Ludzie i style

Ustawka

Co dręczy polskich kibiców?

Ryszard Sadłoń, radny z Chorzowa i kibic Ruchu: – U nas nie mówi się fanatycy, mówi się fanciole. Jesteśmy fanciolami Ruchu. Ryszard Sadłoń, radny z Chorzowa i kibic Ruchu: – U nas nie mówi się fanatycy, mówi się fanciole. Jesteśmy fanciolami Ruchu. Tomasz Radzik/SE / EAST NEWS
Polityka zaprosiła do rozmowy kibiców i działaczy piłkarskich, prawników, socjologów, policjantów i ministra spraw wewnętrznych. Chcieliśmy ustalić, jaki mamy problem z kibicami, przepisami, klubami. A może ze wszystkim. I dlaczego?
Ludzie, którzy nie chodzą na mecze, postrzegają środowisko kibiców jako jednorodną armię groźnych dla porządku publicznego osób.Leung Cho Pan/PantherMedia Ludzie, którzy nie chodzą na mecze, postrzegają środowisko kibiców jako jednorodną armię groźnych dla porządku publicznego osób.
Kibice Legii podczas wygranych 1:0 derbów z Polonią Warszawa w 2005 r.Lukas skywalker/Wikipedia Kibice Legii podczas wygranych 1:0 derbów z Polonią Warszawa w 2005 r.

Otwierając debatę, redaktor naczelny POLITYKI Jerzy Baczyński powiedział, że zorganizowaliśmy to spotkanie, taką ustawkę z kibicami, bo napięcia na linii kibice–reszta świata wynikają w jakiejś mierze z nieporozumień, niedomówień, streotypów. A wtedy, jak wiadomo, najlepiej się spotkać i – w przypadku tej ustawki – porozmawiać.

Nie wszyscy chcieli. Minister Bartłomiej Sienkiewicz odmówił udziału w debacie. Jego rzecznik Paweł Majcher przypomniał, że ministerstwo już w sierpniu 2013 r. proponowało Ogólnopolskiemu Związkowi Stowarzyszeń Kibiców spotkanie. „Zaproszenie pozostało bez odzewu, dlatego dopóki rozmowy się nie rozpoczną, nasz udział w debacie uznajemy za bezcelowy” – napisał rzecznik. Sygnał zabrzmiał jasno: rozmowy tak, ale na naszych warunkach. Wypowiedzi Sienkiewicza pod adresem kibiców brzmią twardo. Przypominają hasło ministra wygłoszone w Białymstoku: „Idziemy po was!”. To będzie raczej długi marsz, a powody próbowaliśmy uściślić właśnie podczas rozmów.

Religijne uniesienie

Według Dominika Antonowicza, doktora socjologii z UMK w Toruniu, wspólnota kibiców przypomina religijną, bo tę grupę łączą nadzwyczaj silne więzi i uświęcenie klubu. To miłość do jego barw, godła i historii. Na stadionie kibice przeżywają uniesienie wynikające nie tyle z oglądania meczu, co ze wspólnego świętowania i przebywania razem.

Ruch kibicowski narodził się w XIX w. w Anglii. Kluby powstawały tam w gwałtownie rozwijających się przemysłowych miastach. Robotnicy szukali wspólnej identyfikacji, a taką możliwość dawało kibicowanie. I daje do dzisiaj. Dr Antonowicz dostrzegł, że zachowania kibiców, wspólne skandowanie, podskakiwanie, spontaniczna radość, rodzaj prezentowanego braterstwa, może stwarzać pozory zagrożenia dla osób spoza tego kręgu: – To tak jakby udać się do innego kraju i zobaczyć tam dziwne praktyki religijne i rytuały, plemienne zachowania wywołujące u przybysza obawę.

Prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski zaobserwował na własnym stadionie, że osoby, które wcześniej nie chodziły na mecze ze strachu przed zachowaniami kibiców, jak już trafią na trybuny, wracają na nie bez obaw. – Na meczu ze Śląskiem 32 tys. kobiet i mężczyzn, osób starszych i dzieci, przez całe spotkanie stało, tańczyło, świętowało razem. To, co wtedy przeżyli, powoduje, że przychodzą na kolejne mecze – twierdzi prezes.

Marcin Warchoł, dr prawa, nauczyciel akademicki i kibic Legii, swoje uniesienie przeżył kilka lat temu, po meczu, który przypieczętował tytuł Mistrza Polski dla jego klubu. Szedł w tłumie kibiców świętować na Starówce i odczuwał to prawie jak religijne misterium. Te chwile spowodowały, że został kibicem na dobre i złe. Kłopotliwe było, że spotykał na stadionie swoich studentów. Na wydziale prawa zwracali się do niego „panie doktorze”, na trybunach musieli być na ty.

Miałem z dziesięć lat, kiedy ojciec po raz pierwszy zabrał mnie na mecz – opowiada Mariusz Jędrzejewski, zwany Megafonem, przez wiele lat organizator dopingu Arki Gdynia, prezes Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców. Arka to, jak mówi, jego mała ojczyzna. Na mecze chodził dziadek, ojciec, chodzi on i jego syn, a w przyszłości będą wnuki.

W egalitarnym gronie nie zabrakło też samorządowców. Ryszard Sadłoń, radny z Chorzowa i kibic Ruchu: – U nas nie mówi się fanatycy, mówi się fanciole. Jesteśmy fanciolami Ruchu. Fanciole dzielą się na ultrasów (zajmują się oprawą meczów i dopingiem) i chuliganów (tzw. bojówki chroniące ultrasów przed atakami kibiców przeciwnej drużyny, ale też umawiający się z rywalami na ustawki – bójki w ustronnym miejscu). Radny Sadłoń dostrzega na stadionach jeszcze jedną grupę: – To patologia, młodzi ludzie z marginesu. Nikt ich nie akceptuje, ani państwo, ani ksiądz, ani rodzina, bo często jej nie mają. Akceptuje ich stadion. U nas w Chorzowie problemy socjalne są palące. Ćwierć budżetu miasta idzie na ośrodki pomocy społecznej.

Wojenne wzburzenie

Ale to nie patologia wywiesza rasistowskie symbole na trybunach, robią to świadomi kibice. To nie patologia skanduje obraźliwe i wulgarne hasła. Prof. Monika Płatek z Katedry Prawa Uniwersytetu Warszawskiego: – To poważni panowie, którzy na co dzień są zamknięci w gorsecie kultury. A na stadionie raptem mogą dać upust temu, co w duszy gra, być znowu jak dzieci.

Kluby są surowo karane zamykaniem trybun i całych stadionów. Ponoszą straty. Minister Sienkiewicz po wydarzeniach na plaży w Gdyni (bójka kibiców Ruchu z meksykańskimi marynarzami) zapowiedział zaostrzenie prawa, surowe karanie bywalców stadionowych. Prof. Monika Płatek uważa, że prawo od dawna nie służy temu, żeby je stosować. Stwarza tylko pozory zaangażowania władz, które proponują ciągle nowe przepisy i nowe ustawy. Których potem oczywiście się nie stosuje. Bo się nie chce albo nie można – okazują się bublami. – Jest wystarczająco dużo paragrafów, które już dzisiaj pozwalają nawet na opresyjne traktowanie kibiców – mówiła prof. Płatek.

Z tą opinią zgadza się twórca obowiązującej ustawy o imprezach masowych, były wiceminister spraw wewnętrznych, emerytowany generał policji Adam Rapacki. Gdyby ktoś porównał sytuację w krajach, o których mówi się, że są wzorem w zabezpieczaniu imprez, okazałoby się, że nasze stadiony nie są bardziej niebezpieczne. Generał uważa, że sprawę kibiców trochę niepotrzebnie się u nas podgrzewa. Wywoływane emocje fałszują skalę rzeczywistego zagrożenia. – Dzisiejsze przepisy pozwalają na to, aby panować nad wszystkim – mówi gen. Rapacki.

Mariusz Megafon Jędrzejewski opowiadał przy tej okazji o wyprawie na wyjazdowy mecz. Co kilkadziesiąt kilometrów policyjne kontrole. Policjanci nieznający przepisów i niestosujący procedur. Poniżani kibice. W takiej atmosferze łatwo rośnie agresja.

W Warszawie, jak twierdzi dr Marcin Warchoł, wciąż dochodzi do nieuzasadnionych represji wobec kibiców. Gen. Adam Rapacki uważa to za aberrację. – To nie jest aberracja, panie generale – odpowiedział Marcin Warchoł, sugerując, że to smutna codzienność. – Podam przykład. W trakcie odprawy przedmeczowej w oddziale prewencji pada informacja: kompania, która wystawi najwięcej mandatów dla osób przechodzących ulicą Łazienkowską (obok stadionu Legii), nie będzie musiała odprowadzać przyjezdnych kibiców na dworzec. Panował siarczysty mróz, policjanci ochoczo zaczęli wystawiać mandaty.

Adam Rapacki podziela pogląd, że siły porządkowe są często elementem prowokującym do incydentów. – Przed Euro 2012 próbowałem namówić ówczesne kierownictwo policji, żeby się zastanowić nad wypracowaniem jakiejś bardziej przyjaznej taktyki. Wtedy się jeszcze nie udało, ale ciągle to policji podpowiadam.

Z kolei dr. Dariusza Łapińskiego, koordynatora PZPN do spraw kontaktów z kibicami, denerwują ciągłe próby przerzucania odpowiedzialności z policji na kluby piłkarskie. To wina nieprecyzyjnego przepisu mówiącego, że za bezpieczeństwo imprezy masowej odpowiada jej organizator. – On odpowiada za stan infrastruktury, za gaśnice, za opiekę medyczną, za służby informacyjne i porządkowe, za kontrolę tłumu. Natomiast nie ma sił i środków ani nawet obowiązku odpowiadać za czyny każdego człowieka uczestniczącego w imprezie. Od klubów wymaga się, żeby sprawcy złych czynów na stadionie byli ścigani siłami klubu i dostarczani policji, a to jest po prostu niemożliwe.

Kibiców pojednanie

Ludzie, którzy nie chodzą na mecze, postrzegają środowisko kibiców jako jednorodną armię groźnych dla porządku publicznego osób. Tymczasem kibice różnią się między sobą. Według prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego na stadionie jego drużyny zasiada 60 grup kibicowskich. – Nie jest tak, że środowisko polskich kibiców będzie mówiło jednym głosem, bo to kilka milionów ludzi.

Kibic Legii mecenas Krzysztof Pluta: – Wydaje mi się, że rozmawiamy o skutkach, a trochę zapominamy o przyczynach. Warto zapytać, dlaczego kibice ze sobą nie rozmawiają? Byłem w Madrycie i trafiłem na dzień, kiedy Barcelona grała z Realem. Mijałem ludzi w koszulkach Barcelony, których nikt nie zaczepiał i to nie były grupy stu czy dwustu kibiców, otoczone jakąś eskortą, to byli pojedynczy ludzie, jeden, dwóch kibiców, nikt im nie zrobił krzywdy. Chciałem zapytać, czy panowie odważyliby się przyjechać do Warszawy w koszulce Ruchu albo w koszulce Arki, albo w koszulce Legii pojechać do Gdyni czy do Chorzowa?

Wszyscy zgodzili się, że zmiany we wzajemnych relacjach kibiców są potrzebne. Prof. Monika Płatek zaapelowała do uczestników debaty, by wykorzystali swoje wpływy w środowisku kibicowskim. – Narzućcie ton, żeby na stadionach nie wyśmiewano się z Murzynów, Żydów, homoseksualistów, Litwinów, Romów. Ludzi powinno się nazywać tak, jak oni sami chcą się nazywać. I to możecie zrobić na ­początek.

Polityka 45.2013 (2932) z dnia 05.11.2013; Kraj; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Ustawka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną