Pieniądze płyną do PZPN szerokim strumieniem. Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy został wyceniony przez UEFA na 6,5 mln euro. Bilety na krajowe mecze reprezentacji schodzą na pniu, a na każdym organizowanym na Stadionie Narodowym PZPN zarabia około 1,5 mln zł. Dobra koniunktura przyciąga sponsorów (ostatnio dołączył popularny market budowlany) i oznacza wyższe stawki za prawa telewizyjne do spotkań oraz sprzedaż firmowanych przez PZPN gadżetów, od których w każdym supermarkecie uginają się półki. Budżet zaplanowany na 2016 r. wynosił 140 mln zł, ale awans kadry na Euro, a następnie dobry występ w turnieju wywindowały go do prawie 190 mln.
Prezes Zbigniew Boniek nie stwarza jednak wrażenia, że zarządzana przez niego federacja ma kłopot z bogactwem. Mówi, że imponujący jednorazowy zastrzyk w postaci premii za Euro to dochód brutto, który został uszczuplony o premie dla sztabu szkoleniowego oraz piłkarzy (wywalczyli 30 proc.), a jeszcze wcześniej miliony poszły na przygotowania reprezentacji oraz na pobyt we Francji. – Na czysto została nam jakaś jedna trzecia – precyzuje prezes.
Zastrzyk dla Młodych Orłów
O tym, że piłkarze potrafią twardo negocjować, wiadomo nie od dziś. Wychodzą z założenia, że to oni swoją grą zarabiają dla PZPN miliony, poza tym użyczają wizerunku w kampaniach reklamowych oficjalnych sponsorów i partnerów futbolowej federacji. Więc konkretny udział w finansowym sukcesie jest czymś jak najbardziej oczywistym.
O rezygnacji z premii nie słychać, ale niektórzy umieją się dzielić. Kamil Glik przekazał 150 tys. zł na budowę boiska na swoim rodzinnym osiedlu w Jastrzębiu-Zdroju. Fundacja Kuby Błaszczykowskiego organizuje turnieje piłkarskie.