Ludzie i style

Zew drzew

Dąb, topola, brzoza? Kochają wszystkie

Marzena i Krzysztof Wystrachowie Marzena i Krzysztof Wystrachowie Archiwum prywatne
Miliony lat temu ludzie zeszli z drzew – mówi francuski botanik i dendrolog Francis Hallé w filmie „Był sobie las”. Marzena i Krzysztof Wystrachowie z Opola znowu na nie wchodzą.
Dom mieszkalny ludu Korowai z Papui Zachodniej w Indonezji. Niektóre domy zawieszone są 25 metrów nad ziemią.E. Baccega/Arce Images GMBH/BEW Dom mieszkalny ludu Korowai z Papui Zachodniej w Indonezji. Niektóre domy zawieszone są 25 metrów nad ziemią.

Marzena

Marzena od zawsze interesowała się geografią, marzyła o podróżach. Poszła na turystykę międzynarodową. – Okazało się, że te studia niewiele mają wspólnego z podróżowaniem. A praca u touroperatora to już zupełnie nie moja bajka – mówi. Ciągnęło ją w świat. – W pierwszej kolejności do Chin, gdzie moi rodzice jeździli kiedyś na handel. Przywozili mi stamtąd pluszowe pandy, pocztówki i znaczki pocztowe – wspomina. Najpierw jednak Marzena pojechała do Holandii. Po paru latach pracy przy różach zebrała pieniądze. Nie czuła się jednak na siłach ruszyć sama. Znalazła chętnych przez internet i wyruszyła – dwa miesiące w podróży. Koleją transsyberyjską przez Rosję, potem Mongolia, Chiny.

Już wtedy wiedziałam, że to moja droga – opowiada Marzena. Ale zamiast w kolejnej podróży wylądowała na oiomie. Diagnoza: zespół hemofagocytarny. Bardzo rzadka choroba, w której organizm atakuje sam siebie, niszcząc przede wszystkim czerwone krwinki i komórki wątroby. Uratowali ją opolscy lekarze innowacyjnymi metodami. Spędziła wiele miesięcy w szpitalu. Pierwsze, co zrobiła po wyjściu, to zakup biletów lotniczych do Tajlandii. Planowała przejechać też Laos, Kambodżę… Lekarze nie chcieli nawet o tym słyszeć. Marzena ich posłuchała. Straciła 2 tys. zł i nadzieję, że jeszcze ruszy w świat.

Krzysztof

Krzysztof po technikum leśnym przepracował sześć lat w Lasach Państwowych. Jako podleśniczy planował i nadzorował prace w lesie. Kiedy w 2002 r. przyszedł kryzys, a wraz z nim redukcje zatrudnienia, został zwolniony. Wyjechał do Anglii dorobić jako drwal. Pewnego dnia trzeba było wyciąć drzewo na stoku, u podnóża którego stał dom. Wezwano do niego arborystę. Krzysztof przez tydzień pomagał mężczyźnie, który w specjalnej uprzęży wspinał się na drzewo, by ścinać je kawałek po kawałku od góry.

Polityka 36.2016 (3075) z dnia 30.08.2016; Ludzie i Style; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Zew drzew"
Reklama