Ludzie i style

Głowa od nogi

Ciężka dola trenera piłkarskich gwiazd

José Mourinho, obecnie w Realu. Ideał fachowca nowoczesnego: zna pięć języków, manipuluje mediami, a przede wszystkim jest władcą totalnym. José Mourinho, obecnie w Realu. Ideał fachowca nowoczesnego: zna pięć języków, manipuluje mediami, a przede wszystkim jest władcą totalnym. DOMINIQUE FAGET/AFP / EAST NEWS
Futbol zmienia się w naukę ścisłą, przebieg meczów trzeba planować z dokładnością do ułamka sekundy, wielkie kluby przeobraziły się w gigantyczne korporacje. Kim we współczesnej piłce musi być trener, jaka jest jego prawdziwa rola?
Kim we współczesnej piłce musi być trener, jaka jest jego prawdziwa rola?Anthony Hill/Corbis Kim we współczesnej piłce musi być trener, jaka jest jego prawdziwa rola?
Josep Guardiola z Barcelony. Tu wszystkim piłkarzom od dzieciństwa wpaja się specyficzny styl gry i zachowań.Toni Albir/EFE/Forum Josep Guardiola z Barcelony. Tu wszystkim piłkarzom od dzieciństwa wpaja się specyficzny styl gry i zachowań.
Alex Ferguson z Manchesteru United. Dla niego najważniejsza jest władza i kontrola. Nigdy ich nie traci.Mike Egerton/EAST NEWS Alex Ferguson z Manchesteru United. Dla niego najważniejsza jest władza i kontrola. Nigdy ich nie traci.
Louis van Gaal z Bayernu Monachium. W poprzednim sezonie słabo kontrolował swoich zawodników, ale mimo to zgarnęli niemal wszystkie trofea.Michael Dalder/Reuters/Forum Louis van Gaal z Bayernu Monachium. W poprzednim sezonie słabo kontrolował swoich zawodników, ale mimo to zgarnęli niemal wszystkie trofea.
Avram Grant. W elicie futbolu – Pan Nikt. A jednak to z nim Chelsea dotarła do finału Champions League.Forum Avram Grant. W elicie futbolu – Pan Nikt. A jednak to z nim Chelsea dotarła do finału Champions League.

Jermaine Pennant, skrzydłowy klubu Stoke, kiedyś najdroższy nastolatek w historii angielskiego futbolu, odebrał w styczniu telefon od przedstawicieli swych poprzednich pracodawców – z Realu Saragossa – którzy pozbyli się go za notoryczne spóźnianie się na treningi. Hiszpanie przypomnieli piłkarzowi, że na parkingu przy dworcu kolejowym w ich mieście pół roku wcześniej zostawił Porsche. Pennant zbaraniał. On nie zapomniał, że zostawił Porsche. Zapomniał, że ma Porsche. Początkowo próbował się nawet upierać, że nie ma, ale Hiszpanie przypomnieli mu o indywidualnie dobranej tablicy rejestracyjnej, na której widniało znajome P33NNT (kluczyki znaleźli na przednim siedzeniu). Zapomnieć o samochodzie było mu o tyle łatwo, że zapłacił za niego 98 tys. funtów, czyli równowartość wynagrodzenia za zaledwie dwa tygodnie pracy. A między swoimi wcale nie jest krezusem...

Władza i kontrola

Piłkarska szatnia to miejsce szczególne: zaludniane przez młodziutkich bogaczy, demoralizowanych przez sławę, kobiety, agentów próbujących wycisnąć z ich karier finansowe maksimum. Trener musi tę grupę nakłonić do ciężkiej pracy na treningach, morderczego wysiłku w meczach rozgrywanych przez okrągły rok, wyrzeczeń między treningami i meczami. Musi godzić wybujałe ego; po zwycięstwach podsycać głód następnych zwycięstw; podporządkować sobie i zhierarchizować członków drużyny, a zarazem sprawić, by nikt nie poczuł się zbyt ważny lub nieważny; zmusić ich do umierania za siebie na boisku i niemal telepatycznej współpracy.

Dlatego Alex Ferguson z Manchesteru United, w tym fachu żywy pomnik, na pytanie o tajemnicę swego niesłychanego sukcesu odpowiada: „Władza i kontrola. Przede wszystkim kontrola. Jeśli stracę kontrolę nad moimi multimilionerami, jestem martwy. Więc nigdy nie tracę. Martwy jest ten, kto chce się jej wymknąć”.

Jego kredo wyjaśnia, dlaczego przez ćwierć wieku pracy w jednym z największych klubów świata notorycznie usuwał kluczowe postaci drużyny – od Roya Keane’a, niezłomnego wojownika uchodzącego za alter ego trenera, po Davida Beckhama, celebrytę dającego Manchesterowi gigantyczne zyski marketingowe.

Fergusonowi wytykano, że wyrzuca liderów zbyt pochopnie. Że wcale nie przepędza jątrzących egocentryków, lecz profesjonalistów, którzy raz zbłądzili i są gotowi się zrehabilitować. Że często zamiast uśmierzyć drobny w zaraniu konflikt, zaognia go. Ale Szkot, choć teoretycznie radykalnie obniżał sportową siłę zespołu, działa świadomie. Żadnemu podwładnemu nie może pokazać, że choć na chwilę stracił panowanie nad szatnią i wolno mu się sprzeciwić. Wyniki, jedyny wyznacznik klasy trenera, przyznawały mu rację. Najpierw uczynił z MU hegemona w Anglii, potem wygrał europejską Ligę Mistrzów, ostatnio zadomowił się na jej szczytach na stałe – 28 maja znów zagra w finale.

Jak zarządzać ludźmi, uczy się z biografii Lincolna, Kennedy’ego i innych wielkich przywódców. Na tyle skutecznie, że z jego rad korzystają również politycy.

Kombinacja typów

Problem ze zdefiniowaniem najważniejszych dla trenera kompetencji polega na tym, że nawet najlepsze zalecenia można łatwo obalić. Beckham, który na koniec kariery w Manchesterze został zraniony w twarz kopniętym przez rozjuszonego Fergusona butem, przeniósł się do Realu Madryt. Tam po kilku latach ogłosił w trakcie sezonu, że zamierza wyemigrować do USA. Fabio Capello – też trener ze ścisłej światowej czołówki – wściekł się. Piłkarza, który nie wiąże przyszłości z klubem, uznał za zbędnego, zdemotywowanego i grożącego destabilizacją zespołu. Beckham był rozgoryczony, ale kiedy u schyłku sezonu przyparty do muru kontuzjami zawodników trener przywrócił go do podstawowego składu, Anglik grał do upadłego. Został bohaterem, bez niego Real nie zdobyłby mistrzostwa.

Swojej szatni nie kontrolował też w poprzednim sezonie Louis van Gaal. Do najjaśniejszego gwiazdora – Arjena Robbena – zwracał się „ty dupku”, ale ten, choć wiecznie stroił fochy, solowymi akcjami rozstrzygał mecz za meczem. I Bayern Monachium zgarnął niemal wszystkie dostępne trofea.

Jeszcze większy chaos panował wiosną 2008 r. w londyńskiej Chelsea, własności obsesyjnie pożądającego triumfów rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza. W drużynie roiło się od wielkich osobowości, które wyrażały jawną pogardę dla sensacyjnie zatrudnionego trenera Avrama Granta, w elicie futbolu – Pana Nikt. A jednak to wtedy – a nie wcześniej, z charyzmatycznym José Mourinho – Chelsea jedyny raz dotarła do finału Champions League. Jej gwiazdorzy byli tak zdeterminowani i zarazem przygotowani przez poprzednika, że od nowego szefa wymagali tylko, by nie przeszkadzał.

Im więcej klubów zwiedzimy – selekcjonerzy reprezentacji to inna historia, oni stykają się z piłkarzami raz na miesiąc – tym bardziej oczywiste staje się, że do sukcesu wiedzie liczba dróg tak samo nieskończona, jak nieskończona jest liczba kombinacji typów ludzkich wypełniających szatnię.

Josep Guardiola, trener Barcelony, sam jest jej wychowankiem, i też prowadzi głównie wychowanków Barcelony (wielu dorastało w jednym internacie!), wszystkim piłkarzom od dzieciństwa wpaja się specyficzny styl gry i zachowań, niemal wszyscy pochodzą z Hiszpanii lub krajów hiszpańskojęzycznych. Niesubordynowanych wyprasza się za młodu. Trenerowi pozostaje przede wszystkim nie zburzyć tego, co zbudowało wielu ludzi.

Francuz Arsene Wenger prowadzi natomiast londyński Arsenal – firmę do zawrotu głowy kosmopolityczną ze wszystkich kontynentów, importującą utalentowanych nastolatków, którzy opuszczają domy, zanim dojrzeją, i zamieszkują w pałacach. To tam rozpoczynał wielką karierę wspomniany Pennant, dziś zauważany głównie wtedy, gdy zapomni o swoim Porsche.

Trener omnibus

Dlatego łatwiej niż trenerskie kompetencje wskazać cechy osobowości, bez których w tym zawodzie nie sposób być na szczycie. To przede wszystkim: żądza wiedzy i zdolności adaptacyjne. Do niedawna trener przychodził na trening, rzucał piłkę, kazał grać, komentował i na tym kończyła się jego rola. Dziś coraz częściej musi być omnibusem: zarządza licznym sztabem asystentów, codziennie przyjmuje dziesiątki raportów, analizuje gigabajty danych.

Taktyka rzadko bywa już zbiorem ogólnych nakazów, by X biegał po lewym skrzydle, a Y po prawym, i apelem, żeby piłkarze wypruli sobie płuca. Dziś przed najważniejszymi meczami każdy dostaje DVD z repertuarem dryblingów rywala, a na murawie musi dbać, by nie stać o metr za daleko lub za blisko od partnera, by nie zakłócić harmonii całości: 11 ludzi ma przeobrazić się w jeden organizm, perfekcyjną machinę, w której żaden trybik nie działa niezależnie od pozostałych. Ulubionym słowem wszystkich trenerów z klasą stał się „detal”, bo przygotowywanie drużyny lub planu gry zeszło na poziom szczegółowości niedostrzegalnej już niekiedy gołym okiem. Dosłownie.

 

Arsene Wenger używa do analizy gry technologii pożyczonej z lotnictwa, bo gdy budzi się rano po meczu, nie chce polegać wyłącznie na wrażeniach, lecz mieć absolutną pewność, co działo się na boisku. A jeśli klasowy piłkarz potrzebuje, według wyliczeń Francuza, od 2,5 do 3,1 s na sekwencję: opanowanie piłki – podjęcie decyzji – podanie, to żaden szkoleniowiec nie uchwyci gołym okiem, czy X nie działa zbyt ospale, czyli przez 3,2 s.

Nowa generacja trenerów to właśnie typ szalonych naukowców, w futbolu widzących naukę ścisłą, chcących zredukować go do ciągu cyfr i objąć kontrolą każdą sekundę gry. Często zresztą sami nigdy piłki profesjonalnie nie kopali – brakowało talentu – ale poświęcili jej życie.

José Mourinho analizował taktykę rywali dla ojca trenera już jako 14-latek. On mawia, że mniej grania w młodości oznaczało więcej czasu na naukę, jego wielki rywal Rafael Benitez – że „nie trzeba zaczynać jako koń, by zostać dobrym dżokejem”.

Co na obiad

Co futbolowych jajogłowych łączy? W pracy wzorują się na stylach zarządzania szefów Microsoftu, Apple i innych wielkich korporacji. Studiują „Piramidę sukcesu” Johna Woodena, nie wypuszczają z rąk laptopa, strategię pracy nowemu pracodawcy prezentują w programie PowerPoint, w lipcu wiedzą, co piłkarze będą robić w 87 minucie treningu 29 listopada, wierzą, że przebieg meczu można precyzyjnie zaplanować. Świeżo pozyskanych wysyłają na regularne sesje z psychologiem, by mieć pewność, że adaptacja w nowym środowisku przebiega właściwie.

Monitorują nawet dietę podwładnych. To też w futbolu nowe. Były irlandzki piłkarz Tony Cascarino wspomina, że jeszcze kilkanaście lat temu, jeśli asystent trenera trzymał w ręku długopis i notatnik, to znaczyło, że zaraz spyta: „To co ma być na obiad? Pięć kanapek z bekonem, sześć kiełbasek, chleb i dziesięć paczek biszkoptów?”. Dziś gracze czołowych klubów dostają rozpiskę, która podaje, ile plasterków sera wolno im położyć kanapkę – rodzaj pieczywa też jest podany.

Trenerzy naukowcy są wszechwiedzący, ale wciąż się uczą. Benitez zrobił sobie kilka lat temu roczne wakacje, by we Włoszech i Anglii zgłębiać tajniki odmiennych stylów gry, a kiedy obejmuje posadę w nowym klubie, żona studiuje jego historię i opowiada ją mężowi, by poczuł ducha miejsca. Mourinho zaczął studiować języki obce, kiedy zabrakło mu literatury fachowej we własnym. Zna portugalski, angielski, francuski, hiszpański, włoski. I dziś wyznaje zasadę – znów: detal – że w szatni przemawia w języku kraju, w którym pracuje, ale indywidualnie rozmawia w ojczystym języku graczy. „Inaczej nigdy nie pojmę, czego się spodziewają, chcą, potrzebują” – tłumaczy Portugalczyk, który zanim poprowadził w pierwszym meczu Inter Mediolan, zachwycił tubylców użyciem na konferencji prasowej słów z lokalnego dialektu.

On musi bazować na zdolnościach adaptacyjnych i wciąż wymyślać się na nowo, bo co kilka lat ląduje w zupełnie innym świecie. A jakimi zdolnościami adaptacyjnymi musiał wykazać się Ferguson, który przetrwał w Manchesterze 25 lat, choć mało jest stołków tak chybotliwych jak trenerski. Benitez i Mourinho przenosili się ostatnio z Anglii do Włoch, a trudno o większą różnicę w futbolowej mentalności, wspaniale opisaną przez Gianlukę Viallego, który grał w obu krajach. Wyspiarze jego zdaniem mają do piłki stosunek gorący, emocjonalny. Wynik 0:3 oznacza dla nich, że mecz się właśnie zaczął, bo do ocalenia pozostała wartość najcenniejsza – honor. Włosi są chłodni i racjonalni – dla nich strata trzech goli oznacza, że mecz się skończył. Słowem, obie nacje potrzebują kompletnie innych zabiegów motywacyjnych.

Władca totalny

Dziś trendy wyznacza Mourinho, uchodzący za ideał fachowca nowoczesnego. Dwukrotnie wygrywał Ligę Mistrzów z drużynami o ograniczonym potencjale (w 2004 r. z Porto, w 2010 r. z mediolańskim Interem), przez blisko dekadę nie przegrał ani jednego ligowego meczu na własnym stadionie – ani w Portugalii, ani w Anglii, ani we Włoszech, ani w Hiszpanii (dziś pracuje w Realu Madryt).

Jest trenerem, a raczej władcą, totalnym. Chce wpływać na każdy skrawek klubowej rzeczywistości, emocjonalnie zdominować swoich piłkarzy. Rywalom wydaje wojnę także poza boiskiem, w błyskotliwych, agresywnych, pełnych pasji tyradach podczas konferencji prasowych. Manipulowanie mediami i wykorzystywanie ich, by wpływać na morale drużyny swojej oraz przeciwnej, stało się za sprawą Mourinho obowiązującym w tym zawodzie standardem. Mourinho uważa, że najwybitniejsi piłkarze są poddawani presji nie do zniesienia, ściąga ją więc na siebie, chętnie wchodząc w rolę wroga publicznego numer jeden. Jego ludzie całą energię mają włożyć w walkę na boisku, on bierze cały świat na siebie.

Kiedy jeszcze pracował w Portugalii, przed meczem derbowym wyszedł na murawę przed piłkarzami, bo wiedział, jak nienawistna będzie pierwsza reakcja trybun. Obsadził się w roli Pierwszego Gracza; zresztą we Włoszech zarabiał 11 mln euro rocznie, więcej niż jakikolwiek ligowy piłkarz. To również znak czasów – rola trenerów, szefów futbolowych firm tak wzrosła, że po raz pierwszy w historii zaczęli dorównywać pensjami gwiazdom boisk.

Czołowi gracze bardzo się do siebie upodobnili – wszyscy są maksymalnie wytrenowanymi cyborgami – więc ludzie futbolu wierzą, że o wynikach przesądzają drobiazgi będące pod kontrolą trenera. Tydzień przed niedawnym szlagierem z Barceloną Mourinho zakazał koszenia trawy na madryckim stadionie i nie pozwolił zrosić jej, jak nakazuje hiszpański obyczaj, tuż przed meczem, bo wiedział, że rywale uwielbiają błyskawiczną wymianę podań po ziemi, więc pożądają podłoża gładkiego jak stół bilardowy i lekko zmoczonego, nadającego piłce poślizg. Kiedy zagrali na inaczej przygotowanym terenie, wybuchła awantura – murawę ostatecznie przycięto na wysokość 25 mm (choć Barcelona chciała 22 mm) i znów jej nie zroszono (potrzeba zgody obu drużyn, a Real zaprotestował).

Oczywiście w decydujące znaczenie trzech milimetrów trawy wierzą trenerzy z absolutnego szczytu. I tylko tam nie ma miejsca na fachowców starej daty, którzy nie widzą w podwładnych humanoidów reagujących na stuknięcia w klawiaturę. Takim anachronicznym trenerem jest np. Harry Redknapp z Tottenhamu, który daje zawodnikom pełną wolność gry, a oni opowiadają, że choć w szatni stoi tablica, to on nigdy nic na niej nie narysował. Anglik podczas rozgrywek Ligi Mistrzów był jak jaskiniowiec na kongresie naukowym.

W Polsce trenerowi wierzącemu w swój nos, czyli instynkt, oraz powtarzającemu, że laptopa używa jako podstawki pod herbatę, oddaliśmy nawet reprezentację kraju. Franciszek Smuda też jednak uważa, że najważniejsza jest władza i kontrola. Lubi graczy grzecznych i podporządkowujących się, niepokornych z kadry usuwa. To go łączy z Aleksem Fergusonem. Niestety tylko to.

Autor jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej” i Sport.pl.

Polityka 22.2011 (2809) z dnia 24.05.2011; Coś z życia; s. 101
Oryginalny tytuł tekstu: "Głowa od nogi"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną