Bywają wystawy, które zachwycają, i takie, które zadziwiają. Ta należy zdecydowanie do drugiej kategorii. Dobrego malarstwa jak na lekarstwo, a mimo wszystko ogląda się je z niesłabnącym zainteresowaniem za sprawą intrygującej hybrydy europejskiej (głównie katolickiej) kultury i ikonografii z lokalną tradycją, indiańskimi obyczajami i wizjami świata. Zaskakujących transformacji, form, adaptacji wątków i motywów. Dukt pędzla jest niemal zawsze prowincjonalny, ale ta wyobraźnia... Anioły ubrane w galowe mundury oraz paradne kapelusze, strzegące porządku z arkebuzami w dłoniach. Matka Boska, której głowę zdobią bogate pióropusze, tradycyjny tam symbol władzy. Jezus strzegący przed trzęsieniami ziemi. Motywy, które w Europie przedstawiane były z estetyczną skromnością (wizerunki Marii czy Jezusa) w wersji peruwiańskiej rozrastają się do rozbudowanych narracji. Więcej zachwytów, a mniej zadziwień towarzyszy oglądaniu wyrobów złotniczych – o ile przedkolonialna kultura Inków nie znała malarstwa, o tyle świetnie radziła sobie z rzemiosłem, więc wyroby ze srebra imponują kunsztem. W sumie mamy tu blisko trzy wieki osobliwie rozwijającej się pod hiszpańską kontrolą sztuki, która raz ośmiela chrześcijańską symboliką, by za chwilę onieśmielać lokalną, nieskrępowaną fantazją.
Sztuka Wicekrólestwa Peru, Muzeum Narodowe w Warszawie, do 20 maja, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, 5 czerwca – 2 września