipnotycznego, lunatycznego przedstawienia.

Polityka 18.2009 (2703) z dnia 02.05.2009; Kultura; s. 55
Oryginalny tytuł tekstu: "Cierpienia ikony popkultury"
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną