Ludzie i style

Jazda na Kropelce

Ekopojazdy polskich studentów

Shell Eco-marathon w Detroit Shell Eco-marathon w Detroit Bryan Mitchell/Shell / AP
W wyścigu najbardziej ekonomicznych pojazdów wystartowały zespoły z kilkunastu polskich uczelni, w tym z Politechniki Warszawskiej. Dla studentów to okazja, by ćwiczyć swoje umiejętności na czymś praktycznym.
PAKS, zbudowany przez studentów Politechniki Warszawskiej, przed startem w tegorocznym wyścigu ekopojazdów w RotterdamieJakub Wolak PAKS, zbudowany przez studentów Politechniki Warszawskiej, przed startem w tegorocznym wyścigu ekopojazdów w Rotterdamie

Konkursowa myśl techniczna studentów Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa (MEL) Politechniki Warszawskiej narodziła się w pomieszczeniu odzyskanym z jednej z wydziałowych pracowni: pod jedną ścianą stoliki, przy których ślęczeli nad układami scalonymi elektronicy, pod drugą – blaty, zawalone częściami pojazdów, w kątach poupychane laminowane elementy nadwozia, na środku rusztowanie, na którym długimi godzinami dłubano nad pojazdami zaprojektowanymi na zawody.

Tu udoskonalano PAKS (jego nazwa to czytany wspak skrót od Studenckiego Koła Aerodynamiki Pojazdów, SKAP), który w ramach Shell Eco-marathon – w konkurencji Urban Concept, czyli pojazdów w teorii zdolnych do jazdy miejskiej, wyposażonych w minimum funkcjonalności (lusterka boczne, klakson i wycieraczki) – zajął w tej edycji drugie miejsce. Oraz Kropelkę, stworzoną z myślą o rywalizacji wśród prototypów. Futurystycznych kształtów przydaje PAKS poszycie, natomiast Kropelka przypomina wielką zapalniczkę do kuchenki gazowej (ostatecznego kształtu nabrała po rozważeniu ponad 200 modeli) i w wersji bez kół w ogóle nie kojarzy się z pojazdem. Podczas niedawnego Pikniku Naukowego, gdzie studenci z MEL prezentowali swoje dzieła, zwiedzający najczęściej pytali: a gdzie to coś ma skrzydła?

Chytrzej na litrze

Tegoroczna edycja ekologicznego maratonu była już 30, więc jego bywalcy przestali już roztrząsać paradoks sponsorowania przez koncern naftowy konkursu, którego idea sprowadza się do promowania rozwiązań ograniczających zużycie paliwa w samochodach albo zastępowania go innym źródłem energii.

Z grubsza rzecz biorąc, chodzi w tych zawodach o przejechanie jak największego dystansu na jednym litrze paliwa tradycyjnego, alternatywnego (np. na etanolu albo wodorze) bądź z wykorzystaniem 1 kilowatogodziny silnika elektrycznego. Oprócz europejskiej edycji konkursu są również amerykańska i azjatycka. Ada Kaźmierczak, prezes SKAP (trzeci rok automatyki i robotyki), mówi, że przyszli inżynierowie z Europy prezentują poziom nieosiągalny dla konkurencji – zeszłoroczny rekord wydajności, ustanowiony przez zespół francuski w kategorii prototypów, gdzie użyteczność poświęca się na rzecz technologii zapewniającej rewelacyjne osiągi, to ponad 3400 km na litrze paliwa. W azjatyckiej wersji konkursu najlepsi dobijali do 1400. Krzysiek Banasik, koordynator projektu PAKS (ma do ogarnięcia tysiąc spraw, poza tym czuje ciężar odpowiedzialności za ostateczny wybór rozwiązań technicznych, jak również za koleżankę, która z racji osobistej odwagi oraz budowy ciała, idealnej do wpasowania się w ciasny kokpit, została kierowcą Kropelki), uważa jednak, że trzeba się liczyć z tym, że niebawem koledzy z Azji podgonią – tamtejsza wersja konkursu jest w końcu najmłodsza.

W tym roku rywalizowano na ulicznym torze w Rotterdamie; kolejna edycja jest zaplanowana w Londynie. Polskich zespołów było 11 – swoje reprezentacje miały politechniki: warszawska (4 ekipy), śląska (2), gdańska (2), lubelska, łódzka oraz stołeczna Wojskowa Akademia Techniczna.

Zaczęło się jakieś 10 lat temu, opowiada Banasik, gdy na zajęciach któryś z wykładowców Politechniki Warszawskiej wspomniał o ekowyścigu pojazdów stworzonych przez zespoły studentów. Kilku ochotników z MEL podjęło wyzwanie – tak powstał Pac-Car. Debiut był raczej nieudany, podczas zawodów wady pojazdu zostały obnażone, miejsce w ósmej dziesiątce było dalekie od oczekiwań, jednak to nie zraziło projektantów do kontynuowania dzieła, a modą na udział w maratonie zarazili się studenci z innych uczelni technicznych. – Teraz nasz czas dzieli się na przed maratonem i po maratonie – mówi Kuba Sawulski (trzeci rok automatyki i robotyki), odpowiedzialny w PAKS za elektronikę.

Wjechać na ambicję

W 2013 r. ekipa SKAP 2 zwyciężyła w kategorii pojazdów miejskich napędzanych benzyną – ich pojazd PAKS+ przejechał na litrze paliwa ponad 334 km. Zastosowane przez nich patenty niedyskretnie starali się wtedy podejrzeć konkurenci z jednej z francuskich uczelni, oszołomieni przegraną z zespołem – z ich punktu widzenia – znikąd. W ubiegłym roku Francuzi okazali się lepsi – pokonali prawie 469 km – i znów wjechali polskim projektantom PAKS na ambicję. Ostatnia wersja PAKS miała być bliska doskonałości również dlatego, że była ostatnią w sensie ścisłym. – W śrubowaniu efektywności tego modelu doszliśmy do ściany. Ale już pracujemy nad następcą – opowiada Sawulski.

Niepisana reguła zawodów głosi, by jak najwięcej pracy – od projektu aż do przykręcenia ostatniej śrubki – wykonać samodzielnie, jednak w rzeczywistości nie jest to weryfikowane. Zagraniczne zespoły, które nie muszą się martwić o limit budżetowy, wiele prac zlecają na zewnątrz. Poza tym zasady przewidują, że każdemu zespołowi studentów przysługuje jeden opiekun, ale w boksach niektórych zagranicznych ekip, którym przesadnie zależało na wyniku, rzucali się w oczy inżynierowie praktycy w sile wieku, łamiący sobie głowy nad tym, jak wycisnąć z ich cacka dodatkowe osiągi. Studenci przemykali gdzieś w tle; na pierwszy plan wychodzili dopiero podczas wręczania nagród.

Kuba Sawulski: – Też byśmy mogli wziąć znajomych mechaników, ale przecież nie w tym rzecz. Najwięcej czasu zmitrężyli przy poszyciu Kropelki – w oparach żywicznych aromatów nakładali kolejne warstwy włókien, przesiadując w prowizorycznych pracowniach po zajęciach, ile się dało, najczęściej do 22, bo wtedy portierzy ogłaszali w budynku MEL ciszę nocną. Kuba dodaje, że nie pamięta, kiedy brał klucze do ich tymczasowego warsztatu – zawsze, gdy do niego zachodził, ktoś z zespołu już tam był. Niektóre unikatowe części wymagały jednak unikatowych maszyn i trzeba było poszukać pomocy na zewnątrz. Przydały się stare znajomości – jeden kolega, absolwent, swego czasu również członek SKAP, użyczył oryginalnej frezarki własnego projektu. Pomagali też rzemieślnicy, zwłaszcza z podwarszawskich miejscowości – chciało im się wdawać w gęstą od technicznych szczegółów korespondencję ze studentami, a potem wykonać na zamówienie stosowne części.

Duch Beskida

W gronie twórców PAKS i Kropelki trochę się podśmiewają, że gdyby zastosować dodatkową kategorię – wynik w przeliczeniu na budżet oraz techniczne zaplecze – byliby bezkonkurencyjni. Kuba Sawulski mówi, że z zazdrością patrzy na możliwości kolegów z zagranicznych uczelni – tam standardem są świetnie wyposażone pracownie, które studenci mogą do woli użytkować na potrzeby swoich projektów. Tymczasem na MEL trwa remont, trudno było znaleźć kąt do pracy; kilka razy przenosili się z miejsca na miejsce. Na ostatniej przeprowadzce wyszli najlepiej – ich warsztat mieści się teraz tuż obok pracowni aerodynamicznej i już nie trzeba ponadstukilowego PAKS targać po schodach.

Z drugiej strony, podkreśla Kuba, najważniejsze jest, że nie robią tego tylko dla siebie. Od początku maratońskiej aktywności SKAP młodych konstruktorów życzliwym patronatem objęły władze uczelni, bo udział w takich zawodach to w końcu świetna reklama. Dobrym duchem projektów jest prof. Janusz Piechna, współtwórca owianego legendą Beskida, ekonomicznego auta miejskiego (w testach, podczas oszczędnej jazdy, uzyskano spalanie na poziomie ok. 4 litrów na 100 km), skonstruowanego w pierwszej połowie lat 80., który jednak nigdy nie wszedł do seryjnej produkcji. Kilka egzemplarzy powstałych w bielskiej fabryce FSO miało zostać – zgodnie z wolą partyjnych władz – zniszczonych, ale polecenia nie wykonano i dziś Beskidy można oglądać m.in. w Muzeum Motoryzacji w Warszawie i w Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie.

Pomoc objawiała się również pod konkretną postacią uczelnianych grantów, a przed dwoma laty jednostki napędowe zaprojektowane dla PAKS i Kropelki zostały sfinansowane z programu Generacja Przyszłości, któremu patronuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W ub.r. środki z tego samego programu pozyskał również inny zespół z Politechniki Warszawskiej – Green Arrow, który startuje w Shell Eco-marathon w kategorii pojazdów miejskich.

Tęsknota za praktyką

Kuba Sawulski mówi, że z jednej strony budowanie od podstaw pojazdu, rywalizacja na patenty i pomysły, porównanie własnych możliwości z możliwościami studentów z innych krajów jest bezcenne, ale z drugiej – coś jest nie tak, że taką porządną dawkę praktyki, która powinna być na politechnice powszednia, trzeba organizować we własnym gronie. – Nie zdawałem sobie sprawy, że z powodu ograniczonych możliwości finansowych uczelni tak mało jest na naszym wydziale zajęć praktycznych. Siedzę w książkach i liczę, i liczę, i końca nie widać. Czasami wydaje mi się, że można ten wydział ukończyć, nie mając młotka w ręce. Ostatnio na targach pracy ktoś mnie pytał, czy umiałbym mu zaprojektować sterownik albo skonfigurować linię produkcyjną. Odpowiedziałem, że poprzestając tylko na oficjalnym programie studiów, miałbym problem. Koledzy z techniki wytwarzania dostąpili niedawno zaszczytu przebywania ze spawaczem w jego środowisku naturalnym. Ja widziałem takiego tylko na filmie.

Po chwili dodaje: – Przyjechał do nas jakiś czas temu wykładowca ze Stuttgartu. Jego uczelnia współpracuje z firmami z tamtejszego zagłębia motoryzacyjnego. Studenci projektują rozwiązania dla BMW, Porsche: zawieszenie, hamulce, elektronikę. Nie mam pojęcia, czy coś z tego jest wykorzystywane, ale liczy się sam fakt.

Ada Kaźmierczak, prezes SKAP: – Nasz wydział współpracuje z różnymi firmami, ale wydaje mi się, że można by to jeszcze zintensyfikować. Przecież to same korzyści: my uczymy się w praktyce, a oni wychowują sobie pracowników. Moim zdaniem niekiedy barierą jest brak zaufania: firmy boją się powierzać studentom odpowiedzialne zadania.

Kuba: – A przecież to nie jest tak, że nie potrafimy, że czujemy się gorsi. U nas na wydziale powstał szybowiec PW5, na którym przez 20 lat latał cały świat. Uważano go za ideał, zwłaszcza gdy rozważano temat włączenia szybownictwa do sportów olimpijskich i trzeba było standardowego modelu. Ten potencjał widziałem też podczas prac nad PAKS i Kropelką. Gdy mieliśmy jakiś problem, wałkowaliśmy go tak długo, aż go rozwiązaliśmy. Nawet gdy odpowiedzi nie było w książkach.

Z tego poczucia nadmiaru teorii wzięło się właśnie Studenckie Koło Aerodynamiki Pojazdów – kuźnia projektów tworzonych na maraton Shella. Powstało jakieś 10 lat temu, ma charakter otwarty, teoretycznie każdy może się do niego dostać, ale nie każdy się w nim utrzymuje. Z czasem zrobił się z tego dość elitarny klub, w dobrym tego słowa znaczeniu – zostają tylko ci o żywych technicznych umysłach oraz autentycznie zaangażowani, bo to w końcu dobrowolna aktywność po godzinach.

Krzysiek Banasik mówi, że chyba każdy z polskich zespołów biorących udział w maratonie wykluł się z podobnego koła. Nie wyobraża sobie, by podczas studiów ograniczyć się do oficjalnego programu nauczania. Zresztą pracodawcy robią się wymagający i cenią przede wszystkim tych, którzy tworzyli w takich kołach konkretne projekty. – To świetna szkoła pracy w zespole, zarządzania, radzenia sobie w kryzysach. Wszyscy absolwenci, którzy działali w SKAP, mają pracę i to całkiem niezłą. Jeden z naszych kolegów, który projektował silnik do któregoś z poprzedników PAKS, dziś tworzy silniki dla Peugeota.

Ada, po uzyskaniu dyplomu inżyniera, rozważa wyjazd na studia magisterskie za granicę. Kuba myśli na razie o letnich praktykach w papierni w rodzinnym Ciechanowie (spodziewane zadanie: utrzymanie ciągłości produkcji). Krzysiek, który jest na energetyce, mówi, że gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem, wyląduje w jednym z branżowych koncernów. Konrad Kucharski (przerywając na chwilę lutowanie jakiegoś układu scalonego do PAKS): – Co się robi po MEL? Podobno wszystko. Są nawet tacy, którzy wylądowali w zarządach banków.

Polityka 22.2015 (3011) z dnia 26.05.2015; Ludzie i Style; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Jazda na Kropelce"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną