Ludzie i style

Jutro wymyślił wczoraj

Disneyowskie miasto przyszłości

W parku Walt Disney World na Florydzie funkcjonują dziś elementy wymyślonego przez Disneya miasta przyszłości, w tym jednoszynowa kolej. W parku Walt Disney World na Florydzie funkcjonują dziś elementy wymyślonego przez Disneya miasta przyszłości, w tym jednoszynowa kolej. Gustavo Caballero / Getty Images
Jeśli umiesz coś sobie wyobrazić, potrafisz to też zrobić – mawiał Walt Disney, wielki animator i wizjoner, który pół wieku temu rozpoczął budowę miasta przyszłości. Nie zdążył go stworzyć, ale inni wciąż próbują.
Wielka kula, czyli Spaceship Earth, z wystawą poświęconą historii ludzkości wewnątrzK. Kreder/Arco Images/DPA/PAP Wielka kula, czyli Spaceship Earth, z wystawą poświęconą historii ludzkości wewnątrz
Ilustracja z lat 70. przedstawiająca fragment projektu EPCOT, czyli Eksperymentalnego Prototypowego Społeczeństwa PrzyszłościArchiwum Ilustracja z lat 70. przedstawiająca fragment projektu EPCOT, czyli Eksperymentalnego Prototypowego Społeczeństwa Przyszłości
Wejście do pawilonu poświęconego podbojowi kosmosuKremer Susanne/Bildagentur Huber/Forum Wejście do pawilonu poświęconego podbojowi kosmosu
W tym roku goście mogli podziwiać festiwal kwiatów i ogrodów, część roślinności zaprezentowano w formie figur bohaterów disneyowskich filmów.Gustavo Caballero/Getty Images W tym roku goście mogli podziwiać festiwal kwiatów i ogrodów, część roślinności zaprezentowano w formie figur bohaterów disneyowskich filmów.

Ojciec Myszki Miki zmarł niespodziewanie pół wieku temu, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem 1966 r., u progu swego największego i najbardziej racjonalnego marzenia. Im był starszy, tym częściej myślał o przyszłości. Wszystkie wcześniejsze pomysły zrealizował z konsekwencją i rozmachem. Wszystkie prowadziły do idei EPCOT – Eksperymentalnego Prototypowego Społeczeństwa Przyszłości (ang. Experimental Prototype Community of Tomorrow). Gigant rozrywki, który przez dekady uszczęśliwiał ludzi, zanurzając ich w starannie wypreparowanej iluzji, na koniec zapragnął stworzyć prawdziwie nowe i dobre miejsce do życia.

Miłością Disneya, większą niż filmy animowane, były innowacje. Wdrażał je przez całą swą karierę: tworząc pierwszą udźwiękowioną kreskówkę, pierwszy długometrażowy film animowany, pierwszą animację w technikolorze, pierwszy system nagłośnienia stereofonicznego, pierwszą kamerę wieloplanową czy pierwszy teatr robotyczny, w którym aktorów zastępowały programowane maszyny. Walt Disney – jak później Steve Jobs albo Elon Musk – poświęcał się sprawom, w które nie wierzył nikt poza nim. Urzeczywistniał je z pasją i optymizmem, pomimo sprzeciwów rodziny i księgowych. Był inżynierem w skórze artysty, marzycielem praktykiem z talentem do pozyskiwania pieniędzy dla najbardziej zdumiewających projektów. Metropolia, której nie zdołał stworzyć, prawdopodobnie wywarłaby na ludzi wpływ nie mniejszy niż imperium jego wyobraźni, które rozciąga się teraz od Kalifornii po Szanghaj i doprowadziło do disneizacji współczesnego świata – na dobre i na złe.

Dwa Manhattany na Florydzie

W 1964 r. mieszkańcy Florydy zachodzili w głowę, co takiego mają w sobie bagniska w okręgu Osceola. Puste, smętne i niewiele warte ziemie – właściciele chętnie pozbywali się ich za 180 dol. za akr – nagle zaczęły cieszyć się zainteresowaniem firm takich, jak Reedy Creek Ranch Co., Latin America Development, Ayefour Corporation, Tomahawk Properties czy Compass East Corporation. Nic nie wskazywało, że posiadaczem ich wszystkich jest ten sam człowiek. Notabene on także wizytował okolicę incognito, negocjując część zakupów.

Gdy lokalna gazeta z Orlando zdemaskowała Walta Disneya, ceny działek podskoczyły do 1000 dol. Mimo to w czerwcu 1965 r. miał, co chciał: za 5,1 mln dol. kupił łącznie ponad 27 tys. akrów ziemi, czyli dwa Manhattany. Podczas konferencji prasowej ogłosił, że stworzy tam kompleks Disney World, w którym powstanie park rozrywki pięciokrotnie większy niż oryginalny Disneyland, działający od 1955 r. w Kalifornii. Ale sercem projektu miało stać się co innego – zupełnie nowe miasto, niewzorowane na żadnym istniejącym, będące żywym i nieustannie zmieniającym się środowiskiem, a także prototypem przyszłości produkowanej przez amerykańskie przemysły kreatywne.

Dziennikarze i inwestorzy zareagowali entuzjastycznie, ponieważ przez ostatnie trzy dekady ten sympatyczny mężczyzna z wąsikiem zawsze dotrzymywał słowa i dokonywał rzeczy niemożliwych. I teraz, jak w swych pogadankach w telewizji ABC, wyłożył futurystyczną baśń w prostych słowach. Przyrównał EPCOT do studia projektowego, pełnego szkiców i map ulegających ciągłym korektom. Modelowe miasto miało być jednocześnie testem, salonem pokazowym wynalazków i źródłem inspiracji dla przemysłów. Obywatele EPCOT – spodziewano się 20 tys. – stanowiliby część laboratorium. Ich domy i otoczenie zostałyby skonstruowane z wymiennych prototypów urządzeń i przedmiotów, których funkcjonalność testowaliby aż do czasu wprowadzenia jeszcze nowszych modeli. Disney trafnie rozpoznał nadchodzącą przyszłość jako wszechogarniającą zmianę, a futurystyczne życie – jako dynamiczny proces adaptacji.

Kluczem myślenia Disneya o mieście jutra była mobilność. Mieszkańcy EPCOT mieli pozostawać w niezakłóconym ruchu. Podróżowaliby komunikacją miejską: koleją jednoszynową oraz elektrycznymi wagonikami, które nigdy się nie psują i nie zatrzymują, pozwalając pasażerom wsiadać i wysiadać bez powodowania przestojów. W połowie lat 60., gdy Stanami Zjednoczonymi zawładnęła wizja planisty Roberta Mosesa postrzegającego kraj jako sieć międzystanowych autostrad przecinających centra miast, splatających się na estakadach i wyprowadzających życie z metropolii na przedmieścia, idea Disneya była wręcz wywrotowa. Ameryka dopiero zaczynała się dławić w wielomilowych korkach, śródmieścia z wolna obumierały i za kilkanaście lat miały zmienić się w dręczone przestępczością slumsy. Zaś ten król dziecięcych snów z misyjną powagą przewidywał: „Sądzę, że nie ma wyzwania większego niż znalezienie rozwiązań dla problemów naszych miast”. Pół wieku później to samo i zbliżonymi metodami próbują osiągnąć urbaniści w Azji, Europie i obu Amerykach.

Nowatorski transport przetestował w Disneylandzie. Pierwszymi pasażerami jednoszynówki byli wiceprezydent Richard Nixon wraz z córkami. Wsiedli z Waltem do pociągu i odjechali, pozostawiając na peroniku bezradnych członków Secret Service. Ale w Disneylandzie nikomu nie przytrafia się nic złego, jak w bajce. Mógłby to potwierdzić każdy z 40 tys. pasażerów, którzy co dzień podróżowali przez fikcyjne krainy bezawaryjnymi wagonikami Peoplemover.

W EPCOT podobne pojazdy miały rozwozić mieszkańców z Terminalu Transportowego. Znajdowałby się w jedynym wysokościowcu, położonym w samym centrum miasta wybudowanego na planie koła. Disney zapożyczył ten pomysł z koncepcji miasta promiennego Le Corbusiera, przestudiował także plany Eebeneza Howarda, pomysłodawcy zielonego miasta-ogrodu, czy Henry’ego Forda, który wierzył w miasto wydajne niczym fabryka.

Z terminalu rozchodziłyby się drogi prowadzące przez trzy okręgi. Dzielnica położona środkowo łączyłaby centrum biznesowe, biura międzynarodowych firm oraz miejsca rozrywki. Otaczający je pierścień zajęłaby gęsta zabudowa mieszkaniowa, kolejny – strefa zielona łącząca parki, kościoły, boiska i miejsca rekreacji. Ostatni, zewnętrzny krąg wypełniłaby strefa mieszkalna z willami i rezydencjami. Każdy z jej mieszkańców miałby najwyżej kilka minut spacerem do stacji krążących nieustannie wagoników.

Incheon, Epcot i Panna Młoda

Podobne modele miast powstają i dziś. Jednym z nich jest aerotropolis – jego pępek stanowi lotnisko. Pomysłodawca, prof. John Kasarda z Uniwersytetu Karoliny Północnej, stworzył matrycę metropolii rozchodzącej się koncentrycznie wokół portu lotniczego, każdy z okręgów pełni inną rolę. Próbą wcielenia tej wizji w życie jest rozbudowywane właśnie koreańskie miasto Incheon nieopodal Seulu. Priorytetem jest likwidacja korków i paraliżów komunikacyjnych.

Disney planował ograniczyć ruch samochodowy do weekendowych wycieczek poza miasto. EPCOT otaczałaby obwodnica łącząca miasto z autostradami stanowymi, które krzyżowały się zaledwie kilka mil dalej (to właśnie zadecydowało o lokalizacji projektu). W samym mieście mieli królować piesi. Dlatego ruch kołowy został zesłany... pod ziemię. EPCOT miało żyć na trzech poziomach. Na ziemi – spacerujący i kolejki elektryczne. Pod nimi autostrady i parkingi, a jeszcze niżej – trasy dla ciężarówek, które wyładowywałyby towary przy windach. Śródmieście opanowane przez pieszych – to obrazek, który w latach 60. XX stulecia wydawał się pomieszaniem niemożliwego z prowincjonalną przeszłością. Ale Disney miał intuicję. Mniej więcej w tym czasie władze Kopenhagi postanowiły dać odpór przetaczającym się przez świat pomysłom na zmotoryzowanie miast. Duńska stolica jako pierwsza wyłączyła ruch samochodowy w znacznych partiach centrum i dała pierwszeństwo pieszym. Dziś jest jedynym miastem, w którym jeździ więcej rowerów niż aut, słynie z czystego powietrza, doskonałego transportu publicznego i wysokiego wskaźnika szczęścia. Jest wzorem smart city, najważniejszej dziś koncepcji zrównoważonego i innowacyjnego zarządzania. W wizji Disneya całe śródmieście EPCOT cieszyłoby się umiarkowanym klimatem za sprawą gigantycznej kopuły i kontrolowanej, bezdeszczowej atmosfery. Byłby to technologiczny majstersztyk w sercu dręczonej upałami i wilgocią Florydy. Praktyczną inspiracją dla tej idei były studia filmowe Disneya – pierwszy w całości klimatyzowany kompleks biurowy w Ameryce.

Sztuka kontroli klimatu udała się dopiero w nowym stuleciu. W 2005 r. architekci pustynnego Dubaju stworzyli centrum handlowe ze sztucznym stokiem narciarskim. Wewnątrz Ski Dubai temperatura nie przekracza czterech stopni Celsjusza. A botanicy i technolodzy w Singapurze stworzyli Ogrody nad Zatoką – zielony kompleks na sztucznym lądzie. Jego częścią są kopuły, w których rozwija się roślinność z kilku stref klimatycznych, np. las deszczowy, dżungla amazońska czy kwiaty znad Morza Śródziemnego.

W Iraku trwają z kolei przygotowania do budowy pierwszego miasta wertykalnego, tzw. Panny Młodej. Ma być złożone z kilku wieżowców połączonych w poziomie skwerami i parkami. Przed pustynnym wiatrem i burzami chronić je będzie szklany welon umożliwiający także kontrolę temperatury. Plany przykrycia całych miast kopułami pojawiają się w dręczonych smogiem Delhi czy Pekinie.

Miasto z filmu

Disney zdawał sobie sprawę, że budowa EPCOT będzie wymagała potężnych sojuszników. Przewidział je jako połączenie dwóch potencjałów: wyobraźni koncernu Disneya z inżynierią przemysłów całego kraju. Do współtworzenia przyszłości niezbędni byli technolodzy i projektanci wielu dziedzin, a także sponsorzy chętni testować innowacje w praktyce.

Miał już za sobą podobne współprace. W 1964 r., gdy trwały przygotowania do Wystawy Światowej w Nowym Jorku, wpadł na pomysł stworzenia zaawansowanych technicznie pawilonów. Wtedy po raz pierwszy zadziwił futurystycznymi ciągotami. Wcześniej słynął z nostalgii, jaką serwował bywalcom Disneylandu. Tamtejsza Ulica Główna, celowo zbudowana w skali 5:8, by ożywiać dziecięce odczucie architektury jako wielkiej zabawki, była idylliczną wersją ulic prowadzących przez amerykańskie miasteczka z początku wieku, a całość parku stworzono jako konsekwentną kompilację planów filmowych – złudzenie pozwalające nie tyle oglądać opowieść pełną Kaczorów Donaldów, Psów Pluto i latających Słoników Dumbo, ile poczuć się jej częścią, podróżując dyliżansami, karuzelami i parowcami.

Mało kto był świadomy, jak zaawansowana technologia stanowiła o powodzeniu tej retrokrainy.

Podobnie jak za filmową karierą Disneya, za jego urbanistycznym snem stała twarda inżynieria. Naturalne więc było, że zaufali mu szefowie General Electric czy Monsanto. Na nowojorską wystawę stworzył dla nich niesamowite artefakty. Np. Dom Przyszłości mający prezentować życie ludzi w 1986 r. Był zrobiony w całości z plastiku – od konstrukcji po talerze i kuchenkę mikrofalową. Ale prawdziwym przebojem była Karuzela Postępu, zmechanizowany teatr o czterech scenach, na których audioanimatroniczne (czyli ruszające się i mówiące) roboty odgrywały sceny z życia w różnych dekadach.

Zaprogramowane spektakle oglądały jednocześnie różne grupy widzów, sceny były obrotowe i zapewniały nieustające widowisko. Po jego obejrzeniu można było wjechać na piętro i zerknąć na makietę Miasta Postępu, jedyny trójwymiarowy model EPCOT, jaki w części do dziś się zachował.

Nikt nie wie, kiedy dokładnie Disney wpadł na pomysł miasta przyszłości. Jego współpracownicy przywykli do tego, że ich zaskakiwał i oczekiwał natychmiastowych, realistycznych odpowiedzi na swoje fantazje. Tak było z Disneylandem. Jego plan – ręcznie rysowany i kolorowany – zaczął powstawać w piątek, a już w poniedziałek został pokazany bankierom, którzy zgodzili się współfinansować budowę.

Sojusznikami Walta w jego pragnieniach byli tzw. imageneers – inżynierowie wyobraźni. Zatrudniał ich w przedsięwzięciach filmowych i architektonicznych, byli wśród nich specjaliści ponad 140 różnych profesji: animatorzy, projektanci, rysownicy, architekci, urbaniści. Wspólnie przesuwali granice tego, co wyobrażone i osiągalne. Z osobnych bytów – pragnień i rzeczywistości – stworzyli coś pomiędzy nimi: świat, który choć nigdy wcześniej nie istniał, dawał poczucie powrotu do domu i tęsknoty za czymś znanym, lecz utraconym. Anne Marling, historyk sztuki, nazywała Disneyland architekturą otuchy.

Budowlany dorobek Disneya stał się przedmiotem sporów wybitnych intelektualistów, ponieważ uprawiana przez niego filozofia miejsca szczęśliwego wylała się poza granice parków rozrywki i wywarła niezaprzeczalny wpływ na rzeczywistość. Jean Baudrillard pisał w „Symulakrach i symulacji”, że Disneyland prezentowany jest jako wyobrażony tylko po to, by przekonać ludzi, że reszta świata jest realna. Tymczasem cała Ameryka stała się hiperrzeczywistą mapą pozbawioną terytorium.

Rock Foglesong, badacz Disneya, uważa, że zarówno parki rozrywki, jak i plany EPCOT świadczą o autorytarnych zapędach ich twórcy, który chciał mieć wszystko pod kontrolą. Michael Sorkin, amerykański architekt, którego projekty realizowano m.in. w Malezji, Chinach i Korei Południowej, uważa, że Disney stworzył urbanizm, nie tworząc miast, a projektowane przez niego przestrzenie miały konsumentów, lecz nie obywateli. Miliony ludzi przemykały przez nie, ale nigdy w nich nie zamieszkały. Sorkin uważał Disneyland za utopię pokazującą współczesny świat jako ten, w którym kapitał jednocześnie niszczy i produkuje nowy krajobraz. Także Umberto Eco widział w Disneylandzie alegorię społeczeństwa konsumpcyjnego – przestrzeń ikonizmu absolutnego, w którym ludzie skazani są na pasywność i zmuszeni zachowywać się jak roboty.

Na każdego krytyka przypada jednak entuzjasta. W 1963 r. prof. James Rouse z Harvardu okrzyknął Disneyland najwspanialszym dziełem urbanistycznym w USA. A niedawno Deyan Sudić, dyrektor londyńskiego Design Museum, uznał ten park za architektoniczny odpowiednik osiągnięć NASA. Faktem jest, że niezliczeni projektanci nawiązują do pomysłów Disneya, tworząc centra handlowe, skwery, stacje metra i całe miasta.

Przewidział wszystko

Eksperymentalna Prototypowa Społeczność Jutra nigdy nie powstała. Skala i dalekowzroczność projektu przerosła Roya, brata i wspólnika Walta, i cały twórczy zespół koncernu. Inżynierowie wyobraźni zostali sami z wielką wizją pozbawioną szczegółów. Nie było wiadomo, jak miasto ma funkcjonować w sferze politycznej i prawnej. Jego mieszkańcy mieli być zatrudnieni m.in. w Parku Przemysłowym (Walt wykluczał bezrobocie), ale też mieli zamieszkiwać EPCOT jedynie przez rok. Disney wynegocjował z władzami Florydy całkowitą wolność zarządzania terenem, mógł tam np. budować elektrownie atomowe. Ale czy mieszkańcy mogliby głosować? Jakim sądom by podlegali? I do jakich szkół posyłaliby dzieci? Za dużo niewiadomych, zbyt wielki rozziew między koncepcją a procedurami jej urzeczywistnienia.

Disney chorował na szybko postępujący nowotwór, dręczyła go też dawna kontuzja kręgosłupa. Ale jego wyobraźnia pracowała do końca. Leżąc na szpitalnym łóżku wykorzystywał popękane kafle, którymi wyłożono ściany pokoju, jako mapę – na niej tłumaczył Royowi położenie poszczególnych elementów miasta. Przewidział wszystko, nawet ławeczkę, na której zamierzał siadać z żoną, by patrzeć na nowe, szczęśliwe życie.

EPCOT nie zbudowano. Park rozrywki na Florydzie działa jako Walt Disney World i przyjmuje 6 mln gości rocznie. Koncern przeszedł niebywałą ekspansję, w ostatnich latach wchłonął wytwórnie Pixar, Marvel i LucasFilm, a wraz z nimi armię nowych bohaterów i całe imaginarium „Star Wars”. Może nimi wypełnić nowy park rozrywki w Szanghaju, największy na świecie. Firma stała się niejako monopolistą fantazji, która okryła Ziemię niczym gigantyczna kopuła. Świat XXI w. – przetworzony i zmediatyzowany – przypomina disneyowską bańkę. Fikcja i prawda wzajemnie się symulują, są już niemal nie do rozróżnienia.

Polityka 52/53.2016 (3091) z dnia 18.12.2016; Ludzie i Style; s. 138
Oryginalny tytuł tekstu: "Jutro wymyślił wczoraj"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną