Ludzie i style

Szpiedzy z sąsiedztwa

Berlińskie muzeum szpiegów

Sala z laserami, które zwiedzający musi starać się ominąć. Sala z laserami, które zwiedzający musi starać się ominąć. Gregor Fischer/DPA / PAP
Już u wejścia wiadomo, co jest grane. Termowizyjny kontur zwiedzającego pokazuje mu, że Wielki Brat czuwa – jesteś elektronicznie przejrzysty, biometrycznie kontrolowany, podpatrywany przez drony...
Gablota z truciznamimateriały prasowe Gablota z truciznami
Trabant enerdowskiej Stasi z kamerą termowizyjnąmateriały prasowe Trabant enerdowskiej Stasi z kamerą termowizyjną
Pistolet ukryty w szmince i aparat wbudowany w biustonoszmateriały prasowe Pistolet ukryty w szmince i aparat wbudowany w biustonosz
Używany przez Stasi w latach 50. aparat fotograficzny w pudełku zapałek i pistolet, który chowało się w rękawiczce.materiały prasowe Używany przez Stasi w latach 50. aparat fotograficzny w pudełku zapałek i pistolet, który chowało się w rękawiczce.
Słynna niemiecka maszyna szyfrująca Enigma, egzemplarz z 1923 r.materiały prasowe Słynna niemiecka maszyna szyfrująca Enigma, egzemplarz z 1923 r.

Pierwotnie berlińskie muzeum szpiegów miało być na peryferiach miasta. W willi, z której w 1962 r. na „most szpiegów” wyprowadzono Gary’ego Powersa, pilota szpiegowskiego U2 zestrzelonego nad ZSRR, by go wymienić za niemieckiego komunistę skazanego w USA za szpiegostwo na rzecz KGB. W końcu jednak powstało w śródmieściu, przy Leipziger Platz, gdzie po enerdowskiej stronie muru berlińskiego był pas śmierci.

Stała ekspozycja to około 300 eksponatów, wśród nich słynna Enigma. Są też gadżety z czasów zimnej wojny. Mikrofony w biustonoszu. Aparaty fotograficzne w szmince do ust czy w pudełku zapałek. Strzelające długopisy. Jest trabant enerdowskiej Stasi z kamerą termowizyjną pozwalającą stwierdzić, ile osób znajduje się w pobliskim pomieszczeniu. Jest „bułgarski parasol” ze strzykawką, jakim w 1978 r. zamordowano w Londynie dysydenckiego pisarza Georgija Markowa. Jest konewka z wbudowanym aparatem, którym agentka Stasi fotografowała obecnych na pogrzebie enerdowskiego dysydenta Roberta Havemanna. Są zestawy trucizn oraz „konserwy zapachowe” przesłuchiwanych. Można obejrzeć kamery i mikrofony podsłuchowe zakładane w hotelach, sfałszowane paszporty. Są nawet uprzęże dla „żywych dronów” z pierwszej wojny światowej, czyli gołębi, które wracały przez front z przyczepionymi szyfrogramami…

Stare jak świat

Szpiegostwo to drugi z najstarszych zawodów świata – mówi dyrektor muzeum Joachim E. Thomas. Już w starożytnych Chinach, podobnie jak w krajach totalitarnych XX w., władze poprzez dozorców szpiegowały własnych poddanych. A w Egipcie faraonów stosowano całkiem współczesny wywiad i dezinformację. W Grecji ryto tajne informacje na deszczułkach pokrywanych następnie woskiem z zupełnie innym napisem. A w XVII w. szmuglowano kartki w skorupie niemal nienaruszonych kurzych jaj.

Ekspozycja koncentruje się jednak na XX i XXI w. W czasach zimnej wojny – głosi z dumą muzeum – Berlin był światową stolicą szpiegów. Ale w trakcie obu wojen była nią raczej Szwajcaria. Stąd w 1917 r. niemiecki sztab generalny przerzucił do zrewolucjonizowanej Rosji „zarazę” (słowo Churchilla) w postaci Lenina. I tu w czasie drugiej wojny spotkali się emisariusze Abwehry z wywiadem brytyjskim i amerykańskim.

Potem jednak stolicą tą był podzielony na strefy Berlin, miejsce rywalizacji tajnych służb z obu stron żelaznej kurtyny. W muzeum jest makieta miasta z setkami placówek wywiadowczych i kontrwywiadowczych – rezydentur, technicznych instalacji nasłuchowych, podkopów, tajnych mieszkań. Z interaktywną informacją, co i kiedy się tam działo.

Zamysłem muzeum nie jest olśnienie zwiedzającego technicznymi możliwościami szpiegowania, podsłuchu, podglądu. Nie chodzi o sianie paniki, lecz świadome poruszanie się w świecie postępującej przezroczystości, niemal nieograniczonego podglądania, podsłuchu, konsumpcyjnego sterowania. Dziś konewki Stasi są anachroniczne, bo cyfrowe możliwości – jak to pokazał Snowden – są dużo wydajniejsze. Aż po cyfrowe manipulowanie nastrojami w kampanii wyborczej. Nie jest natomiast anachroniczne powiązanie terroryzmu z tajnymi służbami. Przy Leipziger Platz można prześledzić powiązania zachodnioniemieckiej RAF (Frakcji Armii Czerwonej) z enerdowską Stasi. A także przykłady morderstw „na zamówienie”.

Działalność tajnych służb jest pożywką dla teorii spiskowych: skoro Brytyjczycy nadal nie ujawniają wszystkich akt śmierci generała Sikorskiego, to znaczy, że byli w nią zamieszani; skoro FBI nadal zaczernia ujawnione przez Trumpa fragmenty akt w sprawie śmierci Kennedy’ego, to musi mieć coś za uszami; skoro rząd amerykański dopiero teraz odrzuca program antywirusowy Kaspersky’ego, to znaczy, że komuś kiedyś zależało na otwarciu amerykańskiego systemu dla Rosjan. I tak można bez końca.

Sekrety agentury

Narzędziem szpiega jest zdrada. Aż trudno sobie wyobrazić, że w 1938 r. brytyjski kontrwywiad MI5 miał tylko 26 urzędników. Ale już na początku wojny Brytyjczykom systemem podwójnych agentów (double cross) udało się sparaliżować wywiad niemiecki na Wyspach. 4 września 1939 r. aresztowano wracającego z Hamburga Walijczyka – „mały, niedożywiony, szczupły, sprytny, z kanciastą twarzą i odstającymi uszami”. Zgodził się z więziennej celi nadawać to, co mu nakaże MI5. Zażądał dostarczenia do Holandii szyfrów meteorologicznych dla rzekomego agenta. Do 1943 r. wyłapano 126 agentów Abwehry, z których kilku nadawało dalej, co im kazano. Dzięki temu systemowi udało się w 1944 r. wprowadzić Niemców w błąd co do miejsca inwazji we Francji.

Wśród agentów obrotowych byli obok Niemców (oficer Abwehry ps. Arlekin), Brytyjczyków (głośny oszust Zygzak), Hiszpanów (Garbo) także Polacy, jak Roman Garby-Czarniawski (Brutus), pozyskany w 1941 r. przez Niemców w Paryżu i przerzucony w 1943 r. do Wielkiej Brytanii. Mimo że dla Brytyjczyków był „zbyt patetyczny i zarozumiały”, a dla Niemców (i londyńskich Polaków) niepewny, to – co potwierdzały niemieckie szyfrogramy – wpłynął na błędne wyobrażenie Niemców o koncentracji sił alianckich przed inwazją. Nie można natomiast za podwójną agentkę uznać Haliny Szymańskiej, która po zajęciu Warszawy przez Niemców dzięki przedwojennej znajomości z szefem Abwehry admirałem Canarisem wyjechała do Szwajcarii, gdzie – jako sekretarka polskiej ambasady – spotykała się w Bernie zarówno z przedstawicielem opozycyjnej „czarnej orkiestry” w Abwerze, jak i z samym Canarisem, przekazując wiosną 1941 r. informacje z Berlina, że mimo nasilenia bombardowań inwazja Wielkiej Brytanii została odwołana, a szykowana jest wojna na wschodzie. Autor dziejów MI6 Keith Jeffrey notuje jednak, że Canaris używał tego polsko-brytyjskiego kanału zarówno do informowania, jak i dezinformowania aliantów. Co jest normalną grą tajnych służb.

Szpiedzy jak Templariusze

Brytyjczycy wygrali systemem podwójnych agentów z Niemcami, ale przegrali z Moskwą, której w połowie lat 30. udało się pozyskać „pięciu z Cambridge”. Zdaniem historyka MI5 Christophera Andrew: „Wszyscy zbuntowani zarówno przeciwko surowej moralności seksualnej, jak i anachronicznej strukturze klasowej Wielkiej Brytanii okresu międzywojennego”. W Moskwie traktowano ich początkowo podejrzliwie, uważając, że są manipulowani, a i później ponoć wiele z informacji bezproduktywnie zalegało radzieckie sejfy, bo nie pasowały do stalinowskiego obrazu świata.

Szpiedzy Stalina byli natomiast skuteczni w konkretach. Amerykańską bombę skopiowano w ZSRR już po czterech latach, m.in. dzięki zdradzie zaangażowanych w jej budowę fizyków, jak Klaus Fuchs – niemiecki komunista, który od 1943 r. pracował w Los Alamos. Zdemaskowany w 1946 r. odsiedział 14 lat i w 1959 r. przeniósł się do NRD.

W berlińskim muzeum można wysłuchać (z angielskimi napisami) obszernych teleopowieści o efektownych akcjach szpiegowskich – historyków, toksykologów, ekspertów terroryzmu, a przede wszystkim samych szpiegów i ich oficerów prowadzących, jak Werner Grossmann, jeden z szefów wywiadu NRD, czy Rudolf Staritz z Abwehry opowiadający, jak to w 1943 r. szkolił na szpiegów radzieckich jeńców wojennych. Kto w ostatnim momencie odmówił przerzucenia przez front, był natychmiast rozstrzeliwany, kto nie odmówił – ten wkrótce ginął z rąk radzieckiego Smiersza.

Dyrektor muzeum przestrzega, by tych opowieści nie traktować zbyt dosłownie, bo byli szpiedzy to z jednej strony zakon niedostępnych – niczym templariusze, z drugiej podbarwiają swoje zasługi. Przykładem Rainer Rupp. Urodził się już po wojnie w Niemczech zachodnich i na fali protestu przeciwko wojnie wietnamskiej uwierzył, że słuszność jest po stronie „realsocjalizmu”. Pod koniec lat 70. z dobrą przykrywką, bo żonaty z córką brytyjskiego oficera, podjął pracę w centrali NATO w Brukseli. I w 1983 r. jako Topaz uratował jakoby Europę przed wojną atomową. Swym wschodnioberlińskim mocodawcom doniósł, a oni przekazali dalej, że manewry NATO „Sprawny łucznik” to rzeczywiście manewry, a nie – jak się obawiano w Moskwie – początek ataku na Układ Warszawski. Po zjednoczeniu Niemiec Topaz został zdemaskowany i skazany na 12 lat, z czego odsiedział 7. I dla niemieckiej lewicy jest takim bohaterem, jak dla naszej prawicy pułkownik Kukliński.

Tyle że ujawnione w 2013 r. protokoły radzieckiego biura politycznego nie wskazują na jakąś wojenną panikę w Moskwie przed manewrami NATO. Czyżby jeszcze jeden fake hero szpiegowskiego świata? Rupp to „templariusz” z wyraźnym parciem na szkło. Gdy jeszcze był w więzieniu, postenerdowska PDS zaoferowała mu stałe komentarze w „Neues Deutschland”. A w 2016 r. ze swadą wychwalał przed kamerami Russia Today aneksję Krymu i rozumnego Trumpa przeciwko skorumpowanej Hillary.

W stylu Jamesa Bonda

Muzeum przy Leipziger Platz jest multimedialne. W listopadzie można tu było wysłuchać odczytu o Aleksandrze Litwinience otrutym za to, że zmienił front. A w kafeterii przejrzeć najnowszą literaturę szpiegowską, m.in. dokumentację współpracy Hemingwaya z wywiadem tak amerykańskim, jak i radzieckim. Ale bez paniki. Noblista nie był zdrajcą, lecz gadułą i agentem wpływu... Bardziej pociągające są biografie podwójnych i potrójnych agentów, jak Heinza Felfe, najpierw w hitlerowskiej SD, a potem – z polecenia KGB – w zachodnioniemieckim BND. Zdemaskowany i skazany został wymieniony na „moście szpiegów” za 21 zachodnich szpiegów więzionych na wschodzie.

Próżno natomiast w muzeum szukać psychicznych i moralnych „szkód ubocznych” szpiegowskiej profesji, co z kolei coraz bardziej pociąga literaturę faktu i beletrystykę. Świadectwo takiej degrengolady przedstawił kilka lat temu syn Güntera Guillaume’a, agenta NRD i osobistego sekretarza Willy’ego Brandta. W „Obcym ojcu” Peter Boom drastycznie opisuje autorytarny sposób bycia rodziców, ich proces i swój wstyd, wstrząs deportacji do NRD, obrzydliwe zachowanie ojca po amnestii i swój ponowny powrót na Zachód. Takie rozdwojenie jaźni w życiu codziennym szpiegów eksploatował serial „Amerykanie” o parze radzieckich szpiegów przerzuconych w dzieciństwie do USA jako „śpiochy”, skojarzonych w fikcyjne małżeństwo, ale z realnymi dziećmi.

Film premiuje akrobatykę w stylu Jamesa Bonda, ale literatura wskazuje na psychiczne i moralne koszty szpiegostwa. „Przypuszczam, że są we mnie dwaj różni ludzie”, wyznał swemu biografowi Kim Philby, rozgoryczony życiem w ZSRR. Tę schizofrenię od lat tropi John Le Carré, klasyk brytyjskiej powieści szpiegowskiej. Jego Smiley to anty-Bond. Żaden szpiegowski atleta pijący z najpiękniejszymi dziewczynami najlepsze trunki w najlepszych hotelach, lecz niepozorny urzędnik, który ponosi porażki i jest zdradzany przez żonę. Stale mu giną agenci, a jego sukcesy są najwyżej połowiczne. Ale zarówno Madeleine Albright, amerykańska sekretarz stanu, jak i Jewgienij Primakow, premier Rosji (a przez pewien czas wiceszef KGB), przyznali, że utożsamiali się właśnie ze Smileyem.

Szpiedzy obrotowi? Co to za ludzie? „Wspaniali”? W muzeum nie trzeba się szczypać w rękę, aby się ocknąć ze szpiegowskiej legendy podsycanej przez imponujące gadżety.

Dzisiejsze szpiegostwo

Niby enerdowska Stasi czy radziecka KGB wszystko wiedziały, a jednak historia wymknęła im się z rąk. Do szpiclowania 17 mln ludzi było w NRD 100 tys. tajnych współpracowników. A jednak NRD implodowała. Mimo wszechobecnej KGB rozpadł się także ZSRR. CIA miała informacje, że Al-Kaida szykuje atak w USA. Sama informacja nie wystarcza.

Sukcesy tajnych służb bywają równie efektowne jak porażki, niekiedy zresztą widoczne na tym samym przypadku. Sukcesem europejskich służb było w ub.r. szybkie dopadnięcie Anisa Amriego, który rok temu zamordował w Berlinie polskiego kierowcę i wjechał jego tirem w bożonarodzeniowy kiermasz, zabijając 11 i raniąc 55 osób. Po kilku dniach zginął we Włoszech w czasie policyjnej kontroli. Ale ta sprawa to też przykład nieudolności służb kilku krajów. Tunezyjczyka notowano jako skłonnego do przemocy handlarza narkotyków, który powinien być deportowany. Niemniej przez cały rok z łatwością przemykał się przez administracyjną sieć Włoch, Szwajcarii i Niemiec. To także fakty.

Berlińskie muzeum wskazuje na dzisiejsze realia szpiegostwa. To już nie tajne skrzynki w parku, wydrążone cegły i przedarte banknoty, lecz big data – hakerzy, a nawet portale społecznościowe. W tym muzeum można się przekonać, jak szybko maszyna jest w stanie złamać internetowe hasła dostępu. Na przygotowane przeze mnie starczyło jej 11 sekund. Można się również dowiedzieć, że Austriak Max Schrems w 2015 r. zażądał od Facebooka wydania mu jego danych. Otrzymał 1200 stron akt, po czym w 22 punktach wytoczył Facebookowi sprawę o bezprawną inwigilację.

Ale kto chce tutaj rozrywki, to ją ma. Można tu – co modne dziś w muzealnictwie – pozwiedzać sobie interaktywnie. Przejść przez laserowy egzamin – jak Tom Cruise w „Mission Impossible”. Zaszyfrować i rozszyfrować tekst. Jest tu też dział Jamesa Bonda z takimi rekwizytami filmowymi, jak radzieckie mundury czy spodnie i koszula Buźki – Richarda Kiela mierzącego 2,17 cm.

Polityka 11.2018 (3152) z dnia 13.03.2018; Ludzie i Style; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Szpiedzy z sąsiedztwa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną