W zeszłym roku w Polsce status uchodźcy uzyskało zaledwie 12 osób. Dodatkowo Rada do Spraw Uchodźców przyznała 30 osobom ochronę uzupełniającą, a kolejnym 11 udzieliła zgody na pobyt tolerowany. Ale nasz stosunek do uchodźców jest nieufny lub wrogi. W kwietniowych badaniach CBOS zaledwie co trzeci respondent przychylnie odnosił się do przyjmowania uchodźców w Polsce. Boimy się więc ludzi, których tu nie ma, a ich nieobecność dodatkowo podsyca nasz strach.
– Ludzie boją się nieznanego. A gdzie przeciętny warszawiak ma szansę pogadać z kimś obcym? – pyta Maciej Kuziemski, jeden z trojga – obok Pauliny Milewskiej i Jarmiły Rybickiej – pomysłodawców „Kuchni konfliktu”, etnicznego foodtrucka, który od końca lipca stoi przy nadwiślańskim placu Zabaw, niedaleko od Centrum Nauki Kopernik. Serwują czeczeńskie manty, kurdyjskie tabssi, syryjski kibbeh. Poza jedzeniem równie ważne będą jednak historie krajów i ludzi, bo „Kuchnia konfliktu” to foodtruck z misją. Serwetki i opakowania służą jako nośniki poważniejszych, czasem dość drastycznych treści. Na początek klienci foodtrucka przeczytali na przykład o tym, jak Ramzan Kadyrow poniżył młodego Czeczena, który ważył się go skrytykować (na jego profilu w sieci społecznościowej pojawiło się wideo, na którym chłopak w samej bieliźnie wychwala Putina).
Conflict Kitchen
Za granicą podobnych inicjatyw zakładających integrację poprzez kuchnię jest już sporo. W Pittsburghu na przykład z powodzeniem funkcjonuje restauracja Conflict Kitchen serwująca kuchnię z krajów skonfliktowanych ze Stanami Zjednoczonymi – obecnie można tam zjeść na przykład irański lawasz i popić go szarbatem, a wcześniej w knajpce podawano kuchnię z Afganistanu czy nawet Korei Północnej.