Ludzie i style

Manifest z daszkiem

Czapeczka bejsbolowa: ze stadionu do Sejmu

Poseł Piotr Liroy Marzec Poseł Piotr Liroy Marzec Andrzej Iwańczuk / Reporter
Liroy, gwiazda nowego Sejmu, wywołał szum, pokazując się przy Wiejskiej w czapeczce bejsbolowej. Dla nas to może i szok kulturowy, ale co by powiedzieli Amerykanie? Jak się zmieniało znaczenie bejsbolówki?
XIX-wieczny bejsbolista z Nowego JorkuTranscendental Graphics/Getty Images XIX-wieczny bejsbolista z Nowego Jorku
Donald Trump walczy o prezydenturę z bejsbolówką na głowie.Mike Nelson/EPA/PAP Donald Trump walczy o prezydenturę z bejsbolówką na głowie.
Reżyser Spike Lee oraz Mark WahlbergKevork Djansezian/Getty Images Reżyser Spike Lee oraz Mark Wahlberg

Sportowcom w trakcie rozgrywek pomaga śledzić lot piłki, raperzy hodują pod nią błyskotliwe rymy, a amerykańscy politycy manifestują za jej pomocą więź z narodem. Niewiele jest elementów garderoby, które w ciągu ostatnich 50 lat zrobiłyby większą karierę niż czapeczka bejsbolowa.

Słomiane początki

Bejsbol to sport młody, tak jak młoda jest cywilizacja, w której rozkwitał. Trudno więc się dziwić temu, że nawet zawodnicy pierwszego na świecie klubu bejsbolowego, czyli New York Knickerbockers, przez pierwsze cztery lata wychodzili do gry tak jak stali. Dopiero w kwietniu 1849 r. wprowadzili jednolite uniformy, w tym nakrycia głowy, ale były to wówczas… słomkowe kapelusze. Nie chodziło w tym zresztą o ochronę przed rażącym słońcem, co jest dziś podstawową funkcją czapeczki na boisku, ale o to, że dżentelmeni w miejscach publicznych nie powinni byli wówczas paradować z gołą głową.

Już w 1858 r. zawodnicy drużyny Brooklyn Excelsiors przywdziali coś, co można uznać za pierwowzór czapeczki bejsbolowej, jaką dziś znamy, ale przez następne sto lat tylko od fantazji projektantów i odwagi sportowców zależała ostateczna forma nakrycia głowy podczas rozgrywek, choć ich ewolucja wyraźnie zmierzała w jednym kierunku, zbyt ekscentryczne pomysły (jak choćby te przypominające noszone przez francuskich wojskowych kepi) skazując na szybkie zapomnienie.

W 1954 r. firma New Era z Buffalo wprowadziła do sprzedaży model 59Fifty, od tamtej pory obowiązujący w całej lidze: czapka składa się z sześciu zszytych ze sobą paneli, z dziurkami służącymi wentylacji, obciągniętego płótnem stalowego guzika na szczycie i płaskiego, szerokiego, twardego daszka. Oczywiście możliwość wariacji i mutacji – szczególnie poza stadionem – jest nieograniczona.

Przez długie lata bejsbolówki były popularne wyłącznie w świecie amerykańskiego sportu – od bejsbolistów szybko przejęli je przedstawiciele innych dyscyplin, w tym hokeiści i koszykarze. Nosili je przede wszystkim zawodnicy oraz ich fani. Bejsboliści, którzy w Ameryce byli idolami przed potęgą telewizji, przed Presleyem i Beatlemanią, swoimi podobiznami uwiecznionymi na kartach kolekcjonerskich podpowiadali młodym ludziom, jak powinni wyglądać. Kłopot polegał na tym, że z czapki bejsbolówki wypadało wyrosnąć, bo jeszcze w latach 70. było to nakrycie głowy w wielu szacownych miejscach i instytucjach niemile widziane. Ale fani sportu nie chcieli ze swoich ulubionych czapeczek wyrastać – i tu z odsieczą przyszła im kultura popularna.

Kaprysy Spike’a Lee

Jak twierdzi James Lilliefors, pisarz i dziennikarz, autor książki „Ball Cap Nation”, jednym z punktów przełomowych była emisja popularnego serialu „Magnum”, którego główny bohater (w tej roli Tom Selleck) paradował w bejsbolówce z logo Detroit Tigers. Chodził też w rozpiętej na owłosionej klacie kwiecistej koszuli, bo akcja rozgrywała się na Hawajach – ale przyjęła się z tego wszystkiego na szczęście tylko czapeczka. W tym samym czasie – mowa o latach 80. – z gett amerykańskich miast do medialnego głównego nurtu zaczął zakradać się hip-hop, który wkrótce miał zdominować kulturę popularną. W latach 80. można go jeszcze było ignorować, ale w kolejnej dekadzie już się nie dało – a raperzy (a może wcześniej uliczne gangi, z których niemało pierwszych amerykańskich hiphopowców się wywodziło) bardzo bejsbolówki lubili, były dla nich elementem swoistej tożsamości plemiennej. Zresztą wspomniana już wcześniej New Era musiała w 2007 r. wycofać ze sprzedaży trzy warianty czapek New York Yankees, rzekomo zbyt wyraźnie nawiązujące do barw groźnych gangów.

O ile jednak raperzy musieli czekać, by wprowadzić bejsbolówkę na salony – bo sami tam długo nie byli wpuszczani – o tyle filmowcom udało się to znacznie wcześniej. Niewiele można znaleźć zdjęć Stevena Spielberga przy pracy bez charakterystycznej czapki z daszkiem i kto wie, może nie chodzi o modę, ale jej znaczenie praktyczne, ochronę przed słonecznym blaskiem. Ale najwięcej dla popularyzacji bejsbolówki poza światem sportu zrobił Spike Lee (tegoroczny laureat Oscara za całokształt). Najpierw w 1992 r., gdy w ramach promocji jego filmu „Malcolm X” wyprodukowane zostały czapki z literą X nad daszkiem – i sprzedawały się na pniu, lepiej niż bilety do kina. Po raz drugi Lee przyczynił się do światowej dominacji bejsbolówki w 1996 r., kiedy zapragnął czapeczki swoich ukochanych Yankees nie w barwach klubu, ale w kolorze czerwonym, bo taki pasował mu do kurtki.

Popularnemu reżyserowi się nie odmawia, New Era uszyła mu odpowiednie nakrycie głowy, a kiedy telewizja pokazała Spike’a Lee na trybunach podczas transmisji meczu – ruszyła lawina. Teraz już wszyscy chcieli mieć czapeczkę swojej ukochanej drużyny w odpowiadającym im kolorze, a producenci nie widzieli powodu, by nie zaspokoić tych potrzeb. Są więc czapeczki różowe dla dziewczynek, są i tęczowe dla manifestujących swoją orientację seksualną gejów, są wreszcie czarne – do eleganckiego, wieczorowego stroju. Sama tylko New Era sprzedaje dzisiaj ponad 40 mln czapek rocznie, o licznej konkurencji i jeszcze liczniejszych podróbkach nie wspominając. A skoro wszyscy je noszą, trudno im w tym przeszkadzać.

Dzisiaj z czapeczką wstęp jest wzbroniony do bardzo niewielu miejsc, chociaż wciąż nie wypada mieć jej na głowie w kościele czy pięciogwiazdkowej restauracji. Sam tylko raz zostałem poproszony o zdjęcie mojej bejsbolówki; kilka lat temu podczas wizyty w Watykanie – wspomina Lilliefors.

Na wybory i przed ołtarz

„The New York Times”, opisując historię czapeczki bejsbolowej, określił ją mianem „korony zwykłego człowieka”. Choć pierwotnie jej powodzenie wzięło się przecież stąd, że nosili ją ludzie niezwykli – gwiazdy sportu, kina, muzyki. Trzeba jednak przyznać, że jest nakryciem głowy demokratycznym, bo w odróżnieniu od wymyślnych kapeluszy, które amerykańska arystokracja przywiozła ze sobą ze Starego Świata, nie informuje o przynależności do konkretnej klasy społecznej ani o zasobności portfela. Ale już o pozostawaniu w strefie wpływów amerykańskiej kultury – jak najbardziej.

Czapeczka bejsbolowa przerosła świat bejsbolu. Również w Stanach są ludzie, którzy noszą takie czapki, choć bejsbolem zupełnie się nie interesują – przyznaje James Lilliefors. Potwierdza, że to specyficzne nakrycie głowy stało się jednym z symboli Stanów Zjednoczonych, ale uważa, że jego noszenie nie oznacza automatycznie głębszej fascynacji amerykańską kulturą ani tym bardziej poparcia dla polityki zagranicznej Białego Domu. – Moim zdaniem tajemnicą jej sukcesu jest raczej połączenie funkcjonalności i stylu niż manifestacja amerykańskiej kultury. Ludziom po prostu podoba się ich wygląd.

Wygląd i wygoda – ważna sprawa. Ale bejsbolówka ma jeszcze jedną zaletę, która upodabnia ją do T-shirtu: może być słupem ogłoszeniowym. Czapeczki opatrzone odpowiednim logotypem lub napisem służą reklamie, identyfikacji z wybraną grupą społeczną, ale są też amboną, z której możemy wykrzyczeć ważne dla nas hasła. Jak kandydat na amerykańskiego prezydenta Donald Trump, który paraduje po świecie w dwóch wariantach bejsbolówki, białym i czerwonym, z napisem „MAKE AMERICA GREAT AGAIN”, czyli „Uczyńmy Amerykę znowu wielką”. W ten sposób nie tylko przypomina potencjalnym wyborcom swoje kredo, ale też zasłania nieszczególnie atrakcyjną fryzurę. Same plusy.

Przez wiele lat chłopcy, duzi i mali, zazdrośnie strzegli swoich czapeczek, ale dzisiaj widok kobiety w bejsbolówce chyba nikogo już nie dziwi. Szlak przetarła chociażby Madonna (gwiazdy chętnie chowają się w cieniu szerokiego daszka, szczególnie w miejscach publicznych), chętnie pokazują się w nich Beyoncé czy Rihanna. Bejsbolówki, oczywiście odpowiednio przerobione, zaczęły się już nawet pojawiać na modowych wybiegach – można też kupić wersję ślubną, z welonem.

Zamiast beretu

W Polsce bejsbolówka trafiła pod strzechy na przełomie lat 80. i 90. Młodym ludziom kojarzyła się ze znanym z MTV hip-hopem oraz amerykańskim sportem, a dla starszych była synonimem otwarcia na świat, awansu społecznego. Jeszcze dekadę wcześniej amerykańskie czapeczki z dumą nosili ci nieliczni, którzy otrzymywali paczki od rodziny zza oceanu, więc po upadku PRL swoje bure berety chętnie wymieniali na nie (a właściwie na ich tanie, ale za to wściekle kolorowe podróbki) przedstawiciele wszystkich pokoleń i grup społecznych. Widok traktorzystów w czapeczkach Chicago Bulls na poboczach polskich szos nikogo nie dziwi już od co najmniej 20 lat.

Bejsbolówka przyszła do Polski mniej więcej równolegle z pierwszą falą hip-hopu, ale trudno ją z nim jednoznacznie wiązać, bo warto pamiętać, że to był okres wielkiego boomu na NBA i pierwsze czapki z daszkiem noszone na mieście w dobrych 90 proc. miały na sobie logotypy drużyn grających tam albo w innych amerykańskich ligach, typu NHL czy NFL – wspomina Marcin Matuszewski, warszawski raper, znany w środowisku jako Duże Pe. Sam chętnie nosi nie tylko czapki z daszkiem, ale na przykład kaszkiety. Kierując się nie tylko względami estetycznymi. – To połączenie inspiracji rapową modą z USA oraz lokalnego patriotyzmu, bo z jednej strony zadawali nimi szyku LL Cool J czy panowie z Outkast, a z drugiej: „nie masz cwaniaka nad warszawiaka”. Możliwe, że właśnie to skrzyżowanie inspiracji sprawiło, że kaszkiet jest moim ulubionym nakryciem głowy.

Większość polskich raperów pozostaje jednak wierna bejsbolówkom, zwanym tu również njuerami (od nazwy firmy produkującej model 59Fifty). A że świeżo upieczony parlamentarzysta Piotr Liroy Marzec jest pionierem polskiego hip-hopu, czapka z daszkiem w jego przypadku nie jest ani próbą zwrócenia na siebie uwagi, ani tym bardziej sposobem na wywołanie kontrowersji. To po prostu element tożsamości i – może nawet nieświadomy – sygnał dla środowiska, z którego się wywodzi i które udzieliło mu poparcia: wciąż jestem jednym z was. Zresztą skoro naród coraz chętniej zakłada na głowy sportowe czapki z daszkiem, czemu przedstawiciele owego narodu mieliby pozostawać w tyle?

Polityka 47.2015 (3036) z dnia 17.11.2015; Ludzie i Style; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Manifest z daszkiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną