Ludzie i style

Kowboje i idealiści

Komiksy o hipisach i hipsterach

materiały prasowe
Polski komiks odmalowuje ostatnio porywającą galerię bohaterów subkultur młodzieżowych: od ery hipisowskiej po lata 90.
Komiks Marcina Podolca „Fugazi Music Club” to metaforyzowana opowieść o konkretnym miejscu i ludziach żyjących w latach 90.materiały prasowe Komiks Marcina Podolca „Fugazi Music Club” to metaforyzowana opowieść o konkretnym miejscu i ludziach żyjących w latach 90.
materiały prasowe
Album „Moja terapia” Szawła Płóciennika przypomina szpitalny epizod z biografii Sławomira Gołaszewskiego, specjalisty od reggae i world music, doskonałego radiowca.materiały prasowe Album „Moja terapia” Szawła Płóciennika przypomina szpitalny epizod z biografii Sławomira Gołaszewskiego, specjalisty od reggae i world music, doskonałego radiowca.
materiały prasowe
„Pinki” Pawła Płóciennika - historia Krzysztofa „Pinki” Brandta, znanego bywalca imprez kulturalnych, modnych klubów na warszawskim placu Zbawiciela oraz malarza.materiały prasowe „Pinki” Pawła Płóciennika - historia Krzysztofa „Pinki” Brandta, znanego bywalca imprez kulturalnych, modnych klubów na warszawskim placu Zbawiciela oraz malarza.

Był tu bar w kształcie gitary, grał Paradise Lost, przed występem Voo Voo na scenie pojawiła się prawdziwa krowa, a przede wszystkim zorganizowano dzień po dniu 21 koncertów tak znanych dziś (a wówczas młodych) kapel, jak Wilki, Hey, Acid Drinkers czy Houk. Mowa o klubie muzycznym Fugazi, który istniał w Warszawie w 1992 r. zaledwie 11 miesięcy, ale stał się kulturowym fenomenem. W 2013 r. jego ówcześni założyciele chcieli o tym przypomnieć i zorganizować tym razem 22 dni koncertów pod szyldem festiwalu Fugazi i hasłem „najdłuższy koncert świata”. Skutecznie jednak zablokowała imprezę stołeczna Koalicja: Ciszej Proszę.

Koncerty się nie odbyły, za to przygotowywany specjalnie na festiwal komiks okazał się jednym z najlepszych polskich albumów 2013 r. Wkrótce zostanie wydany we Włoszech i Francji. Szymon Holcman z Kultury Gniewu, wydawcy dzieła, zapewnia, że zagranicznym edytorom podobała się zarówno warstwa graficzna, sama opowieść, jak i nazwa klubu. – Bardzo pomogła też analogia ze słynnym nowojorskim klubem CBGB. Sugestia, że Fugazi to polski odpowiednik CBGB, natychmiast przykuwała uwagę – dodaje.

Choć rysownikiem i scenarzystą komiksu jest Marcin Podolec, album nie powstałby, gdyby nie Waldemar Czapski – jeden z czterech założycieli klubu. Czapski, przygotowując się do organizacji festiwalu, zaczął spisywać swoje wspomnienia i publikować na stronie internetowej. Z kolei Podolec od dłuższego czasu myślał o stworzeniu komiksu muzycznego. Co prawda urodzony w 1991 r. Marcin Podolec w chwili otwarcia Fugazi miał zaledwie rok, ale – jak twierdzi – zawsze fascynowały go czasy przełomu i scena lat 90. – Chwilami żałuję, że urodziłem się zbyt późno i nie doświadczyłem życia w latach, w których nad polską sceną muzyczną unosiła się mgiełka misji – mówi.

Polski realizm magiczny

Podolec przy tworzeniu historii czerpał garściami z materiałów źródłowych i starał się trzymać faktów, a jednocześnie zrezygnował z pozorów obiektywizacji zdarzeń – to miała być opowieść o klubie na podstawie relacji Czapskiego. Autorowi udało się także dokonać ciekawego zabiegu: opowiada o konkretnym miejscu i ludziach żyjących w latach 90. (pojawiają się tu m.in. Marek Kotański i Jurek Owsiak), a jednocześnie pozwala sobie na zabieg w stylu komiksowego realizmu magicznego – metaforyzuje opowieść i odziera ją z dosłowności.

Dzieje się tak za sprawą konsekwentnej i oszczędnej warstwy graficznej. Szkicowe, delikatne rysunki, umowne, rozmazane tła albo zupełny ich brak sprawiają, że świat przedstawiony wydaje się nierzeczywisty jak sen czwórki młodych chłopaków z warszawskiego blokowiska, którzy wymarzyli sobie własny klub i to marzenie zrealizowali.

„Fugazi Music Club” to bez dwóch zdań właśnie taka chłopacka relacja o wchodzeniu w dorosłość, a własny klub był swego rodzaju rytuałem przejścia złożonym z licznych przeszkód: braku pieniędzy, atakujących lokal skinheadów, nieprofesjonalnych ochroniarzy, aż w końcu mafii – nieodłącznego elementu krajobrazu lat 90. I nawet w tym przypadku autor nie ma ochoty na dosłowność. Ciemne typki, które inwestują w klub, a jednocześnie odpowiadają za dilerkę na jego terenie, nazywane są przez Czapskiego „kowbojami”, a czytelnik nie widzi ich twarzy – jedynie czarne sylwety w szerokich kapeluszach.

Komiks Podolca świetnie oddaje klimat czasów przełomu: rozwój subkultur, sceny muzycznej i twórczy ferment, oderwany od komercyjnych uwarunkowań i tabelki w Excelu. Francuzi z powodzeniem będą mogli czytać tę historię jako swego rodzaju uzupełnienie popularnej „Marzi”, wydawanej u nich przez polską autorkę Marzenę Sowę.

Duboterapia

„Fugazi Music Club” nie jest pierwszym komiksem opowiadającym o historii czołowych postaci polskiej alternatywy. Rok wcześniej Paweł Płóciennik stworzył album „Moja terapia”, traktujący o mało znanym epizodzie w biografii Sławomira Gołaszewskiego, jego pracy na Bezlekowym Oddziale Terapii Dziennej prowadzonym przez Janusza Sulgostowskiego, który stosował dość niecodzienne metody leczenia zaburzeń psychicznych. W oficjalnych biografiach Gołaszewskiego rozproszonych po internecie trudno trafić na informacje o tym wątku w jego życiorysie. Znany jest przede wszystkim jako specjalista od reggae i world music, doskonały radiowiec (słynna audycja „Pieśni wędrowców”), a także autor takich książek, jak „Reggae Rastafari” oraz „Dapspolski – Regementarz”.

Sławka znałem ze środowiska muzycznego, w którym sam się obracam. Kiedy nagle dowiedziałem się, że pracował w szpitalu, uznałem to za świetny temat na album. Miałem już wtedy na koncie komiks opowiadający o młodzieńczych latach mojego ojca, dzięki któremu nabrałem przekonania, że najlepiej czuję się, rysując historie realnych ludzi, a nie fikcyjnych postaci – mówi Paweł Płóciennik.

W komiksie widzimy, jak Gołaszewski trafia pod skrzydła Sulgostowskiego w końcówce PRL i w szpitalu zajmuje się muzykoterapią, która była jedną z metod leczenia. Aplikowanie pacjentom muzyki dub, przy odpowiedniej głośności mającej działanie relaksujące, było równie istotne co antystresowe rozciąganie, arteterapia czy dziecięce zabawy. Pacjenci byli różni: od ludzi rzeczywiście dotkniętych problemami psychicznymi (np. załamanego funkcjonariusza ORMO) po symulantów, którzy chcieli uniknąć wojska. Wśród tych drugich znajdował się m.in. Dariusz Malejonek (muzyk Houk i Izraela). Jednak relacja Gołaszewskiego w komiksie jest pozbawiona emocji, sprawia wręcz wrażenie celowo tłumionej. Z drugiej strony – poza wątkiem pacjenta z ORMO nie znajdziemy tutaj wątków politycznych, a szpital jawi się jako enklawa poza systemem.

Najstarszy hipster Warszawy

Nie jest za to pozbawiona emocji najnowsza komiksowa biografia autorstwa Pawła Płóciennika – „Pinki”. To historia Krzysztofa „Pinki” Brandta, znanego bywalca imprez kulturalnych, modnych klubów na warszawskim placu Zbawiciela, a także malarza. Brandt, określany niekiedy jako najstarszy hipster Warszawy, to żywa legenda. Słynie z pozytywnego stosunku do ludzi, pozowania młodym artystom jako model czy z występów w wideoklipach (np. u Grzegorza Turnaua, Kayah, grupy Molesta).

– Ludzie traktują go jednak powierzchownie, trochę jak maskotkę placu Zbawiciela, dziwaka, ale to przez ten zestaw gestów i powiedzonek, który każdy może od niego otrzymać. Natomiast na zaufanie Pinkiego trzeba sobie zapracować. Mało kto z bywalców tamtejszych klubów wie, jaki jest naprawdę i jak wyglądało jego życie. Stąd ten komiks – mówi Paweł Płóciennik.

Płóciennik idzie o krok dalej niż w „Mojej terapii”. Pokazuje nie tylko losy Krzysztofa Brandta, ale także rozwój relacji między bohaterem a twórcą komiksu, dzięki czemu czytelnik może zestawić dawne życie Pinkiego ze współczesnymi czasami, a także poznać kulisy powstawania komiksu. Życiorys Krzysztofa Brandta jest na tyle barwny, że można by nim obdzielić co najmniej kilka osób. Wychował się w powojennej zrujnowanej stolicy, gdy dorósł, został hipisem, wyjechał z narzeczoną do Sztokholmu, gdzie osobiście poznał Franka Zappę, który miał mu zresztą zaproponować wystawę prac w USA. Ale Pinki nie został światowej sławy artystą, za to przez pewien czas był paryskim kloszardem, a także jednym z najbardziej wziętych modeli na Wydziale Rzeźby warszawskiej ASP. Jednak po każdym życiowym zakręcie potrafił wyjść na prostą i pozostać sobą. Nie zmienił go ani komunizm, ani kapitalizm.

Płóciennik – podobnie jak Podolec – wprowadza do swojego komiksu elementy realizmu magicznego, co dodaje niejednoznaczności tej słodko-gorzkiej i tragikomicznej opowieści o życiu w zgodzie z samym sobą i ideałami, w oderwaniu od materialnych trosk i potrzeb.

Komiksy Podolca i Płóciennika to nie klasyczne biografie, a raczej komiksy o pamięci – zupełnie jednostkowej i prywatnej, a jednocześnie dzięki swojemu nieskrywanemu subiektywizmowi zadziwiająco wiarygodne. Jeszcze kilka lat temu wielu polskich rysowników i scenarzystów lubowało się w łopatologicznych hagiografiach poważnych, podręcznikowych postaci: Popiełuszko, Wałęsa, żołnierze wyklęci. Były to tytuły przypominające rzemieślnicze odrabianie lekcji, bez autorskiej wizji, graficznego konceptu i pazura. Teraz polski komiks zaczął eksplorować nowe terytoria i mniej oczywiste biografie – z o wiele lepszym skutkiem.

Polityka 31.2014 (2969) z dnia 29.07.2014; Ludzie i Style; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Kowboje i idealiści"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną