Dwie cechy szczególnie wyróżniają sztukę doby manieryzmu: jej intelektualny rodowód oraz wirtuozeria i mistrzostwo formy” – te słowa Piotra Oszczanowskiego, dyrektora muzeum, a zarazem kuratora wystawy, można potraktować jako najważniejszą wskazówkę dla zwiedzających ekspozycję. Z jednej strony jest to bowiem sztuka erudycyjna, chętnie posługująca się metaforą czy alegorią. Z drugiej dążąca do perfekcji formalnej, co niekiedy prowadziło do jej wręcz groteskowych udziwnień, które z czasem zaciążyły na postrzeganiu tego kierunku przez kolejne pokolenia. Tak czy inaczej, to sztuka bardzo efektowna i nawet jeśli zwiedzającemu nie chce się wgłębiać w zawiłości treściowo-historycznych odniesień, to i tak czeka go mocny „efekt wow”. Dostaje bowiem w potężnej dawce (150 eksponatów ściągniętych z rozlicznych zbiorów w kraju i za granicą) to, czego najbardziej brakuje sztuce współczesnej: maestrię warsztatową. W wysmakowanych rysunkach, efektownych wyrobach złotnictwa, osobliwych, spisywanych na miedzianych płytach i ozdabianych ilustracjami epitafiach, bogatej sztuce portretowej, intrygujących rzeźbach. W tej mnogości form, kształtów, pomysłów i intelektualnych przesłań szczególną uwagę przyciągają (poświęcono im odrębną przestrzeń ekspozycyjną) dwa dzieła pochodzące z kościoła Świętej Trójcy w Żurawinie: obraz „Chrzest Chrystusa” Bartholomeusa Sprangera oraz rzeźba „Chrystus przy kolumnie” Adriaena de Vries. Oba są nie tylko manierystycznymi arcydziełami, ale – na co dzień podzielone między Muzea Narodowe we Wrocławiu i w Warszawie – znalazły się obok siebie po raz pierwszy od 1945 r.
Manieryzm wrocławski, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, wystawa czynna do 13 maja