Tytuł nawiązuje do słynnego (Oscar!) animowanego filmu Zbigniewa Rybczyńskiego, w którym tłum postaci bezkolizyjnie wpasowuje się w przestrzeń małego pokoju. To była trafna alegoria przeludnionych rodzimych mieszkań w czasach PRL-u, gdy lokal 40-metrowy uchodził już za bardzo okazały. Twórcy wystawy postanowili powrócić do owych klimatów „ciasnoty” wystawą po trosze analityczną, sentymentalną i refleksyjną. Z dominującymi dwoma elementami: wspomnianym filmem oraz gigantyczną, jakby zaprzeczającą swej tradycyjnej funkcji, meblościanką. To ów mebel, wymyślony wprawdzie w USA, lecz święcący triumfy w Polsce, kuratorzy uznali za symbol „radzenia sobie” z deficytem powierzchni i przestrzeni. I słusznie, bo to on organizował nam życie domowe przez kilka dekad. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na szerszy kontekst, który by przypominał także inne aspekty ówczesnego oswajania ciasnoty: w fiacie 126p (ileż tam się dawało upchnąć!), na pracowniczych działkach z ich tycimi domkami, w domkach ze sklejki ustawianych w ośrodkach wczasowych itd. A do tego meble-transformersy (kanapy i fotele zmieniające się w łóżka, ławy – w wysokie stoły), pawlacze, czy anektowanie przestrzeni blokowych korytarzy i adaptowanie loggi na część mieszkania. „Polak potrafi” łamane przez „potrzeba matką wynalazku”. Młodych może i zachwyci opowieść o meblościance, ale starsi wiedzą, że było jeszcze ciekawiej.
Tango na 16 metrach kwadratowych, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, do 14 października