Od ponad miesiąca Michał Materla siedzi w poznańskim areszcie. Prokuratura oskarża go o członkostwo w zorganizowanej grupie przestępczej i handel narkotykami. Kaliber zarzutów oraz renoma mistrza walki sprawiły, że został uznany za aresztanta stwarzającego zagrożenie dla jednostki penitencjarnej: trafił do pojedynczej celi, nosi pomarańczowy drelich. Obrońca Materli, mecenas Jakub Łysakowski: – Taki status podejrzanego działa na wyobraźnię, ale póki co postanowiliśmy tego nie kwestionować. Będąc odizolowany, Michał nie daje prokuratorowi pretekstu do jakichkolwiek podejrzeń o wpływanie na bieg śledztwa.
Raz dziennie przysługuje mu spacer. Ma dostęp do telewizji. Z więziennej biblioteki może zamówić książki. Może przygotowywać sobie posiłki. W produkty zaopatruje się w więziennym sklepiku. W celi trenuje dwa, trzy razy dziennie. – Traktuje tę sytuację jak obóz treningowy o zaostrzonym rygorze. Twierdzi, że gdy wyjdzie, napisze poradnik o treningu z wykorzystaniem tylko masy ciała i podręcznych sprzętów, jak łóżko albo taboret – mówi mecenas Łysakowski.
Serce do walki
Życie Michała Materli stanęło na głowie tydzień przed Bożym Narodzeniem. Nad ranem do jego szczecińskiego apartamentu wpadła kilkunastoosobowa grupa antyterrorystów z Centralnego Biura Śledczego. To był element szerzej zakrojonej akcji, w ramach której w kilku województwach zatrzymano 21 osób podejrzewanych o udział w gangu. CBŚ opublikowało film z zatrzymania Materli. Widać na nim, jak po wyważeniu drzwi uzbrojeni antyterroryści tłoczą się w korytarzu, a przez chmurę dymu z granatów hukowych można dostrzec Materlę unoszącego ręce w górę. Na następnym ujęciu mistrz leży skuty na podłodze. Na kolejnym kamera pokazuje cienkie stosiki stuzłotowych banknotów, kilka zegarków i telefonów komórkowych.