W 2009 r. pewien wpływowy nowojorski miliarder publicznie pogroził liderowi większości Senatu Stanów Zjednoczonych, że będzie nalegał na usunięcie go ze stanowiska. Dlaczego? Bo podczas spotkania dotyczącego budżetu federalnego miał ciągle przeglądać maile na swoim nowym telefonie Blackberry. Pięć miesięcy temu François Hollande oficjalnie zakazał francuskim ministrom przynoszenia smartfonów na obrady rządu. „Teraz każdy będzie musiał słuchać, o czym się mówi. I sam zabierać głos” – tłumaczył rzecznik rządu.
Karygodne zachowanie ministrów niektórzy próbowali usprawiedliwiać charyzmą Hollande’a. Jego poparcie społeczne nie bez powodu spadło ostatnio do poziomu nienotowanego przez francuskich prezydentów od 1958 r. Ale rządowy rygor rodem z gimnazjum świadczył także o tym, że – niezależnie od pozycji społecznej i zawodowej – nie radzimy sobie z pokusami nowoczesnych technologii. Często nie wiemy nawet, jak się zachować. A nowych dylematów wciąż przybywa – część z nich doczekała się jasnej i jednoznacznej odpowiedzi, większość jeszcze nie.
NIE KRZYCZEĆ, nIE bEłKotAć
Czy wypada wrzucać fotki cudzych dzieci na Facebooka? A własnych? Mailować z kolegą z sąsiedniego pokoju czy nawet biurka obok? Czatować z kilkoma osobami jednocześnie? Przeglądać strony internetowe podczas rozmowy na Skypie? Zabierać telefon do toalety (nie przerywając rozmowy)? Grać na smartfonie, kiedy wspólnie z kimś czekam na pociąg? Bawić się tabletem, podczas gdy oglądamy razem telewizję? Użyczać innym konto do portalu filmowego?
Do najszybciej rozwijających się frakcji doradztwa sieciowego należy to dotyczące samej sieci. Niegdyś zasady wirtualnego współżycia, czyli tzw. netykieta, sprowadzały się do garści prostych przykazań. Nie przeklinać. Nie spamować. Nie trollować. Na listach dyskusyjnych czy forach ograniczać dygresje. NIE KRZYCZEĆ (pisząc wielkimi literami). nIE bEłKotAć (pisząc na przemian wielkimi i małymi). W przypadku wirtualnej kłótni powstrzymać się od argumentów ad personam.