Ludzie i style

Zróbmy sobie RWS

Warzywa prosto z pola dla każdego

Adrianna Augustyniak i Bartek Kembłowski; na ich pięciu hektarach w Dobrzyniu zaczyna się warzywny łańcuch kończący się na miejskich stołach. Adrianna Augustyniak i Bartek Kembłowski; na ich pięciu hektarach w Dobrzyniu zaczyna się warzywny łańcuch kończący się na miejskich stołach. Anna Musiałówna / Polityka
Gdy zaczynali, prawie nikt w nich nie wierzył. Dziś zaopatrują w warzywa blisko 260 gospodarstw domowych z centralnej Polski. A przy okazji robią małą rolniczą rewolucję. Wspieraną przez społeczność.
W tunelu foliowym rosną warzywa tropikalne.Anna Musiałówna/Polityka W tunelu foliowym rosną warzywa tropikalne.

Gospodarstwo rozciąga się od szosy, która łączy Dobrzyń z Leniami Wielkimi, aż do wysokiej skarpy. W dole płynie Wisła, rozlewa się tu – spiętrzona zaporą w nieodległym Włocławku – wyjątkowo szeroko. Ziemia jest pocięta na wstążki, jeden pas obok drugiego. Wszystkie identyczne. Rzepak, pszenica, ziemniaki. III klasa, tzw. dobra kultura, w pół drogi między ugorem a czarnoziemem.

Jedna ze wstążek wyraźnie się odcina – składa się z poprzecznych pasków o różnych odcieniach zieleni. Gigantyczny warzywnik wciśnięty między monokultury to gospodarstwo Adrianny Augustyniak i Bartka Kembłowskiego, którzy na prawie pięciu hektarach uprawiają warzywa dla 260 posiadaczy abonamentów z Warszawy, Torunia i Bydgoszczy. – Jesteśmy erwuesem, czyli gospodarstwem rolnym wspieranym przez społeczność, jednym z dwóch najstarszych w Polsce.

Ziemniaki z purpurą

To nie jest długa historia. Zaczyna się cztery lata temu, gdy Bartek Kembłowski, syn rolników, kończy socjologię w Toruniu. Zatrudnia się w sieci handlowej w stolicy, awansuje, po roku dowodzi działem w supermarkecie. W weekendy przyjmuje dostawy pralek i odkurzaczy, w czwartki ma wolne, więc jeździ do rodzinnego domu w Dobrzyniu. W stojącej koło czereśniowego sadu szklarni sadzi rzędy ostrych papryczek – habanero, jalapeno, tabasco, piekące do zakrztuszenia. Owocują bujnie i wdzięcznie, zakłada im więc profil na Facebooku.

Pewnego dnia przez ten profil właśnie odzywa się członkini jednej z warszawskich kooperatyw. Jest młodą matką, szuka rolnika, który zgodziłby się zawrzeć z grupą mieszkańców Ursynowa produkcyjny sojusz. Na cały opłacony z góry sezon dostaw. Rolnik ów, wzorem amerykańskich producentów działających pod szyldem Rolnictwa Wspieranego Społecznie (Community Supported Agriculture), miałby co tydzień dostarczać paczki z warzywami.

Polityka 35.2017 (3125) z dnia 29.08.2017; Na własne oczy; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Zróbmy sobie RWS"
Reklama