Ludzie i style

Pierwsza okładka polskiego „Vogue′a” nie jest ani zła, ani dobra. Jest zabawna

Pierwsza okładka polskiego „Vogue′a” Pierwsza okładka polskiego „Vogue′a” mat. pr.
Jeśli twórcy polskiej edycji „Vogue′a” chcieli zyskać rozgłos, to z pewnością się im udało.

13 lutego Polacy w internecie podzielili się na dwa obozy: tych, którym podoba się okładka czasopisma autorstwa Juergena Tellera, i tych, którzy byli nieco mniej entuzjastyczni. Po obu stronach padały poważne zarzuty.

Tych, którzy kręcili nosem, nazywano pozbawionymi gustu zwolennikami ociekającej złotem, buraczanej, nowobogackiej estetyki. Tych, których zdjęcie zachwyciło, pytano o powody. Spór płonął, dzieląc internautów coraz bardziej. Mało kto zauważył, że okładka nie jest ani dobra, ani zła. Jest tylko bardzo zabawna.

Spójrzmy bowiem prawdzie w oczy. Oto Polska doczekała się własnego „Vouge′a”. Ekskluzywnego żurnala, w którym połowa stron to reklamy, a druga to zdjęcia ubrań. Czasopisma wydawanego w wielu krajach świata z myślą o zamożnym, wyrobionym odbiorcy, który interesuje się modą, ale i ma zasobny portfel.

Wreszcie dostrzeżono nad Wisłą klienta na ekskluzywne treści

Biblia mody – mówią niektórzy. Wyczekiwane potwierdzenie, że Polska jest krajem na tyle zamożnym, że stać nas na modę z wyższej półki. Odtąd młode wielbicielki świata mody mogą już marzyć, że trafią na okładkę nie niemieckiego, francuskiego czy amerykańskiego „Vouge′a”, ale naszego, polskiego. To w branży spore wydarzenie – bez żartów i śmiechów. Dowód na to, że dostrzeżono nad Wisłą klienta na ekskluzywne treści. Oraz na tyle prężny rynek mody, by było czym zapełnić gazetę.

I oto na okładce czasopisma – Polska w pełni. A właściwie nie Polska, tylko Warszawa. Ta cudowna, pełna paradoksów stolica. Stan umysłu, powiedzieliby niektórzy. Fragment placu Defilad, Pałac Kultury, śnieg z deszczem i smog. Dwie modelki i czarna Wołga. Jak w ogóle wyjaśnić komuś, kto tu nie mieszka, że to cudowna kwintesencja miasta? Jak dowcipny komentarz do wszystkiego, co człowiek chciałby w życiu osiągnąć.

Więc po kolei. Miejsce sesji zdjęciowej – plac Defilad. Przestrzeń, która w każdym warszawiaku budzi co najmniej ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza od czasu, gdy stała się połączeniem dworca autobusowego z parkingiem. Do tego chodniki nierówne, no i ten bruk. Modelkom należy się jakiś medal za to, że w ogóle odważyły się stanąć na wysokim obcasie na tej nierównej powierzchni, którą nikt od lat się nie zajmuje.

A za ich plecami rośnie Pałac. Nasz kochany symbol, znienawidzony obiekt niezgody. Pomnik czasów słusznie minionych. Oswojony, zaadaptowany na nowe cele. Na wieczność brudny, bo któż by pamiętał jego kłującą w oczy biel. Wyznaczający symboliczny środek miasta, ale stojący w tej bolesnej pustce. Turyści ochoczo robią sobie pod nim zdjęcia, bo czegoś takiego jeszcze nigdy nie widzieli.

Nowy premier od dziecka marzy, żeby go wyburzyć, władze miasta raz na dekadę zastanawiają się, czy go czymś nie zasłonić. A on jak na złość stoi i ma się dobrze – jako dom dla teatrów, uczelni i muzeów. Nie ma bardziej warszawskiego uczucia niż to, które kieruje się do Pałacu Kultury. Ta mieszanina dumy i zniechęcenia...

Pałac, smog i Wołga

Pałac wydaje się blady, bo nad miastem zawisła mgła. Ale przecież to nie mgła, my wiemy – to nasz nowy przyjaciel smog. Szary, paskudny, wiszący nad miastem od listopada do końca zimy. Zabijający nas powoli i cichutko. Drażniący nasze nosy niekoniecznie delikatnym zapachem spalenizny. Podrażniający oczy. Ściągający na nas całe spektrum chorób, od migreny po atak serca. Smog, który wszystko oplata tą mgłą, czyniąc Warszawę tak miękką w swych kształtach. Tak beznadziejnie szarą, tak pogodzoną ze swoim losem. Warszawiak smog zna i akceptuje, tylko nieliczni noszą maseczki, reszta przyjmuje smog z całym dobrodziejstwem inwentarza, chłonąc go pełną piersią. Nic się nie da zrobić, samochody będą smrodzić, ludzie będą palić sklejką, domy będą wyrastać tam, gdzie kiedyś hulał wiatr. Tak być musi. Jest w tym taki spokojny fatalizm.

Ale to nie wszystko. Na piękne modelki pada deszcz ze śniegiem. Oczywiście, że pada deszcz ze śniegiem – najpaskudniejsze zjawisko pogodowe w przyrodzie. Kwintesencja zimy w mieście, chandra na zamówienie. To właśnie nasz warszawski listopad, nasza połowa grudnia, nasz styczeń. Żadnych białych świąt, żadnej magii. Tylko ten koszmarny deszcz ze śniegiem, który jest zimny, który sprawia wrażenie równie brudnego i beznadziejnego co smog. Ponownie – to coś, na co warszawiacy chcąc nie chcąc się godzą, bo cóż zrobić, taki mamy klimat. Zakładają na siebie kolejne warstwy swetrów, głównie burych kurtek i dorzucają parę dobrze ocieplanych butów. Pędzą przez miasto, byle szybciej dostać się do miejsca pracy, byle się ogrzać i zapomnieć, że tam, za oknem, rozgrywa się poglądowa lekcja o tym, dlaczego Polacy nigdy nie będą szczęśliwi.

No i Wołga. Zaparkowana jakby bokiem na środku placu. Czy to ta Wołga, którą straszono niegdyś dzieci? Przyjechała teraz w nowych czasach, żeby trochę się pośmiać z naszych dawnych lęków i miejskich mitów? A może stoi głównie po to, by przypomnieć o tych wszystkich fatalnie zaparkowanych samochodach w centrum miasta, które zabierają połowę chodnika, pół miejsca parkingowego i jeszcze jakimś cudem uniemożliwiają zaparkowanie na miejscu dla inwalidów?

Ponownie – dla warszawiaka to nic nowego. Każdy umie się przecisnąć pod ścianą budynku, gdy przegra w beznadziejnej walce o chodnik. No i jak się nie zaśmiać z faktu, że po tylu latach słabych dowcipów i suchych puent Wołga w końcu trafiła na okładkę „Vogue′a”?

I tak sobie człowiek na to zdjęcie patrzy i myśli, że ono jest po prostu bardzo zabawne. Zachciało się nam luksusu, polskiego „Vogue′a”, jakiejś ucieczki z ponurej rzeczywistości i szarości. Zamiast tego dostaliśmy codzienność z dodatkiem przepięknych modelek, którym zapewne nieco zmarzły odsłonięte w zimie nogi. Ale może to dobrze, ponoć elegancka kobieta zawsze trochę marznie.

Poza tym jak zwykle: jest zimno, nad miastem smog, pada śnieg z deszczem i znów ktoś zaparkował krzywo w Śródmieściu. I jeszcze to zdjęcie tak krzywo troszkę wyszło. Chciałoby się sparafrazować najlepszą sztukę o polskości, jaka powstała: „Chciałeś, chamie, złoty »Vouge«, ostał ci się jeno smog”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama