Od rewanżowego meczu Błękitnych w Pucharze Polski minęły już dwa tygodnie, a trener Krzysztof Kapuściński wciąż rozpamiętuje: co by było, gdyby od 30 minuty nie musieli grać w osłabieniu po czerwonej kartce dla Łukasza Kosakiewicza. Trener pewności nie ma, ale z dużym prawdopodobieństwem zakłada, że to wcale nie Lech Poznań grałby w finale na Stadionie Narodowym. – Przecież prowadziliśmy do tego momentu 1:0 – przypomina. Gdy potem oglądał powtórki meczu przegranego po dogrywce 1:5, widział w tej akcji dającej prowadzenie (przechwyt, rajd prawą stroną, minięty jak tyczka obrońca Lecha, podanie w pole karne i strzał pod poprzeczkę z kilkunastu metrów) Real Madryt, a nie Błękitnych Stargard Szczeciński.