Jeszcze w sobotę, kilkanaście godzin po wyborze na piątą kadencję, Blatter triumfował. Na konferencji prasowej sugerował, że za śledztwem FBI i zatrzymaniem kilkunastu fifowskich grubych ryb stoi anglo-amerykański spisek niepogodzonych z porażką w wyścigu o organizację mundiali w 2018 i 2022 roku. Dawał do zrozumienia, że doskonale wie, kto jest w opozycji i że wybacza, ale nie zapomina. Ale to brzmiało już bardziej śmiesznie niż strasznie.
Nie zanosiło się jednak na to, że tak szybko te pogróżki stracą rację bytu. Teraz podstawowe pytanie brzmi: jakie były motywy Blattera, który do tej pory był przyklejony do prezesowskiego stołka? Raczej mało prawdopodobne, by odszedł wystraszony perspektywą postawienia w stan oskarżenia. Wszak w przeszłości tyle razy zaprzeczał swojemu uwikłaniu w korupcję, że sam musiał w to uwierzyć.
Być może ten ruch to tylko unik, obliczony na odciągnięcie uwagi od ostatniego skandalu, chwilowe uspokojenie nastrojów wokół FIFA, ugłaskanie sponsorów i uśpienie opozycji. A namaszczenie następcy już się odbyło, bo przecież zbyt wiele jest w globalnym futbolu interesów do dopilnowania, by dopuścić do nich przypadkowych ludzi.
Najciekawsze jest to, jak ta dymisja wpłynie na decyzję o lokalizacji dwóch kolejnych turniejów o mistrzostwo świata. Wszak odejście Blattera można interpretować jak przyznanie się do winy, a integralną częścią śledztwa są wątki korupcyjne przy przyznawaniu Rosji i Katarowi najbliższych mundiali.
Dzięki wysiłkom kilkunastu dziennikarzy, którzy z uporem godnym lepszej sprawy śledzą grzechy FIFA pod rządami Blattera, wiadomo, że Katar na pewno kupił przywilej bycia gospodarzem, zaś o Rosji można to powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem.
Czy bez patrona tych imprez znów będzie można rozważyć temat zrewidowania całej procedury, a może nawet powtórzenia głosowania? Jeszcze niedawno wydawało się to zupełnie niemożliwe. Tak samo jak odejście Blattera. Okazuje się jednak, że w gabinetach FIFA cuda się zdarzają. Przy odpowiedniej pomocy FBI.