Ludzie i style

Internecie, powiedz przecie...

Czy jesteś ładna? Sieć prawdę ci powie

Prawie 10 tys. osób obejrzało na YouTube filmik zatytułowany „Czy ja jestem ładna?”. Prawie 10 tys. osób obejrzało na YouTube filmik zatytułowany „Czy ja jestem ładna?”. Jutta Klee / Corbis
Rzesze nastolatek codziennie stają przed kamerą i proszą internet o wycenę swojej urody. Zabawa ta ma długą tradycję w realu, ale w sieci już dawno przestała być zabawna.
Nastolatki konstruują poczucie własnej wartości przede wszystkim na informacjach, które otrzymują od otoczenia.Alexey Romanov/PantherMedia Nastolatki konstruują poczucie własnej wartości przede wszystkim na informacjach, które otrzymują od otoczenia.

Licealiści i studenci przełomu wieków mogą jeszcze pamiętać uruchomiony w 2000 r. serwis Am I Hot or Not (dosł. „Jestem gorący/-a czy nie”). Dwóch przyjaciół z Doliny Krzemowej założyło go po kłótni o urodę przypadkowo spotkanej dziewczyny. Zasady działania ich strony streszczały proste zasady: „Spójrz na zdjęcie poniżej. W żółtym polu wybierz liczbę od 1–10, by ocenić osobę. Zobacz, jak zagłosowali inni”. Po oddaniu głosu procedura się powtarzała, z nowymi twarzami.

Witryna pozwalała wybrać płeć, można było również wstawić własne zdjęcie. Tysiące śmiałków codziennie postanawiało więc spytać internautów o swoją wartość wizualną. Niektórzy publikowali także wizerunki osób, które o istnieniu strony nie miały pojęcia. Począwszy od kolegów i koleżanek z klasy, aż po gwiazdy show-biznesu. Jedną z pierwszych była Gwen Stefani, wokalistka grupy No Doubt. Uważana przez media za niebywale atrakcyjną, od internautów otrzymała zaledwie 6,6 pkt na 10 możliwych.

Na tym w zasadzie kończyła się funkcjonalność strony, ale mimo swej prostoty już po tygodniu przyciągała po 2 mln odsłon dziennie. A po kilku miesiącach widniała na listach najbardziej atrakcyjnych adresów dla reklamodawców. Użytkownicy potrafili bowiem spędzać całe godziny na wydawaniu wyroków na temat cudzej urody i konfrontowaniu swojego indywidualnego gustu z globalną średnią. „To nieopisanie okropne... A zarazem niebywale uzależniające” – pisała tuż po premierze serwisu dziennikarka amerykańskiego magazynu „Salon”.

Korzenie dwóch współczesnych potęg internetowych – Facebooka oraz YouTube – których sumaryczna wartość przekracza PKB Finlandii, także tkwią w sztubackiej zabawie w wycenianie urody nieznajomych. Zanim portal Marka Zuckerberga stał się Facebookiem, nazywał się Facemash. I służył do porównywania atrakcyjności studentek Harvardu oraz kilku innych prestiżowych college’ów. Portal YouTube pierwotnie miał być wersją wideo tego samego pomysłu. Dopiero z czasem jego założyciele postanowili poszerzyć tematykę publikowanych filmów. Co nie znaczy, że swoje pierwotne powołanie serwis ten zupełnie porzucił. Dla wielu osób pozostał zwierciadłem, w którym można się przejrzeć.

Prawie 10 tys. osób obejrzało na YouTube filmik zatytułowany „Czy ja jestem ładna?”. Pod minutowym klipem opublikowanym dwa lata temu jego autorka wyjaśnia: „Seria mych brzydkich fotek”. A w napisach końcowych apeluje: „Proszę o szczere opinie na temat mej brzydoty”.

Życzenie dziewczyny w wieku okołogimnazjalnym zostało wysłuchane. Pod nagraniem widnieje blisko sto komentarzy. Od rzeczowych wyroków („Musisz się z tym pogodzić... Nie”), przez porady („Bez grzywki byłoby o wieeele lepiej”), aż po typową dla anonimowego internetu brutalną kreatywność („Masz mordę jak twoja stara, czyli arabski kelner”). Sporadycznie zdarzają się komplementy („Jesteś bardzo ładna i masz piękne oczy”), próby unikania odpowiedzi („Zależy od tego, jak ktoś definiuje pojęcie piękna”) oraz próby uświadamiania nastolatki („Po co się pytasz ludzi? Na twoje pytanie nie ma jednej odpowiedzi, bo każdemu się podoba co innego. A liczy się tylko wnętrze”). W swej masie przytłaczają jednak negatywy: „Paskudna!”, „Zakryj twarz, będziesz ładna”, „Rzygałbym”. W tym kontekście za komplement wypada uznać zachęty do cierpliwości. Na przykład: „Jak będziesz mieć cycka i tyłeczek i zmienisz fryzurę, to ujdzie”. Kilka osób próbuje ratować sytuację, przekonując dziewczynę, by się hejterami nie przejmowała. Ale przecież sama prosiła „o szczere opinie”.

Podobnych filmików są w sieci tysiące. Przejrzenie samego YouTube pod kątem „Czy jestem ładna/brzydka” oraz ich angielskich odpowiedników daje ok. 50 tys. wyników. Poszerzenie wyszukiwania o podobne zwroty (i konkurencyjne serwisy) zwiększyłoby tę liczbę przynajmniej kilkakrotnie. Niektóre z klipów prześcigają oglądalnością teledyski gwiazd. A do odpowiedzi na zadawane w tytułach pytanie poczuwają się nierzadko tysiące osób. Autorki nagrań – w większości dziewczynki w wieku 9–14 lat – deklarują gotowość do przyjęcia wszelkiej prawdy o sobie: „Możecie mówić szczerze, zniosę wszystko!”. Ale wcale nie są przygotowane ani na formę, ani treść dyskusji toczących się pod ich autoprezentacjami. Namawianie do operacji plastycznej to drobiazg przy zachętach do... popełnienia samobójstwa: „Dlaczego dzieci w Afryce umierają, a ty żyjesz?”.

Spora część komentarzy pomija zupełnie kwestię urody dziewczynek, a zamiast tego odnosi się do ich inteligencji („Przede wszystkim jesteś płytka i chyba mało rozgarnięta, skoro wrzucasz taki film”). Nie wszystkie potrafią zrezygnować ze śledzenia komentarzy w momencie, gdy zorientują się, że zamiast poznać prawdę o sobie – poznają raczej prawdę o anonimowych internautach.

Zazwyczaj tłumaczą na wstępie, że znajomi z klasy wmawiają im brzydotę, ale chciałyby to potwierdzić – bo może chodzi tylko o szkolną zawiść. Taki problem miała jedna z pionierek owej dziwnej mody i zarazem rekordzistka z 2010 r., niejaka Kendal. Jej film obejrzały prawie 4 mln osób. Ponad 100 tys. go skomentowało. Byłoby więcej, ale klip po dwóch latach zdjęto. Inne dziewczęta (i nieliczni chłopcy) twierdzą z kolei, że znajomi i rodzina chwalą ich urodę, lecz jakoś nie mogą odnaleźć zainteresowania w oczach chłopców (dziewcząt). O ostateczną odpowiedź proszą więc bezstronny w ich mniemaniu internet.

„Dla młodych ludzi sieć stała się podstawowym kanałem komunikacji, miejscem spotkań i zarazem pamiętnikiem, który pisze się na oczach całego świata. W tym kontekście publiczne zadawanie tak prywatnych pytań jak »Czy jestem brzydka?« nie powinno dziwić” – zauważa prof. Emilie Zaslow, medioznawca z nowojorskiego Pace University, która jako jedna z pierwszych zaczęła przyglądać się fenomenowi nieletnich selfie.

Okrutne wypowiedzi pod wspomnianymi nagraniami wiążą się bezpośrednio z faktem, że serwis YouTube (oraz inne popularne portale wideo) mimo starań Google nie ma charakteru społecznościowego. Umieszczane w nim materiały w samym założeniu są ogólnodostępne, a komentatorzy zazwyczaj anonimowi. Chociaż publikowanie selfie należy także do ulubionych zajęć użytkowników Facebooka – i to niezależnie od wieku – w serwisie tym zasięg wpisu ogranicza się zazwyczaj do grona mniej lub bardziej „znajomych”. A ci raczej pochwalą – zalajkują – niż zganią. Ewentualnie przełkną słowa krytyki, bo sami naraziliby się na ostracyzm wirtualnego otoczenia.

Tyle że wątpiącym w swą atrakcyjność nastolatkom zależy właśnie na tym, by ową autocenzurę ominąć. Pierwsze klipy tego typu zaczęły się pojawiać na YouTube ok. 2009 r., ale większość nagrań pochodzi z ostatnich 2–3 lat.

Jak zauważają psychologowie, wiek ich autorek nie jest przypadkowy. W wielu krajach zachodnich przypada na początek edukacji ponadpodstawowej – w Polsce gimnazjum – kiedy nastolatki zostawiają za sobą dotychczasowe grono koleżanek i kolegów. Zaczynają się usamodzielniać, próbują na nowo określić swoje miejsce w świecie i zdefiniować samych siebie. Kiedyś pytaliby o to wszystko przyjaciół i rodzinę. Teraz mają internautów. Jak to ujął „New York Times”: YouTube okazuje się nowoczesną odpowiedzią na ponadczasowy problem.

„Wbrew powszechnym odczuciom stosunkowo rzadko słyszymy w życiu naprawdę negatywne opinie na własny temat, szczególnie dotyczące spraw tak osobistych, jak wygląd” – zauważa prof. Elizabeth Dowdell z Villanova University, która we współpracy z amerykańskim Departamentem Bezpieczeństwa bada zachowania młodych osób w sieci. Nastolatki jednak konstruują poczucie własnej wartości przede wszystkim na informacjach, które otrzymują od otoczenia.

Zderzenie z bezpardonową krytyką w sieci – ostrzega Dowdell – może być dla nich miażdżące.

Podobnie jak wielu innych psychologów apeluje o staranniejsze monitorowanie zawartości YouTube oraz pokrewnych portali. Przecież w regulaminie serwisu znajduje się zarówno wymóg wiekowy (konto w nim założyć można dopiero po przekroczeniu 13 lat), jak i zakaz umieszczania komentarzy zawierających „szykany, groźby lub mowę nienawiści”. Oba przepisy okazują się niestety martwe. „A przecież czym innym jest wiedzieć, jak załadować film na YouTube, a czym innym rozumieć, jakie będą tego konsekwencje” – pisała w jednym z artykułów dr Yalda T. Uhls z kalifornijskiego ośrodka Children’s Digital Media Center.

Obecnie na ratunek młodocianym internautom w starciu z anonimowymi komentatorami spieszą głównie inni anonimowi komentatorzy. Pod każdym nagraniem trafiają się tacy, którzy usiłują pocieszać lekkomyślne dziewczęta – często dedykując im własne nagrania wideo – a jednocześnie starają się dotrzeć do rodziców nastolatek, by poinformować ich o poczynaniach ich pociech. Ci z reguły natychmiast usuwają wideosesje razem z całym kontem. Dlaczego autorki nie kasują klipów w momencie, gdy fala krytyki zaczyna przekraczać ich psychiczną wytrzymałość? Jak same tłumaczą: to oznaczałoby ostateczne przyznanie się, że są brzydkie.

W Londynie od roku można oglądać performance zatytułowany „Pretty Ugly” (Piękna/dość brzydka). Jego scenariusz 27-letnia Louise Orwin – reżyserka i zarazem jedyna aktorka – oparła właśnie na rozmowach z dziewczętami, które zdecydowały się spytać internautów o swoją urodę. W końcu Orwin postanowiła sama opublikować kilka tego typu filmów. Ku jej zaskoczeniu, najbardziej bolesne okazały się wcale nie komentarze jednoznacznie okrutne czy wulgarne: „Idź się zabić”, „Wyglądasz jak robal”, „Nie ru…ałbym”. Znacznie gorsze były rzeczowe obserwacje w rodzaju: „Masz zbyt wąsko osadzone oczy”. Jak przyznała Orwin, mimo dystansu do swojego eksperymentu z trudem zniosła krytykę, którą sama sprowokowała. A nie wyobraża sobie, jak zareagowałaby na podobny odzew 10 lat wcześniej.

W USA dyskusja na temat przyczyn owego fenomenu trwa już od kilkunastu miesięcy. Dla jednych stanowią one naturalne – choć naganne – przedłużenie pytania zadawanego światu realnemu (tudzież jego substytut). Według innych są raczej świadectwem rosnącego narcyzmu dzieci sieci. Bo trzeba mieć naprawdę wielkie ego, by tysiącom nieznajomych zawracać głowę własnym wyglądem. Pojawiają się też głosy, że zjawisko odzwierciedla obsesję współczesnych mediów na punkcie fizycznego piękna.

Według prof. Emilie Zaslow większość publikacji tego rodzaju wynika ze zwykłej nieświadomości, lecz niektóre mogą być rodzajem wirtualnego samookaleczania się. Albo próbą uprzedzenia ciosów – i uodpornienia się na nie – które młodzi ludzie przekonani o własnej nieatrakcyjności spodziewają się wkrótce otrzymać w świecie realnym. Świat wirtualny znają jednak również zbyt słabo, by wiedzieć, że wszechobecny Photoshop, kosztujące miliony dolarów wideoklipy oraz wątpliwa kultura anonimowych komentatorów sprawiają, że w internecie wszyscy jesteśmy brzydcy.

Polityka 42.2014 (2980) z dnia 14.10.2014; Ludzie i Style; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Internecie, powiedz przecie..."
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną