Film. Mały Hans obija piłeczką tenisową ścianę familoka. Na ścianie jest narysowany kredą zarys bramki. W niej zakreślone pola z koślawymi cyframi. Hans mówi eins – tenisowa piłeczka uderza w pole z jedynką. Hans mówi sieben – piłeczka trafia w siódemkę. Ma też prawdziwą piłkę – dostaje ją od tajemniczego mężczyzny w kapeluszu, który zjawia się znikąd, gdy Hans jest na podwórku. Piłka ma skazę – jest na niej pieczątka z nazistowską gapą. Pochodzenie Hansa jest problemem. Banasiów odwiedzają smutni panowie ze Służby Bezpieczeństwa. Jeden z nich wręcza Jankowi prezent – nóż sprężynowy z czerwoną gwiazdą, a potem zmusza go do rozprucia piłki. Krzyczy: Tu jest Polska, a ty masz polskie imię.
Życie: Jan Banaś jest nieświadomy swojej niemieckości. Wychowany przez dziadków najpierw w Katowicach, a potem w Mikołowie. Mamę widuje wieczorami, gdy wraca z pracy (jest księgową). O ojcu wie tyle, że był Niemcem i zginął na froncie. – Kazała mi się za niego modlić – mówi Jan Banaś. Żyją biednie. O skórzanej piłce Janek może tylko pomarzyć. Czasami takie cudo przyniesie na hasiok, żużlowe boisko, któryś z kolegów. Prawdziwą piłką Janek gra dopiero, gdy trafia do młodzieżowego klubu Zryw z Chorzowa. W juniorskim futbolu to wówczas krajowa potęga – na początku lat 60. Zryw dwa razy z rzędu zdobywa mistrzostwo Polski. Za drugim razem pokonując w finale Górnika Wałbrzych 10:1. Banaś, pieszczotliwie zwany Bubi, na prawym skrzydle jest nie do zatrzymania, czaruje dryblingami, strzela w tym meczu trzy gole. Ogląda go 80 tys. ludzi – finał zorganizowany jest na Stadionie Śląskim, tuż przed meczem pucharowym Górnika Zabrze z Tottenhamem Londyn.
Z powodu swojego pochodzenia nie ma żadnych nieprzyjemności.