Ludzie i style

Fajnie jak w Danii

Moda na hygge. Dlaczego świat jest tak zafascynowany Danią?

Świat poznaje hygge od niedawna, ale w Skandynawii rzecz ma długi rodowód. Świat poznaje hygge od niedawna, ale w Skandynawii rzecz ma długi rodowód. Patrick Harms / Unsplash
Z opowieści o relaksie, nicnierobieniu i przytulnym otoczeniu Duńczycy zrobili swoją markę handlową. Słowem: dobrze żyją i jeszcze na tym zarabiają.
Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie. Od lat pokazują to różnorodne statystyki.2benny/Flickr CC by 2.0 Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie. Od lat pokazują to różnorodne statystyki.

Swojego klucza do szczęścia Duńczycy upatrują w zjawisku nazywanym hygge. Sama wymowa nastręcza obcokrajowcom trochę trudności – brzmi mniej więcej jak „hugge”. Ale znaczenie jest już znacznie bardziej oczywiste. Słowem hyggeligt Duńczycy opisują błogość, relaks, niespieszną radość z danej chwili – hygge jest wszystko, co wprawia nas w dobry nastrój.

Teraz tę prostą filozofię życia udało im się wyeksportować. Książki o hygge to przedświąteczny hit w wielu księgarniach na całym świecie, także w Polsce. Prestiżowy słownik Collinsa uznał sam termin za jedno ze „słów roku” – obok takich jak „Brexit” czy „trumpizm”, wyjaśniając, że kryje się za nim praktyka tworzenia przyjemnego i przytulnego otoczenia , które wpływa na nasze dobre samopoczucie. W Polsce „hyggują” już modowi i wnętrzarscy blogerzy, na czele z Kasią Tusk, w Poznaniu działa restauracja kusząca skandynawskim designem i niespieszną atmosferą hygge, a firmy odzieżowe opatrują tym hasłem swoje najnowsze kolekcje. Hygge staje się zatem pewnym semantycznym wytrychem do świata pięknych wnętrz wypełnionych ciepłym światłem i ładnymi przedmiotami, a jednocześnie całkiem sprawnie działającym mechanizmem promocji wszystkiego co duńskie poza granicami kraju. Jak trafnie ujął to John Koski z „Daily Mail”, słowo to stało się pewną „nowością w ogólnej obsesji na punkcie wszystkiego, co skandynawskie”.

Dania, najszczęśliwszy kraj świata

Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie. Od lat pokazują to różnorodne statystyki, choćby ponowne pierwsze miejsce w tegorocznym World Happiness Report (Polska zajęła w nim 57. pozycję). W niespełna sześciomilionowym, dość homogenicznym kraju, panuje dobrobyt, państwo troszczy się o obywateli, a rozbieżności pomiędzy zarobkami nie są znaczące. Do tego dochodzi 37-godzinny tydzień pracy i 6 tygodni wakacji, co sprzyja wypracowaniu właściwego balansu pomiędzy pracą a życiem prywatnym (tzw. work-life balance).

Dla mieszkańców Danii niezwykle istotne są też relacje społeczne. – Przeciętny Duńczyk jest np. członkiem 3,5 organizacji społecznych, stowarzyszeń i klubów, wśród nich np. klubów kulinarnych czy robienia na drutach, czyli spotkań osób, które czerpią przyjemność ze wspólnego spędzania czasu w określony sposób. To jest niewątpliwie hyggeligt! – wyjaśnia dr Sylwia Izabela Schab z Katedry Skandynawistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Z kolei profesor Kaare Christensen z Uniwersytetu Południowej Danii w telewizji CBS tłumaczy, że Duńczycy posiadają niewielkie oczekiwania wobec życia, dzięki czemu potrafią się cieszyć z małych rzeczy i odnajdywać spokój i relaks w prostych codziennych doświadczeniach. Stąd może dość popularne w Danii powiedzenie „skromne, ale dobre” oraz tak duża popularność zjawiska zbudowanego wokół hygge.

W lekturach mu poświęconych jak mantra są bowiem powtarzane pewne sformułowania i sposoby spędzania wolnego czasu, które mają nas wprawić w stan błogości, niezależnie od pory roku czy życiowych okoliczności. Wśród nich są m.in. dobre relacje z bliskimi, oddawanie się ulubionej lekturze z kubkiem ciepłego napoju w dłoni (Duńczycy przepadają za kawą), długie rozmowy przy ognisku czy przygotowywanie kulinarnych specjałów z najbliższymi. Wśród form relaksu wymienia się także snucie się po domu bez celu oraz umiejętność nicnierobienia, która ma być równie ważna jak codzienna produktywność.

Oczywiście, według autorów, większość z tych czynności nie obędzie się bez niezbędnych akcesoriów – świec, punktowego oświetlenia, książek, ciepłych skarpet i sezonowych przysmaków. Dużą wagę przywiązuje się również do zdjęć, pamiątek, prezentów od najbliższych. W książce Meika Wikinga „Hygge. Klucz do szczęścia” każda z porad jest dodatkowo opatrzona statystykami w stylu: przeciętny Duńczyk spala w roku średnio 6 kg wosku (najwięcej na świecie – nie licząc świec zapachowych), zjada 8,2 kg słodyczy (4,1 kg – średnia europejska), a 78 proc. Duńczyków przynajmniej raz w tygodniu spotyka się z przyjaciółmi, z rodziną czy kolegami (średnia w Europie to ok. 60 proc.). Nad szczegółowymi danymi unosi się zachwyt nad pięknem i prostotą skandynawskich wzorów lamp i mebli, a także atmosferą najlepszych duńskich lokali (tu zawsze mowa o jednej z najsłynniejszych, ale zarazem najdroższych restauracji na świecie – kopenhaskiej Nomie). Wyraz hygge pojawia się w tych publikacjach dziesiątki razy w najróżniejszych konfiguracjach.

Skąd się wzięła moda na hygge?

Świat poznaje hygge od niedawna, ale w Skandynawii rzecz ma długi rodowód. Dr Sylwia Izabela Schab wyjaśnia, że samo słowo ma rodowód staronordycki, a do duńszczyzny zostało przyjęte – w swoim współczesnym znaczeniu – pod koniec XIX wieku jako import z języka norweskiego. – Staronordycki czasownik hyggja oznaczał „myśleć” oraz „być z czegoś zadowolonym”, później hygge opisywało także opiekę, ochronę, bezpieczeństwo, spokój i „domowy dobrostan”. Współczesne zapożyczenie tego słowa dotyczy znaczenia „pocieszać, cieszyć”.

Badaczka przyznaje, że dziś Duńczycy używają tego wyrazu na potęgę. Zwłaszcza że występuje on nie tylko w funkcji rzeczownika, ale także czasownika (at hygge, at hygge sig) i przymiotnika (hyggelig). Co więcej wyraz ten można połączyć właściwie z każdym dowolnym rzeczownikiem, hyggemor (hygge-mama – kobieta, która potrafi w grupie wywołać atmosferę hygge, zupełnie jak mama w stosunku do dzieci), hyggedag (hygge-dzień – dzień, który spędzamy na przyjemnościach), czy filmhygge (hygge-film – czyli produkcja, przy której możemy spędzać miło czas).

Autorzy wydanych w Polsce książek podkreślają, że pojęcie hygge jest charakterystyczne dla kulturowej tożsamości Duńczyków, podobnie jak wolność dla Amerykanów czy umiłowanie porządku dla Niemców. Marie Tourell Søderberg, autorka „Hygge. Duńska sztuka szczęścia”, cytuje profesora Jeppego Trollego Lineta zajmującego się tym zjawiskiem, który twierdzi, że na jego ukształtowanie wpływ miały głównie klimat Danii, niewielkie rozmiary państwa, tradycje życia domowego, koncepcja państwa opiekuńczego oraz równość społeczna. Zjawisko to miało być również efektem stopniowego topnienia terytorium Danii oraz jego uraty w wyniku licznych wojennych porażek: - Co mogliśmy zrobić w tej sytuacji? Wydawało się, że jedyne wyjście to urządzić się jak najlepiej w tym małym, płaskim państewku, które nam pozostało. Naszą dewizą stał się cytat z duńskiego poety H.P. Holsta: „Zewnętrzna klęska przerodzi się w wewnętrzne zwycięstwo”, czyli wezwanie do „uprawiania ziemi i zdobywania wiedzy” – mówi  Søderberg. To założenie miało doprowadzić m.in. do rozwoju duńskich uniwersytetów ludowych (przygotowujących obywateli do aktywności kulturalnej, artystycznej i obywatelskiej).

Sama Søderberg twierdzi, że hygge to takie duńskie yin i yang, często tworzy się przez kontrast, który mają symbolizować zmarznięte dłonie na kubku gorącej herbaty, czy zimne prześcieradło okrywające nagrzane słońcem ciało. – Hygge to inaczej bycie razem. To nie jest coś typowo duńskiego, raczej pewna ludzka właściwość. Ale hygge może wyglądać inaczej w zależności od miejsca, w którym jest praktykowane – wyjaśnia w rozmowie z POLITYKĄ Marie Tourell Søderberg.

Autorka (która jest popularną duńską aktorką) przyznaje, że jej książka, choć przetłumaczona na kilkanaście języków, nie została wydana w Danii. Co więcej, okazuje się, że ogromna fala popularności tego nurtu… omija ojczysty kraj szerokim łukiem. Duńczykom mieszkającym w Polsce ciężko nawet zrozumieć, że nagle ktoś postanowił z czegoś, co jest dla nich naturalne, zrobić produkt eksportowy i uczynić z niego prostą receptę na szczęście. Hygge jest dla nich, owszem, synonimem czegoś przyjemnego, ale jednocześnie naturalnego. Nie uczy się takiego przedmiotu, nie rozmawia się o tym jako o czymś niezwykłym. – Hygge można znaleźć w duńskich szkołach, ale nie w formie teorii, tylko praktyki – przekonuje Meik Wiking, który na co dzień kieruje Instytutem Badań nad Szczęściem w Kopenhadze. – To np. może być zapalona świeca przy wspólnym czytaniu książki w klasie.

Zajęcia z hygge znajdziemy za to w londyńskim Morley College, gdzie jest ono wykorzystywane jako sposób nauki języka duńskiego – nauczyciele tworzą szczególną atmosferę i zachęcają studentów do zacieśniania wzajemnych więzi.

Zagubieni w modzie na hygge i duńskość

Nie sposób uniknąć wrażenia, że wraz z modą na hygge doszło do pewnego pogubienia porządków. Z jednej strony mamy zachętę do dbania o relacje (w rodzinie, z przyjaciółmi, sąsiadami) i dowiadujemy się, że to nie przedmioty, ale doświadczenia czynią nas szczęśliwymi, z drugiej jesteśmy bombardowani przekazami o tym, jak to dobrze odpoczywa się w ładnych wnętrzach (najlepiej w otoczeniu przedmiotów zaprojektowanych przez samych Duńczyków) lub tych, którym ktoś w kampanii marketingowej dopiął łatkę „hygge-przedmiotów”. W internecie bez trudu możemy znaleźć oferty hygge-mieszkań, hygge-wakacji, a nawet hygge-boxów (pudełek, których zawartość ma nam umilić czas i poprawić samopoczucie), a w oferowanych książkach mniej lub bardziej nachalny product placement w postaci nazw konkretnych mebli, sklepów czy skandynawskich projektantów. I tak praktyka hygge, która z założenia nie powinna się opierać się na konsumpcjonizmie, ale raczej na wartościach duchowych i otwartości na drugiego człowieka, staje się dla niego doskonałą pożywką.

Marie Tourell Søderberg zagrożenia dla hygge nie upatruje jednak w masowej zachęcie do kupowania, ale raczej w tym, że hygge zostanie wyparte przez promocję zdrowego stylu życia, wiążącego się z większą dawką ruchu i nakazem ograniczenia masowo spożywanych przez Duńczyków słodyczy. Winą obarcza też ogłupiającą telewizję i media cyfrowe i społecznościowe, które pociągają za sobą większą potrzebę indywidualizacji i społecznego ekshibicjonizmu (zamiast powolnego skupienia na potrzebach najbliższych).

Sylwia Izabela Schab cytuje refren jednej z kultowych duńskich piosenek – „Szczęśliwy dzień Svantego” z tekstem Benny’ego Andersena: „Życie nie jest najgorszym, co mamy/A za chwilę będzie gotowa kawa”. – Cała piosenka jest zresztą apoteozą zwyczajnych chwil, tego, że wschodzi słońce, że po podłodze przechadza się pająk, że płuca napełniają się świeżym porannym powietrzem. W Polsce już przyjmuje się moda na zewnętrzne atrybuty hygge, takie jak duński design, jak skandynawski styl urządzania mieszkań czy styl ubierania się. Czy sięgniemy głębiej, zwalniając tempo, dając sobie wzajemnie więcej uważności na co dzień, ciesząc się drobiazgami? Mam taką nadzieję.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną